Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 stycznia 2014

                                                                    ***
21
                                          
                                   Są tacy którzy uciekają od cierpienia, miłości.
                                Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, 
                                             nikomu służyć, nikomu pomagać.
                              Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając
                                          od miłości , ucieka od  samego życia.
                                                      Zamyka się w sobie.                                            

W mojej głowię kotłowało się tysiące myśli i ta jedna najważniejsza ''Dlaczego?''.Czułam się jak szmata, panienka do towarzystwa która jest na każde wezwanie wielkiej gwiazdy.Obrzydza mnie myśl, że mogli robić to w naszym wspólnym łóżku, ale nie chciałam o tym myśleć. Na dworze robiło się coraz później i zimniej, a w dodatku zaczął sypać śnieg bynajmniej nic w tym dziwnego w końcu był 12 grudnia, ale jak 2 tygodnie nie masz okazji widzieć świata zewnętrznego jest to naprawdę dziwne uczucie.Z każdą sekundą przyśpieszałam coraz bardziej by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu.
-Już idę!-czekając przed drzwiami usłyszałam zachrypnięty, męski głos.
Gdy otworzyły się drzwi wybuchłam płaczem.Owszem był czas gdy nie widzieliśmy się nawet pół roku, ale tutaj jak nigdy brakował mi go.Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaki jest dla mnie ważny i jak go kocham.
-Tosia, moja córeczka.-utonęłam w jego mocnym uścisku.
-Tęskniłam tatusiu.-staliśmy w drzwiach nawzajem ocierając łzy ze swoich zmarzniętych policzków.
-Wejdź do środka na pewno zmarzłaś i jesteś zmęczona.
Rozebrałam się i udałam do salonu aby ogrzać się przy kominku.Trudno mi uwierzyć, że w końcu jestem w domu i nie muszę się martwić, że ktoś może mi coś zrobić w końcu czułam się bardzo bezpiecznie.
-Tosia!-przyglądając się zimowemu krajobrazowi usłyszałam głos nikogo innego jak tylko Camili.
-Jak dobrze cię widzieć.-dosłownie rzuciłam się w jej ramiona, trochę dziwnie się czułam wiedząc, że jej córka jest w ciąży z moim chłopakiem ale przecież to nie była jej wina.Nie chciałam psuć naszych relacji bo jest dla mnie jak matka, a jej bardzo mi brakuje.
-Gdzieś ty była dziewczyno, z ojcem wychodziliśmy z siebie. Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że jesteś tutaj.-słysząc te słowo trudno było mi powstrzymać wzruszenie.Cieszyłam się, że jestem dla kogoś tak bardzo ważna.
-Długo by opowiadać.W skrócie to Eryk, on mnie uprowadził i gdzieś przetrzymywał, ale na szczęście udało mi się jakoś uciec.
-Ale jak sama trafiłaś do Dortmundu?-cały czas pytała zszokowana Camila.
-Jakiś pan jechał w tą stronę i mi pomógł, kto wie gdyby nie on mogłoby mnie tutaj nie być.-usiadłam na fotelu wpatrując się w ich przerażone miny.
-Nie będziemy Cię męczyć, idź się odświeżyć i położyć ja zrobię kolacje i jakąś ciepłą herbatę.-przytuliłam ich oboje i poszłam na górę.
Na chwilę obecną marzę jedynie o gorącej i długiej kąpieli w końcu nie miałam okazji na to od 2 tygodni.Zabrałam ciuchy z szafy i udałam się do łazienki.Szybko wskoczyłam do gorącej wody i powoli zaczęłam się relaksować.
Odpoczywając usłyszałam dźwięk telefonu.Leniwie podniosłam go i otworzyłam wiadomość.
'' Nawet nie wiesz jak się cieszę skarbie, że nic Ci nie jest! Kocham Cię! ''
Myślałam, że więcej łez z siebie nie wycisnę, a jednak pomyliłam się.Byłam wściekła na siebie, że nie powiedziałam tacie aby go nie informował.Szybko owinęłam się w ręcznik i założyłam czyste ubranie.Wiedziałam , że za chwilę na pewno się tutaj zjawi i na prawdę nie miała ochoty go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać.Siedząc na łóżku poczułam jego ręce.Wszystkie emocje zaczęły się ujawniać złość, miłość, żal, smutek.
-Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.Bałem się, że już Cię nie zobaczę.-słyszałam jego przejęcie w głosie i czułam jego łzy spływające po policzkach.
Odwróciła głowę w jego stronę.Nasze twarze dzieliły milimetry.Pierwszy raz widziałam jak płaczę chciałam go pocałować, powiedzieć jak kocham ale nie potrafiłam.Przed oczami widziałam tylko jego i Katie.Miałam w sobie blokadę której nie potrafiłam przełamać.
-Gdybyś tęsknił, gdybyś kochał nie zrobiłbyś tego.-patrzyłam na niego ze złością chciałam wykrzyczeć wszystko co leży mi na sercu.
-O czym ty mówisz Tosia? Co zrobiłem?-nie mogłam uwierzyć jak mógł tak kłamać w żywe oczy.
-No pomyśl ty, Katie, łóżko, dziecko.Dalej nie wiesz o co chodzi?
Widziałam w jego oczach skruchę ale to i tak nie było wstanie mnie przekonać.
-Tosia to nie tak, to była głupota ona na pewno nie jest w ciąży chce mnie wrobić w dziecko.Kocham tylko Ciebie!-chciał mnie przytulić ale ja odwdzięczyłam się jedynie siarczystym policzkiem.
-Jak mogłeś mi to zrobić! Mogłam zginąć a ty się zabawiałeś z moją przyrodnią siostrą! Jesteś podłą świnią nie chcę Cię znać! Z nami koniec wynoś się stąd!
Cierpiałam wypowiadając te słowa, ale nie potrafiłam inaczej.Nie potrafię patrzeć na niego tak jakby nic się nie stało i żyć z nim dalej.
-Rozumiem sam nie potrafię ze sobą żyć po tym.Pamiętaj tylko, że zawszę będę Cię kochał.-podszedł do mnie i pocałował namiętnie.
Nie potrafiłam tego przerwać tak bardzo brakowało mi jego delikatnych ust.Jego ciała, słów, obecności.Gdy odchodził chciałam krzyczeć żeby tego nie robił ale po prostu dałam mu odejść.
                                                                  *
Nie zmrużyłam oka całą noc myśląc o wczorajszym wieczorze.Cały czas zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam czy może popełniłam największy błąd w życiu.W domu jak zwykle rodziców nie było, ale byłam moja ukochana siostrzyczka.
-Tośka!-jej twarz w momencie zbladła.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę.-próbowała mnie przytulić, ale nie miałam zamiaru tego odwzajemniać.
-Tak samo cieszyłaś się jak bzykałaś się z moim chłopakiem?-spytałam siadając do śniadania.
Jej mina była bezcenna strach wymieszany z pogardą.Patrzyłam na nią czekając na odpowiedz.
-To on tego chciał nie ja.Teraz muszę urodzić jego bachora!
- Z miłą chęcią uderzyłabym Cię ale szkoda tracić sił i nerwów na Ciebie.Tak bez niczego mi to mówisz.To dziecko niczemu nie jest winne.
Widziałam zdziwienie w jej oczach.Nie spodziewałam się takich słów ale ja zawsze zaskakuje.Nie miałam zamiaru z nią dalej rozmawiać.Gdy kierowałam się na piętro usłyszałam jedno słowo.
-Przepraszasz.-to słowa wywołało na moim policzku ogromną łzę.
-Było minęło.Wyjeżdżam dzisiaj więc będziesz mogła tworzyć z nim szczęśliwą rodzinę nie będę się wtrącać.
-Jak to wyjeżdżasz? Gdzie?
-Do Tulonu.Chyba czas żebym tam wróciła.Myślałam, że moje życie jakoś się zmieni na lepsze ale chyba nie jest mi to dane.Idę się pakować.
Oczywiście, że nie chciałam opuszczać Dortmundu ale nie potrafiłabym patrzeć na nich i na ich dziecko.Tak niczemu nie jest winne ale najbardziej boli, że nie będzie moje i Marco a Katie.Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i resztę dnia spędziłam w pokoju.
-Tosia jedziemy!-usłyszałam donośny głos taty.
Szybko wzięłam walizkę i zeszłam na dół.Jak to w zwyczaju zamknęłam pokój na klucz aby nikt tam nie wchodził, bo jak to było na początku ''to jest moja twierdza i nikt do niej nie wejdzie''.
-Jestem gotowa możemy jechać.
-Na pewno chcesz to zrobić.Przemyśl to skarbie.-musiałam być twarda aby nie ulec namową ojca.
-Nie wiem co robię.Muszę pobyć sama.Mam 18 lat więc mogę robić co chcę.Pomieszkam trochę u Ady jak mnie przyjmie oczywiście.
-Będę tęsknił.Wiesz, że w każdym momencie o każdej porze możesz do tutaj wrócić, do swojego domu.-przytulił mnie mocno i otarł łzy z policzka.
Nie mogłam dłużej zwlekać pożegnałam się z Camilą i razem z tatą pojechaliśmy na lotnisko.Podróż jak zwykle mijała w posępnej atmosferze jedynie czasami było słychać lekkie szlochanie z jednej i drugiej strony.
Po dłuższej chwili znaleźliśmy się na lotnisku głowię miałam jeden wielki mętlik. Patrzyliśmy na siebie przypominając sobie jak w tym miejscu witaliśmy się po moim przyjeździe.
-Wrócisz?
-Pewnie tak, ale kiedy tego nie wiem.-powiedziałam łamiącym się głosem.
Naszą rozmowę przerwał rozbrzmiewający w głośnikach komunikat.Nie pozostało nam nic innego jak się pożegnać.
-Kocham Cię tato.-przytuliłam go jak najmocniej potrafiłam.
-Ja Ciebie też skarbię.Będę czekał.-pocałował mnie w policzek.
Szybkim krokiem udałam się na odprawę.Chciałam jak najszybciej być już w samolocie, ale czekała mnie jeszcze jedna przeszkoda.
-Tosia...
______________________________________________________________________________
Jeżeli chcecie żebym pisała nowego bloga to głosujcie w ankiecie :) Oczywiście nie zmuszam :*
Wiem, rozdział nie powala. Wiem, zawiodłam! :( I za to bardzo przepraszam.
Komentować ! :* Naprawdę jeżeli macie jakieś zastrzeżenia napiszcie. Na pewno wezmę je pod uwagę. :)
Pozdrawiam <3 



piątek, 24 stycznia 2014

                                                                      ***
20.
                                                                   Ocean
                 Czasem zdrada coś kończy...rozpada się jedność jak opuszczone szkło.
                            Nie da się poskładać w całość zdradzonego szczęścia.
                          Nigdy już nie będzie tak samo, żal pozostanie na zawsze, 
                     jak wbity w serce nóż a wspomnienia powrócą przy każdej kłótni.
                                   Dlatego trzeba wybaczyć i odejść na zawsze...                                               


Obudziłem się ze świadomością tego co zrobiłem.Łudziłem się, że to był tylko sen ale widząc ją nagą leżącą obok mnie wszystko prysło jak bańka mydlana.Zadawałem sobie tylko jedno pytanie ''Dlaczego do cholery to zrobiłem?''.Czułem się jak skończony dupek.Tośka nie wiadomo gdzie jest i co się z nią dzieje a ja? Bzykam się z jej przyrodnią siostrą.Nie mogłem patrzyć na swoją twarz w lustrze, czułem do siebie obrzydzenie.
-Już wstałeś? Po takiej nocy.-nie mogłem uwierzyć w to, że w ogóle nie przejęła się tym co zrobiliśmy.
-Tej nocy w ogóle nie powinno być.-rzuciłem oschle.
-Oj Marco przecież podobało Ci się.Jesteś naprawdę dobry Tośka pewnie Cię jeszcze nie wypróbowała niech żałuje.-cwaniacki uśmieszek nie znikał z jej twarzy.
-Słyszysz w ogóle siebie? To jest twoja przyrodnia siostra! Została porwana a ty masz to gdzieś! Nawet nie wiesz jak jest mi wstyd, że to zrobiłem i to z taką dziwką jak ty.-wygarnąłem jej wszystko prosto w twarz ale ona nic sobie z tego nie robiła.
-No widzisz, i co jej powiesz, że wolałeś taką dziwkę jak ja, że byłam lepsza od niej w łóżku?- po tych słowach miałem ochotę ją uderzyć ale nie zrobiłem tego nie chciałem zniżyć się do jej poziomu.
-Zabieraj swoje szmaty i wynoś się.
-Ona i tak już nie wróci pogódź się z tym.-nie chciałem słuchać tego co mówi, ale bałem się, że może mieć rację a ja zrobiłem coś czego sam nie potrafię sobie wybaczyć i już nigdy nie będę.

Tosia.

5 dzień, kolejny z nadzieją na wolność.Byłam wyczerpana nie chciałam nic jeść ani pić z myślą, że mógł mi coś dosypać i zrobić to czego się obawiam.Jednak jeżeli ma to się stać to wolę być tego nie świadoma.Może to śmieszne ale jedyne co trzymało mnie jeszcze przy życiu to pierścionek ten który otrzymałam od Marco.Nadal wierzyłam, że mnie znajdzie i uwolni z tego piekła.
-Dlaczego nic nie jesz?-spytał klękając przede mną.
-Chce wrócić do domu, proszę Cię.-patrzyłam mu w oczy z nadzieją, że przełamie się ale był nieugięty.
-Tutaj jest twój dom kochanie.Stworzymy razem rodzinę, może dziewczynka albo chłopiec?-dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę, że zadawałam się z człowiekiem chorym psychicznie.
-Jesteś chory, musisz się leczyć Eryk! Zrozum to wreszcie, co da ci to, że mnie tutaj przetrzymujesz?
-To, że mam Cię tylko dla siebie.Nie mogłem patrzeć na Ciebie i tego lalusia.Jak chodzicie razem za rączkę, całujecie się a co najgorsze sypiacie.Od czasu spotkania w domku letniskowym obserwowałem Cię i wykorzystałem najlepszy moment by mieć Cię dla siebie skarbie.
-Ale ja Cię nie kocham musisz to zrozumieć.Możesz mnie tutaj trzymać ile chcesz ale i tak nic do Ciebie nie będę czuć.No może tylko jedno obrzydzenie i wstręt, o to ci chodzi?
-Ja wiem, że mnie kochasz tylko nie chcesz tego przyznać.Nie kochasz Marco tylko mnie i zapamiętaj to.Jesteśmy dla siebie stworzeni.-całował mnie a ja nawet się nie broniłam, siedziałam jak skamieniała czekając aż skończy.
Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością ale wiedziałam jedno, że z dnia na dzień uchodzi ze mnie część życia i jeżeli potrwa to jeszcze dłużej sama je zakończę.

Marco.

Chciałem chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim co działo się w ciągu tych kilku dni.Biegałem po parku bez najmniejszego celu.Postanowiłem odpuścić dzisiejszy trening i pozbierać jakoś siły.Gdy wróciłem do domu miałem ochotę jak najszybciej z niego wyjść.Nic mnie w nim nie trzymało zwłaszcza po wczorajszym dniu.Po krótkim prysznicu przebrałem się w cokolwiek i udałem do kuchni zrobić coś do jedzenia.Szukając czegoś konkretnego rozległo się pukanie do drzwi.Naprawdę nie miałem ochoty nikogo widzieć ale na drugie chciałem się komuś wygadać.
-Hej stary.Możemy wejść?-w drzwiach stał nie kto inny jak Nuri z całą ekipą: Kevinem, Matsem, Robertem, Mitchellem, Łukaszem i Marcelem.
-Jasne wchodźcie.
Nie obyło się oczywiście bez trunków alkoholowych ale dzisiaj nie miałem nic przeciwko temu.
-Wiadomo coś?-spytał Nuri kładąc na stół butelki z piwem.
-Nie nic nie wiadomo policja cały czas szuka.Dzięki, że przyszliście.-uśmiechnąłem się do nich serdecznie.
-Stary na nas zawsze możesz polegać.Tak w ogóle to próbowaliśmy się z tobą skontaktować i nic.-wszyscy patrzyli na mnie wiedząc, że coś jest nie tak.
-Mogliście przyjechać uchronilibyście mnie od największego błędu w moim życiu.-unikając ich wzroku zrobiłem łyk piwa.
-O czym ty mówisz? Dobrze wiesz, że możesz na nas polegać zawszę Ci pomożemy zwłaszcza teraz.-próbowali dodać mi otuchy ale, i tak nic to nie pomogło.
-Pewnie uznacie mnie za idiotę i będziecie mieli rację.Wczoraj przyszła do mnie Katie i prosiła mnie czy może tu zostać bo Camila wróciła i nie chciała im przeszkadzać.Nie wiem dlaczego ale zgodziłem się.Może było to zbyt pochopne ale nie zważałem na to w tamtej chwili.Zaczęła wykorzystywać moją słabość do niej chyba wiedziała, że za bardzo przypomina mi Tosię której cholernie mi brakowało.Zaczęła mnie uwodzić i w końcu pękłem i pocałowałem ją, a na końcu tak mnie poniosło, że wylądowaliśmy w sypialni.-ukryłem twarz w dłoniach próbując uciec od przeszywających spojrzeń chłopaków.
-Szczerze to nie wiem co mamy Ci powiedzieć, ale na pewno nie będziemy cię za to karcić bo nie o to chodzi.Teraz musisz jak najszybciej o tym zapomnieć i skupić się tylko na Tośce.-czułem, że są ze mną nie sądziłem, że będą chcieli mi pomóc po czymś takim.Wiedziałem, że drugich takich przyjaciół nigdy nie znajdę.

Tosia.
-Wstajemy.-rzucił mi przed nogi kawałek materiału.
-Co to jest?
-Sukienka.Mam nadzieję, że spodoba się.-uśmiechnął się pomagając mi wstać.
-Ale na co mi to?-spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ubieraj i nie gadaj. Na pewno Ci się spodoba.-podszedł do szafki wyciągając z niej gramofon.
Wiedziałam, że jeżeli jej nie ubiorę wścieknie się.Była naprawdę piękna ale co mi z tego jeżeli będę musiała w niej tutaj siedzieć chyba do końca życia.Stałam za nim czekając na to co zrobi.Po dłuższym oczekiwaniu wbiłam wzrok w podłogę bojąc się tego co się stanie.Czekałam, aż poczułam jEgo rękę na swojej tali.Patrzyliśmy sobie prosto w oczy kołysając się w rytm muzyki.
-Lubisz Franka Sinatre?-spytał przyciągając mnie mocno do siebie.
-Gdybyś mnie tak dobrze znał to byś wiedział, że nie słucham jego muzyki.
-Prawda, ale on też tak dobrze Cię nie zna.Powiedziałaś mu o incydencie z tym chłopakiem w toalecie?-gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam jak najdalej od niego.
-To nie jest twoja sprawa! Zajmij się swoim życiem a nie wpieprzaj do czyjegoś! Wypuść mnie stąd do cholery!-nie zważając na nic ruszyłam w stronę drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz!
Wiedziałam, że jest to moja ostatnia szansa aby się stąd uwolnić.Moja brama do szczęścia-otwarte drzwi.Byłam blisko ale nie chciał mi na to pozwolić.Chwycił mnie w pasie i rzucił na podłogę.Bolało ale nie chciałam się poddać, nie teraz.
-Jesteś tylko moja i zrozum to w końcu!-usiadł na mnie i bez jakiegokolwiek zawahania rozerwał sukienkę.
Czułam, że jedyna szansa na wydostanie się stąd ucieka mi przez palce.Zaczął się do mnie coraz bardziej dobierać, a ja nie byłam wstanie się ruszyć.Krzyczałam, prosiłam ale on nic najwyraźniej mój strach i ból sprawiał mu przyjemność.Rozglądając się zauważyłam jakiś przedmiot leżący obok mnie.Nie zastanawiając się dłużej wzięłam go do ręki i z całej siły uderzyłam go w głowę.Na podłodze pojawiła się kałuża krwi próbowałam go obudzić ale w ogóle się nie ruszał.Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że mogłam go zabić.Roztrzęsiona wstałam z podłogi i patrzyłam na niego licząc na to, że się obudzi.Wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać mimo iż wyrządził mi tyle krzywdy nie potrafiłam go tak zostawić, ale nie miałam innego wyjścia.Z ciężkim sercem pożegnałam się i wybiegłam na zewnątrz.

2 tygodnie później.
-Już prawie miesiąc jak jej nie ma.-poczułem na ramieniu dłoń Jurgena.
-Też za nią tęsknie i to bardzo.Najgorsze jest to, że policja nic nie wie a ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć i czekać na cud.
-Na pewno ją znajdą. Jest silna i poradzi sobie.-uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.
-Dziękuje.Będę się już zbierał do jutra.-pożegnałem się z trenerem i chłopakami i w końcu udałem się do domu.
Po zaparkowaniu samochodu udałem się do mieszkania.Położyłem kluczyki na komodzie i otworzyłem lodówkę wyjmując schłodzone piwo.Nie chciało mi się nawet zajść do salonu więc wypiłem je tak jak stałem.Postanowiłem iść się położyć, ale jak zwykle ktoś musiał to zepsuć.Szczerze mogłem ich nie otwierać.
-Co ty tutaj robisz?-spytałem obojętnie.
-Chce pogadać chyba mam do tego prawo.
-Jak musisz.-nie chętnie, ale wpuściłem ją do środka.
Więc?-spytałem opierając się o futrynę.
-Jak tam u Ciebie wiadomo coś o Tośce?-nie mogłem uwierzyć jak można być tak fałszywym człowiekiem.
-Nie udawaj, że Cie to obchodzi bo tylko się pogrążasz, ale chyba nie o tym chcesz gadać.
-No nie, proszę.-wyciągnęłam w moją stronę jakieś zdjęcie.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.
-Nasze dziecko.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.Miałem nadzieję, że to nie jest prawda.
-Kłamiesz to jest nie możliwe!-próbowałem nie dopuszczać do siebie tej myśli.
-Możliwe.Przypomnij sobie to się stało praktycznie miesiąc temu, a to jest prawie 3 tydzień.To jest twoje dziecko, będziesz tatusiem.-nie widziałem co mam ze sobą zrobić.Jej podły uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa.
-Wynoś się stąd i tak nie wrobisz mnie w to dziecko!
-Nie muszę sam to zrobiłeś.

Tosia.
Dortmund, jestem.
Nie wiem nawet jak udało mi się wrócić do domu. 10 dni spędzonych w jakiejś starej szopie i tułaczka opłaciły się.Nie widziałam jak mam wrócić ale na szczęście mogłam liczyć na pomoc starszego pana który mnie podwiózł. Nie obyło się bez pytań i prób przekonania mnie bym pojechała do szpital ale ja po prostu chciałam być w domu.
-Dziękuje, jest pan złotym człowiekiem.-uśmiechnęłam się serdecznie do staruszka.
-Nie ma za co ważne, że jesteś w domu, ale pamiętaj żeby iść z tym do lekarza.-przytulił mnie mocno.
Nie chciałam go zatrzymywać więc pożegnaliśmy się serdecznie i odjechał.Mi nie pozostało nic innego jak iść do domu.Droga zajęła mi jakieś 15 minut normalnie zajmuję mi to 25 ale było tak zimno, że musiałam przyśpieszyć inaczej bym tam zamarzła.Stanęłam jak wryta przed drzwiami.Gdy chciałam je otworzyć usłyszałam jakieś krzyki schowałam się za ścianą aby nikt mnie nie zauważył.To co zobaczyłam zdziwiło mnie.Kłótnia dotyczyła nikogo innego jak Marco i Katie.Nie mogłam nic z tego zrozumieć, ale zdanie które powiedziała Katie wszystko wyjaśniło.
-I tak zajmiesz się nim! To jest twoje dziecko i wychowasz je!
Zamarłam nie takiego przywitania się spodziewałam.Czułam jakby ktoś dał mi w twarz.Ktoś mnie uprowadził, a on idzie do łóżka z moją przyrodnią siostrą? Pieprzona ironia losu.
Stwierdziłam, że nie będę rozwalać modelu idealnej rodziny jaką najprawdopodobniej chcę z nią stworzyć więc pozostaje mi jedynie usunąć się w cień i żyć dalej.
  _____________________________________________________________________
Rozpisałam się, ale jakoś musiałam się wyżyć.
Przepraszam jeśli się nie spodoba, ale trudno mi pisać gdy w głowię tysiące myśli.
Ja tak od siebie życzę wam abyście nigdy nie otaczały się fałszywymi ludźmi a zwłaszcza ''przyjaciółmi''.
Nie będę was zanudzać swoimi problemami.
Liczę na komentarze :*
Pozdrawiam <3

piątek, 17 stycznia 2014

                                                                   ***
19.

                                                            I See Fire.
                                           ''Wierność jest pierwszą z cnót; 
                           to ona nadaje naszemu życiu jednolitość-w przeciwnym 
                             wypadku rozprysnęłaby się na tysiące chwilowych
                                    wrażeń jak na tysiąc szklanych odłamków.''


Moje oczy widziały jedynie ciemność nie mogłam zorientować się gdzie jestem.Głowa pękała na miliony kawałków czułam okropny ból .Nie byłam na tyle silna by próbować się stąd wydostać.Usiadłam i zaczęłam płakać nie byłam wstanie nic sobie przypomnieć jedyne co chciałam w tej chwili to być z tatą.Ból nasilał się coraz bardziej krzyczałam by ktoś mi pomógł, ale wszędzie panowała pustka.Próbując zasnąć usłyszałam huk otwierających drzwi.
-Wstajemy skarbię-poczułam jego lodowate usta na policzku.
-Wypuść mnie stąd, proszę.-próbowałam znaleźć go wzrokiem.
-Dobrze mnie znasz i wiesz, że tego nie zrobię Tosiu.Już zawszę będziemy razem.-zachłannie zaczął mnie całować.Czułam obrzydzenie ale bałam się sprzeciwić.
Boisz się ciemności kochanie poczekaj chwilę.-moje oczy zaczęło razić światło wdzierające się przez zasmolone szyby.Promienie oświetlały pomieszczenie z obskurnymi ścianami.Na przeciw mnie stało ogromne łóżko uścielone białą pościelą.Na starych, skurzonych szafkach i ścianach widniały moje zdjęcia.Czułam się tutaj jak więzień.
-Podoba Ci się? To specjalnie dla Ciebie.-Gdy zobaczyłam go nie mogłam powstrzymać łez.
Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.-podszedł do mnie chcąc otrzeć łzy ale ja nie chciałam tego.Szybko wstałam i stanęłam najdalej od niego.
-Wypuść mnie Eryk.Nic nikomu nie powiem to zostanie między nami, proszę.-próbowałam go przekonać ale jak grochem o ścianę.
-Przecież nie chcesz tego.Obiecuje Ci, że spędzimy razem wiele upojnych nocy skarbie.-bez żadnych zahamowań rozpiął moje spodnie.
-Zostaw mnie do cholery!-odepchnęłam go uciekając w stronę drzwi.Próbowałam je wyważyć ale co ja mogłam.
-Nigdzie nie pójdziesz!-odepchnął mnie od drzwi rzucają na podłogę.Nie byłam wstanie się podnieść moje ciało odmówiło posłuszeństwa,
Wychodząc zamknął drzwi na kilka zamków.Wiedziałam, że szybko stąd nie wyjdę.

Marco.

4:00 nad ranem telefon.Nic gorszego nie mogło mnie spotkać a jednak.
-Halo-powiedziałem rozespanym głosem.
-Marco? Nie ma u ciebie Tosi?-usłyszałem zdenerwowany głos ojca dziewczyny.
-Nie, a co się stało?-spytałem tak samo zdenerwowanym tonem.
-Pokłóciła się wieczorem z matką i wyszła z domu.Czekałem na nią ale zasnąłem no i gdy się obudziłem nie było jej do tej pory w domu.Boję się, że coś się jej stało.-w jego głosie wyczuwalna była rozpacz.
-No a dzwoniłeś do niej?
-I to nie jeden raz ale nie odbiera.
-Za chwilę będę u Ciebie.
Skoczyłem szybko z łóżka i ubrałem pierwsze lepsze ciuchy.Zamknąłem mieszkanie i ruszyłem w stronę jej domu.Nie potrafiłem skupić się na drodze moje myśli krążyły tylko w okół niej.Zaparkowałem przed domem i bez pukania wszedłem do środka.Na kanapie siedział Tomek i Katie byli kompletnie załamani.
-Trzeba zadzwonić na policję, szukać jej cokolwiek.Nie możemy siedzieć bezczynnie!-przerwałem cisze panującą w pomieszczeniu.
-Dzwoniłam do jej koleżanek ale nic nie wiedzą.Do niej także dzwoniłam chyba z dwadzieścia razy ale nie odbiera.-widziałem, że Kate mimo tego co wydarzyło się wczoraj martwi się o Tośkę.
Nie mogłem patrzeć jak płaczę.Przytuliłem ją mocno i próbowałem uspokoić.Ta dziewczyna za bardzo przypomina mi Tosię i nie potrafię patrzeć na jej smutne oczy.
-Nie wiecie gdzie mogła pójść? Może ma jakieś miejsce gdzie lubi chodzić?-próbowałem dowiedzieć się czegokolwiek.Wiedziałem, że Tomek nie jest w stanie racjonalnie myśleć.
-Może skatepark? Byłyśmy tam parę raz jak miałyśmy doła.
-Pójdę z tobą Marco a ty Katie zostań w domu i czekaj na jakieś nowe informacje.
Ubraliśmy się i ruszyliśmy w stronę skateparku.

Tosia.

Cisza.Nic więcej to mnie dobijało.Czułam się jak odludek odcięty od rzeczywistości.Cały dzień siedziałam licząc na to, że mnie wypuści ale tak się nie stało.Zbliżał się wieczór a ja cholernie bałam się ciemności a myśl, że będę musiała tutaj siedzieć przyprawiała mnie o łzy.Siedząc na podłodze usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.Nie chciałam żeby tu wchodzi ale też bałam się mu sprzeciwić.
-Proszę to dla ciebie kolacja.-położył talerz z jedzeniem na szafce nocnej.
-Nie jestem głodna więc możesz to zabrać.-odwróciłam głowę aby nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego.
-Wiem, że zjesz jesteś strasznym głodomorem.-zaczął kierować się w moją stronę co wywołało u mnie lęk.
-Dobrze wiesz, że zaczną mnie szukać i będziesz miał problemy.Chyba tego nie chcesz!-próbowałam utrzymywać między nami dystans.
-Oni nie będą Cię szukać bo nie kochają Cię! Tylko ja Cię kocham rozumiesz!-zaczął mnie szarpać i krzyczeć.
Bałam się go nie wiedziałam co mam zrobić żeby dał mi spokój.Gdy zaczęłam się bronić uderzył mnie z całej siły w twarz.Zabronił mi płakać ale ja nie potrafiłam łzy płynęły po moich policzkach strumieniami.Wiedziałam, że zapłacę za to i tak się stało.
-Niegrzeczna dziewczynka z ciebie.Nie słuchasz mnie więc musisz za to jakoś zapłacić.
Stanął przede mną rozpinając pasek od spodni.Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem by tego nie robił ale on był w jakimś obłędzie.Ściągnął spodnie a następnie bieliznę.Czułam się zażenowana nie potrafiłam patrzeć na to co jest przede mną.Chwycił mój podbródek i obrócił w swoją stronę.Odpychałam się jak mocno tylko mogłam ale był za silny.Chwycił mnie za włosy i coraz bardziej przybliżał do siebie.Wzbraniałam się ale moje protesty dostarczały tylko coraz to bardziej bolesnych uderzeń w twarz.Nie byłam w stanie walczyć byłam wyczerpana, poddałam się.Czułam go w swoich ustach, łzy płynęły po moich policzkach.Z sekundy na sekundę czułam do siebie jeszcze większy wstręt i upokorzenie.Jemu sprawiało to przyjemność dla mnie było najgorszą rzeczą w życiu.Gdy skończył kazał mi wszystko połknąć.Nie chciałam tego zrobić ale zaczął mnie szarpać i kopać z samego bólu zrobiłam to nie byłam wstanie wytrzymać ciosów jakie mi zadawał.Gdy wyszedł uciekłam do łazienki i zwymiotowałam.Jak on mógł mi to zrobić nie zasłużyłam na takie upokorzenie! Dlaczego to ja zawsze staję się ofiarą? Jestem aż tak słaba? Wykończona usiadłam opierając się o ścianę a z moich ust można było usłyszeć tylko jedno: ''Marco gdzie jesteś?''

Marco.


Przeszukaliśmy cały skatepark i nic.Z każdą minutą załamywałem się coraz bardziej.Gdy odwróciłem się zobaczyłem telefon leżący na podłodze należał do Tosi. Nie mogłem się opanować trzymając jej telefon ryczałem jak nigdy.Na wyświetlaczu był wyświetlony mój numer nie mogę prze żałować tego, że nie zadzwoniłem, nie kazałem jej przyjechać tylko, że sama włóczyła się po jakiś parkach nie wiadomo kto mógł tam być i co jej zrobić.
-Marco stało się coś?-usłyszałem za plecami głos Tomka.
-Telefon.Znalazłem jej telefon leżał na rampie.-odwróciłem się nie chcąc pokazywać mojej rozpaczy.
-Znajdziemy ją, musimy.Tośka jest silna da radę.-poklepał mnie po ramieniu i ruszył w stronę domu.

4 dni później :
Czekać tylko to słyszymy od 4 dni, najgorszych jakie mogły nas spotkać.Kładąc się spać bijesz się z myślami czy żyje, gdzie jest.Myślisz i myślisz aż w końcu stwierdzasz, że nie zaśniesz i wstajesz i tak dzień w dzień.Liczę na to, że otworze drzwi w których będzie stała ona uśmiechnięta i piękna jak zawsze.Wieczorem po treningu postanowiłem w końcu odpocząć ale najpierw musiałem zdzierżyć wizytę chłopaków którzy chcieli mnie oderwać od  tego co teraz się działo ale i tak wiedzieli, że im się nie uda.Gdy w końcu wszyscy się rozeszli musiałem trochę ogarnąć syf jaki zrobili.W następnej kolejności czekała na mnie kąpiel w gorącej wodzie.Po jakiś 10 minutach znalazłem się przy lodówce szukając piwa.Nie zdążyłem się nawet dobrze napić a już ktoś dzwonił do drzwi.
-Otwarte!
-Hej Marco.-usłyszałem delikatny, zachrypnięty głos.
-Katie? Co ty tu robisz? Stało się coś?-zasypywałem ją pytaniami przy okazji próbując się zakryć ponieważ miałem na sobie jedynie ręcznik przepasany na biodrach.
-Nie nic się nie stało, ale wróciła mama i nie chciałam im przeszkadzać więc pomyślałam, że wpadnę ale widzę że nie w porę.To będę się zbierać.-kierowała się powoli do drzwi.
-Zaczekaj! Może napijesz się ze mną?-nie wiem co mnie do tego podkusiło zwłaszcza, że ona ma 16 lat.
Napiszę tylko do twojego ojca, że jesteś u mnie.
Nie był zbytnio zadowolony tym co usłyszał ale zgodził się i tak by nie pozwoliłby mi jej wypuścił o tej godzinie samej.Gdybym nie pił już dawno zawiózł bym ją do domu.
-No to może herbatę?-spytałem zakładając koszulkę.
-Może coś mocniejszego, wino?-wskazała palcem na szafkę z winem.
-Chyba jesteś na to za młoda.-uśmiechnąłem się próbując rozładować atmosferę.
-No ale sam to zaproponowałeś chyba, że chciałeś mnie celowo upić?-rozsiadła się wygodnie próbując mi coś za insynuować.
-Wiesz to chyba nie ma sensu.Ubiorę się i odwiozę Cię do domu, autobusem.
-Oj Marco proszę Cię.Przepraszam głupio się zachowałam ale też jest mi ciężko, brakuje mi jej.-podeszłam do mnie i przytuliła a ja jak głupi nie potrafiłem się jej oprzeć.
-Jesteś taka do niej podobna, ten uśmiech, te usta.-nie potrafiłem się opanować brakowało mi Tośki a ona tak mi ją przypominała.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku alkohol uderzył mi do głowy nie myślałem co robię.Chciałem być jak najbliżej niej.
-Pocałuj mnie.-objęła moją twarz dłońmi.
Nie zastanawiałem się długo i zrobiłem to.Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne.Nie panowałem nad sobą pragnąłem jej ust, jej ciała.Po dłużej chwili namiętności skierowaliśmy się do sypialni.
_______________________________________________________________________________
Wiem, że tamten rozdział nie był zachwycający ale mam nadzieję, że ten będzie o wiele lepszy.
Moim zdanie jest o wiele lepszy ale to zostawiam wam do oceny.
Liczę na wasze komentarze bo naprawdę motywują do pisania.
Wtedy mam pewność, że mam dla kogo pisać.
Dziękuje i pozdrawiam was serdecznie <3

piątek, 10 stycznia 2014

                                                                      ***

18.

Zostaw mnie! Ja tam nie pójdę!-krzyczałam trzymając się mocno pobliskiego drzewa.
-Oj Tośka bez przesady, przecież nie będziemy tutaj siedzieć.
-Zdziwiłbyś się, ja tu zostaje! Jak ja wyglądam, a ty? Co im powiesz bo jakbyś chciał wiedzieć to nie masz spodni!-patrząc na niego od razu chciało mi się śmiać zwłaszcza, że jego bokserki były bardzo ''ciekawe''.
-Dobra, nie będę się z tobą kłócił.-jak zawsze musieliśmy się ''pożreć''.
Wyciągnęłam telefon z nadzieją, że znajdę jakikolwiek zasięg jednak jak na złość ani jednej kreski.Próbując znaleźć zasięg poczułam jak unoszę się do góry i ląduje na ramieniu Marco.
-Co ty cholera wyrabiasz! Zostaw mnie!-biłam, drapałam, krzyczałam ale nie ruszało go to.
-Nie chciałaś po dobroci to musiałem siłą.
Mordowałam się jakieś 10 minut ale stwierdziłam, że nie ma to najmniejszego sensu za to zrobiło mi się bardzo wesoło.
-Wiesz tak się przyglądałam i muszę Ci powiedzieć, że masz strasznie sexi tyłek.-nie mogłam się powstrzymać i musiałam klapnąć.
-Wiedziałem, że Ci się podoba.Lepszego nie znajdziesz.-oj Marco zawsze umiesz mnie rozbawić.
Tak mną kołysało, że aż usnęłam, nie wiem jakim cudem bo nie było tam zbyt wygodnie zwłaszcza, że ten chudzielec ma same kości które wszędzie mi się wbijały.Niestety nie było mi dane długo pospać.
-Budzimy się!-postawił mnie na równe nogi.
-Już jesteśmy?-spytałam chwiejąc się na boki.
Chyba nie wejdziemy tak wyglądając?
Nie usłyszałam odpowiedzi bo Marco znowu gdzieś zniknął.Szukałam i znalazłam... na drzewie.
-Czy ty nie możesz chociaż raz wymyślić coś normalnego? Jeden twój pomysł skończył się tym, że wymyślasz kolejny.-miałam ochotę wyjść tam i mu przywalić.
-Co się wściekasz to jest genialny plan a tamten też Ci się bardzo podobał.
-No to może byś mnie oświecił.
-Muszę tylko wejść na to drzewo i dostać się do okna ponieważ tam znajduję się pokój Mitchella. Wygrzebię coś z szafy na pewno się nie obrazi.
-No dobra tylko się nie zabij!-a ja już zaczęłam klepać paciorki.
Wszystko było dobrze do czasu gdy nie pękła gałąź na której był Marco.Nie wiecie jak to epicko wyglądało gdy spadał do basenu z ''Ganganam Style'' w tle.Na jedno chciało mi się śmiać ale na drugie bałam się czy nic mu się nie stało.Zaczęłam panikować bo nie dawał znaku życia.Bez zastanowienia wskoczyłam do basenu (to nic, że nie umiem pływać).Nieokreślonym stylem pływackim szukałam go po całym basenie.
-Marco kurwa!-nie sądziłam, że to zadziała.
Coś chwyciło mnie za nogę i wciągnęło pod wodę.Byłam tak wystraszona, że zaczęłam miotać się na wszystkie możliwe strony, ale gdy zobaczyłam jego ryj nie mogłam się opanować i musiałam go uderzyć.
-Za co?-spytał chwytając się za policzek.
-Mogłam się utopić idioto! Nie umiem pływać!
Gdy odwróciliśmy się nie było już tak zabawnie a to dla tego, że wszyscy imprezowicze stali przed nami wpatrując się jak na osoby chore psychicznie.
-My to posprzątamy bez obaw.-Marco! Ty się już w ogóle nie odzywaj!
Oczywiście chłopacy nie mogli sobie odpuścić zdjęć.Gdy wytłumaczyliśmy poniekąd całe zajście wszyscy wrócili do środka jedynie zostali Mitchell, Nuri, Kevin i Mats. Chwilę później wyszłam z basenu ale Marco nie miał  takiego zamiaru.Gdy wskazał ręką na gałąź drzewa wybuchnęłam głośnym śmiechem.Reszta gdy to zobaczyła od razu wskoczyła do basenu robić zdjęcia.
-Marco bez gaci ! Murowane zdjęcie na fejsa!
Wszyscy próbowali zdobyć zdjęcie.Postanowiłam się w to nie mieszać i zostawić ich samych, a ja w tym czasie wróciłam do środka.Nie odpoczęłam długo bo do tańca porwał mnie sam trener Klopp.Naprawdę rusza się genialnie, przetańczyliśmy jakieś 20 minut.W końcu moja kondycja dała o sobie znać przeprosiłam i udałam się na piętro do łazienki.Po odświeżeniu skierowałam się na dół jednak coś mnie zatrzymało, a dokładniej czyjeś jęki.Były mi dobrze znane więc wolałam to sprawdzić.Otworzyłam drzwi i nie pomyliłam się.Na łóżku leżała pół naga Katie a na niej Jonas.
-Przepraszam pomyliła pokoje. Nie przeszkadzajcie sobie.
-Nie i tak jest już późno więc muszę się zbierać.-widziałam zmieszanie na twarzy Jonasa ale nie mogłam inaczej postąpić.
Pożegnał się z Katie i wyszedł a jej mina nie wskazywała na nic dobrego.
-Dziękuje Ci bardzo.Chcę jechać do domu.-ubrała się i wyleciała z pokoju jak rakieta.
Nic nigdy nie kończy się Happy Endem bynajmniej w moim przypadku.Musiałam znaleźć Marco bo nigdy nie wiadomo co może jej strzelić do głowy.Jak zwykle chłopaka dopisywały świetne humory zwłaszcza przy wódce.Nie chciałam przerywać mu zabawy ale byłam do tego zmuszona.
-Marco my będziemy się już zbierały.-pocałowałam go w policzek.
-Co? Impreza dopiero się rozkręca! Nigdzie nie idziecie.-chwycił mnie mocno w pasie.
-Katie chcę wracać, a nie mogę jej samej puścić.
-Jonas ją odwiezie co za problem.No weź przyjechaliśmy tutaj spędzić razem czas.-na jego twarzy pojawił się grymas.
-No właśnie namieszałam trochę i to jest nie możliwe.
-No to jadę z wami odbijemy sobie to u mnie.-pocałował delikatnie moją szyję.
Próbowałam go przekonać żeby został ale był tak samo uparty jak ja.Jazda mijała w grobowej atmosferze jedynie Marco próbował mnie rozbawić ale nawet on nie był w stanie poprawić mi humoru.Znajdując się pod domem chciałam jakoś załagodzić sytuacje.
-Katie przepraszam Cię za tamtą sytuacje.-chwyciłam ja za ramię ale szybko się odsunęła.
-Zrobiłaś to specjalnie!
-Wy się w ogóle nie znacie i już chcesz iść z nim do łóżka? Jesteś za młoda, a co jeśli byś zaszła w ciąże ojciec by mnie zabił! Zrozum to.
-Tak a ty możesz? Ty robisz to nawet z nieznajomymi w ciemnych uliczkach a mnie będziesz pouczać?-zabolały mnie jej słowa nigdy nie sądziłam, że usłyszę od niej coś takiego.
Nie odpowiedziałam już nic tylko udałam się do sypialni.
-Tosia co się stało? Czekaj!
Nie zamknęłam drzwi.Chciałam by był tutaj teraz ze mną i tak się stało.Klęknął przede mną ocierają gorzkie łzy z moich policzków.
-Chciałam dla niej jak najlepiej, a ona powiedziała mi, że sypiam z ...-nie byłam w stanie dokończyć jedynie z moich oczu popłynęły łzy.
-Nie płacz skarbię jestem z tobą.-przytulił mnie mocno do siebie. Pomógł mi się rozebrać i położyć do łóżka.Byłam totalnie wykończona więc nie wiem kiedy zasnęłam ale najważniejsze, że z nim.
Po przebudzeniu czułam się okropnie głowa pękała mi na miliony kawałków mimo, iż wypiłam tylko 2 piwa.Moje samopoczucie przekładało się znacząco na wygląd czerwone, zapuchnięte oczy, czerwony zadarty nos, szopa na głowię dobrze, że Marco już nie było bo nie był by zachwycony.Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół.Stojąc na schodach zauważyłam, że ktoś siedzi w kuchni byłam pewna, że jest to Katie więc zawróciłam.
-Tosia?-usłyszałam dojrzały męski głos.
-Tata? Tata! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę.-rzuciłam mu się na szyję z całej siły.
-Aż tak się za mną stęskniłaś? Coś się stało? Jesteś taka blada i  wyglądasz markotnie.-przyglądał mi się bardzo dokładnie.
-Wszystko dobrze tylko wczoraj była impreza no i wiesz jak to jest.-uśmiechnęłam się szeroko odrywając dłonie od jego karku.
-Katie mu mówiła ale też była w niezbyt dobrym stanie i humorze.Pokłóciłyście się?
-Nie, wydaje Ci się.Idę się odświeżyć i zaraz wracam.-przytuliłam go mocno raz jeszcze i poszłam na górę.
Cały dzisiejszy dzień spędziliśmy na wielkim leniuchowaniu telewizor, mecze, chipsy, piwo i popcorn to mówi samo za siebie. Mój brzuch mówił nie!
-Tak się najadłam, że muszę iść pobiegać, idziesz ze mną?-spytałam ubierając buty.
-Chyba, że będziesz mnie nosić.-zironizował biorąc kolejnego chipsa do ręki.
Nie miałam zamiaru dłużej przekonywać ojca bo i tak by to nic nie dało. Podłączyłam słuchawki i wyszłam z mieszkania.Na dworze było już dość ciemno ale to jest najlepsza pora do biegania jak dla mnie.Chciałam pobiegać z Marco ale wiedziałam, że ma trening więc nie chciałam go rozpraszać.Jak nigdy dzisiaj biegało mi się świetnie nie czułam żadnego zmęczenia.Po godzinnym biegu znalazłam się pod domem strasznie zdziwiłam się bo stało tam jakieś auto i na pewno nie było to nasze.Po cichu weszłam do środka ściągając buty.Wchodząc do salonu nigdy nie pomyślałabym, że może tam siedzieć ta osoba.
-Córeczko!-chciała mnie przytulić ale ja odsunęłam się.
-Co ty tutaj robisz? I kto Cię tutaj w ogóle wpuścił!-popatrzyłam na ojca z wyrzutem.
-Stęskniłam się za tobą skarbie.-i ten wymuszony uśmiech.
-Chyba sobie żartujesz! A to kto twój nowy kochaś?-zmierzyłam go wzrokiem z góry na dół.
No nie powiem jeszcze młodszy od tamtego!
-Musisz się tak zachowywać? Przyjechałam Ci coś ogłosić.-chwyciła moją rękę.
Będziesz miała braciszka.-powiedziała to z wielkim entuzjazmem.
-Ty sobie kurwa chyba kpisz! Jakiego braciszka?!
-Powinnaś się cieszyć z tego powodu Tosiu.
-Nie mam zamiaru! Powiem Ci tylko, że szkoda mi twojego ''chłopaka''.Na jego miejscu nie byłabym taka pewna czy to jego dziecko.-jak to mamusia wymierzyła mi siarczysty policzek.
Nie miałam zamiaru z nią przebywać w jednym pomieszczeniu. Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu kierując się w stronę skateparku.Miałam okazję być tutaj z Katie gdy byłyśmy jeszcze w zgodzie, ale na desce za nic w świecie nie umiałam jeździć.Raz spróbowała ale skończyło się to siniakami.Siedziała w samotności jedynie z słuchawkami na uszach. Nie mogłam zrozumieć dlaczego musiała tutaj przyjechać.Będę miała brata? Jak dla mnie nie będzie to moja rodzina ten chłopak ma może 24-25 lat to tyle co Marco ja mam 17 a matka 40 to jest chore i jak dla mnie nie zrozumiałe! Moje rozmyślania przerwał jakiś hałas.
-Halo! Jest tu ktoś?-pytałam drżącym głosem.
Hałas coraz bardziej zaczął się nasilać.Gdy odwróciłam się z moich ust wyrwał się krzyk.
______________________________________________________________________________
Przepraszam jeżeli wam się nie spodoba ale wydaje mi się, że dopadła mnie lekka pustka :/
Mogę powiedzieć tylko, że w opowiadaniu pojawi się nowa postać, która zagości na dłużej :D
No to jak zwykle liczę na wasze opinię do rozdziału :*
Pozdrawiam was serdecznie <3

Hahahaha :D



piątek, 3 stycznia 2014

                                                                         ***
17.

Codzienna rehabilitacja przynosiła ogromne skutki 3 tygodnie ciężkiej pracy i mogłam poruszać się o własnych siłach.Niesamowite uczucie gdy budzisz się rano i wiesz, że możesz wstać i rozpocząć dzień z szerokim uśmiechem na ustach.Dzisiejszy dzień był zapisany pod znakiem imprezowania ponieważ chłopacy organizowali imprezę a dokładniej Mitchell u którego właśnie będzie się odbywać.Byłam strasznie szczęśliwa, że w końcu będę mogła się wyszaleć i niczym ale to niczym nie martwić.Pierwszym punktem dnia oczywiście było śniadanie bez którego ciężko było mi jakkolwiek funkcjonować. Ogarnęłam lekko pokój i udałam się na zimowe zakupy przy okazji zgarnęłam ze sobą Katie.My nie powinnyśmy przebywać dłuższy czas ze sobą bo nieźle nam odbijało! Wykupiłyśmy chyba z połowę sklepów w Dortmundzie.
-Ej ale na pewno dobrze wyglądam?
-Katie wyglądasz obłędnie twój chłopak padnie z wrażenia na twój widok.-uśmiechnęła się do niej unosząc kciuk do góry.
-Obyś miała rację.
Po jakże długich i męczących zakupach udałyśmy się na ciepłą czekoladę która w takie śnieżne dni jak dziś pasowała idealnie.Jednak Katie z niewyjaśnionych przyczyn zepsuł się humor.
-Co jest młoda?-spytałam robiąc przy tym łyk gorącej czekolady.
-Nic wszystko jest ok.-chciałam odpuścić ale widząc jej łzy w oczach nie potrafiłam.
-Wiesz, że mi możesz powiedzieć.Może będę mogła Ci pomóc.-chwyciłam ją za rękę dodając otuchy.
-Jednak ta sukienka mi się nie przyda.-podała mi telefon pokazując wiadomość.
W tym momencie ten chłoptaś znalazł się na mojej czarnej liście. Za dużo przeszłam z takimi cymbałami żeby teraz go bronić. ,,Nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać.Muszę zawieść koleżankę do domu.'' Co za beznadziejna wymówka w stylu ''bądź o mnie zazdrosna''. To co nie może już jechać taksówką chyba, że jakaś tania zdzira z pod latarni i jeszcze musi mu użyczyć swoich usług, dupek!
-Nie martw się nie ma czym! Na pewno nie będziesz przez niego płakała. Wiesz co? Zabieram cię na imprezę!-krzyknęłam tak głośno, że wszyscy zaczęli się odwracać.
-Dziękuje ale nie chcę się wpraszać i psuć wam wieczoru.
-Nie ma takiej opcji .Jedziemy do domu i przygotowujemy się!-chwyciłam ją mocno za rękę i skierowałam się w stronę wyjścia.
Całą drogę musiałam wysłuchiwać jej lamentowania ale i tak nie miałam zamiaru zmieniać zdania.W końcu dziewczyna musi się wyszaleć.Po powrocie od razu zaczęłyśmy przygotowania dobrze, że w domu nikogo nie było bo chyba by się przewrócili.Na widoku były jedynie ubrania to jak obraz po bitwie.Katie biegała od drzwi do drzwi a moja głowa nie była w stanie tego wytrzymać.Wzięłam ręcznik, telefon i udałam się do łazienki.Gorąca kąpiel, widok z ogromnego okna na biały puch i genialna muzyka czego chcieć więcej?
-Tośka rusz się!-i ten piękny ''delikatny'' głosik.
-Spadaj masz swoją łazienkę!
-Coś się zepsuło a dobrze wiesz, że muszę się wykąpać! No proszę!-i masz tu człowieku relaks.
Niechętnie opuściłam łazienkę i udałam się na dół.Otwierając lodówkę usłyszałam dzwonek telefonu.
,,Punktualnie 20:00 masz być gotowa! :*''
No oczywiście nie kto inny jak Marco.Nie rozumiem przecież ja zawsze jestem punktualna! No ale dla większego spokoju i pewności poszła się już szykować.Nie było to najłatwiejsze ale w końcu udało mi się coś wybrać a dokładniej to.Łazienka była wolna więc mogłam spokojnie się przygotować.Nałożyłam na twarz odżywczą maseczkę i rozczesałam mokre splatane włosy.Postanowiłam zrobić delikatny makijaż nie zniosłabym tony tapety na twarzy.Gdy zrobiłam ostatnie pociągnięcie prostownicą pod dom podjechał Marco.Zabrałam płaszcz, torebkę, telefon i zeszłam na dół.
-Katie rusz się Marco przyjechał!-krzyknęłam głośno schodząc ze schodów.
-No jestem co się wydzierasz. Na pewno nie będzie zły, że idę z tobą?
-Na pewno nie. Ślicznie wyglądasz.-poprawiłam delikatnie jej włosy.
Zamknęłam mieszkanie i udałyśmy się w kierunku samochodu.
-Ja siedzę z przodu młoda!-pokazałam palcem na przednie siedzenie.
Nie protestowała dobrze wiemy, że i tak by nie wygrała.Widziałam, że Marco jest trochę zdziwiony nowym pasażerem ale wiedziałam, że nie robimy mu to większej różnicy.
-Hej skarbie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że pojedzie z nami Katie.-złożyłam pocałunek na jego policzku.
-Jasne, że nie więcej osób do zabawy.-uśmiechnął się do nas uruchamiając samochód.
Skłamałabym gdybym powiedziała, że jazda minęła w spokojnej atmosferze.Katie zasypywała nas takimi historiami, że ze śmiechu rozbolał mnie brzuch.Po przyjeździe Marco zaparkował pod domem Mitchella nie powiem wysiadaliśmy jak gwiazdy Hollywood głośna muzyka, zajebista fura no i oczywiście my (żart).W świetnych humorach zapukaliśmy do drzwi.
-Siema! Wchodźcie!-machnął ręką Mitchell.
W środku przywitaliśmy się i wręczyliśmy prowiant na dzisiejszą zabawę.
-Mam nadzieję, że dobrze będziecie się bawić.Tylko nie kojarzę tej pani.-skierował wzrok w stronę naszego rudzielca (tak Katie była ruda).
-Hej jestem Katie.Jeżeli to jakiś problem to mogę się zmyć.-uśmiechnęła się nie śmiało.
-Co ty gadasz! Po prostu chciałem poznać tak piękną dziewczynę.-widziałam, że puścił jej oczko.
-Eeeej Mitchell chyba nie muszę Ci przypominać, że masz dziewczynę!-upomniałam go ściągając płaszcz.
Wszyscy byli w znakomitych nastrojach i trudno było nie zauważyć, że pożerali rudą wzrokiem aż zaczęła się w końcu uśmiechać.Swoją drogą to się nie dziwie taka laska! Szybko przedstawiłam ją wszystkim obecnym ale chyba najbardziej spodobała się naszemu Hoffmanowi oczkami mu się niesamowicie świeci na jej widok.Chyba było to odwzajemnione bo szybko załapali kontakt.Nie chcieliśmy im przeszkadzać więc szybko się zmyliśmy.
-Coś cię trapi Marco?-spytałam kierując się na taras.
-Nie nic po prostu ciesze się, że wszystko się jakoś ułożyło.Nie spodziewałem się, że w tak szybkim tempie wszystko sobie przypomnę.Trudno w to uwierzyć.-skierował wzrok w moją stronę.
-Też ciężko mi w to uwierzyć.Załamałam się gdy wszyscy mówili, że możesz już nigdy sobie nie przypomnieć ale na szczęście tak się nie stało.-przybliżyłam się do niego.
-Idziemy na spacer?-popatrzył na mnie wyciągając rękę w moim kierunku.
-Ale Katie nie mogę jej samej zostawić.-wzruszyłam ramionami.
-Oj duża dziewczynka poradzi sobie, no chodź.-stał przy bramie z rękami w kieszeni czekając na moją reakcję.
Wiedziałam, że w tych butach daleko nie zajdę ale nie potrafiłam mu od mówić.Chyba mnie zahipnotyzował.
-No dobra ale bez żadnych numerów!
Spacer był naprawdę świetny oprócz tego, że było cholernie ciemno a w dodatku nie wiedziałam gdzie jesteśmy.Jeszcze nigdy w tej części Dortmundu nie miałam okazji być.
-Marco gdzie my jesteśmy?-spytałam czając się za jego plecami.
-No już prawie.
W pewnym momencie Marco gdzieś skręcił nie wiedziałam po co.Oczywiście spanikowałam i pobiegłam za nim.Osłupiałam widząc co on wyrabia.
-Ciebie powaliło?! Złaź z tego ogrodzenia! Jeszcze Cię złapią i zamkną, złaź!-tupałam nogami ile sił ale jego to tylko jeszcze bardziej bawiło.
-Będziesz się tak wkurzać czy idziesz ze mną?-siedząc na ogrodzeniu wyciągnął rękę w moim kierunku.
-Po pierwsze zniszczysz sobie garnitur a po drugie CHYBA NIE! W tych butach i sukience?! Nie mam zamiaru świecić tyłkiem! Nie zgadzam się!
-No a myślisz, że po co cię tu zabrałem malutka.-i jego głupkowaty śmiech.
-Dupek! Sam sobie tutaj siedź!-odwróciłam się i skierowałam w drogę powrotną.
Kochałam go ale czasami miałam ochotę go zabić, wykastrować zrobić wiele innych rzeczy ale co mnie hamowało niestety sama nie wiem.Wpatrując się w komórkę poczułam ręce na swoich biodrach i szeptaniem do ucha.
-Oj przecież to były żarty ale i tak masz genialny i najseksowniejszy tyłek na świecie.Zaufaj mi i chodź ze mną.-pociągnął mnie za rękę i prowadził w to samo miejsce.Na jedno byłam na niego zła ale na drugie same usta szeroko mi się uśmiechały.
I znowu to ogrodzenie wiedziałam, że mój protest nic nie da więc ściągnęłam buty i wio! Jak na dżentelmena przystało otrzymałam pomoc od blondyna.Chwycił mnie za rękę i prowadził przez jakieś ogromne krzaki jak pech chciał miały kolce przez co pokaleczyłam całe nogi ale muszę powiedzieć, że było warto.W jednym momencie znaleźliśmy się w pięknie oświetlonym ogrodzie a na środku stał ogromny parkiet.
-Pięknie tu, ale jak złapię nas właściciel to nie będzie już tak ciekawie.-skarciłam go za to ''włamanie''.
-Zatańczymy?-wyciągnął dłoń w moją stronę przyjmując pozycję zawodowego tancerza.
-Przecież ty nie umiesz tańczyć ja tak samo i do tego bolą mnie nogi.To jest bez sensu.
Nie zdążyłam nawet usiąść a już poczułam jak odrywam się od ziemi.Zaczęłam się chichrać jak głupia ale on tak po prostu na mnie działał.Postawił mnie na parkiecie i chyba na prawdę poczuł się jak zawodowiec bo z gracją baletnicy rzucił marynarką o ziemię.
-Nie mamy muzyki więc chyba nic z tego.-poklepałam go po ramieniu
-To nie problem.
Chwycił mnie mocno w pasie przybliżając do siebie.Czułam jak nasze serca biją w jednym rytmie.Mimo, że na zewnątrz było zimno ja byłam cała rozpalona i myślę, że on także.Przytuleni kołysaliśmy się w rytm, no właśnie i tutaj Marco kompletnie mnie zaskoczył a dokładniej to zaczął śpiewać.Rozśmieszył mnie tym ale gdy z jego ust zaczęła rozbrzmiewać moja ukochana piosenka ,,Bon Jovi-Always'' wzruszyłam się.Wtulona w niego kompletnie odpłynęłam do moich uszu dochodziły jedynie słowa tej pięknej piosenki śpiewanej przez Marco.
                                           Now I can't sing a love song 
                                           Like the way it's meant to be 
                                           Well, I guess I'm not that good anymore 
                                           But baby, that's just me 

                                           And I will love you, baby - Always 

                                           And I'll be there forever and a day - Always 
                                           I'll be there till the stars don't shine 
                                          Till the heavens burst and the words don't rhyme 
                                          And I know when I die, you'll be on my mind 
                                          And I'll love you Always.
Może jego zdolności wokalne nie były na najwyższym poziomie ale wiedziałam, że śpiewa to z całego serca.Pierwszy raz czułam się wyjątkowa i wiedziałam, że robi to tylko dla mnie.Patrzyłam w jego niebiańskie tęczówki dziękując mu za wszystko co dla mnie zrobił i nadal robi.Jak zwykle musiałam się pobeczeć, taka już jestem.To przez niego zrobiłam się taka wrażliwa, a może cały czas taka byłam? Kto wie.
-Marco...
-Proszę Cię nic nie mów.-uciszył mnie swoimi gorącymi ustami.Nie miałam zamiaru się opierać wręcz przeciwnie położyłam ręce na karku i wpiłam w niego swoje usta.Czułam jak narasta we mnie podniecenie.Miałam tylko jedno marzenie ,,CHWILO TRWAJ!''.Jego usta powolnie wędrowały po moim ciele zatrzymując się na ramieniu.Swoimi śnieżnobiałymi zęba rozpiął zamek sukienki.
-Tutaj?-spytałam rozbawiona odwracając głowę w jego stronę.
-Trzeba sobie urozmaicać życie maleńka.-uśmiechnął się szarmancko dopełniając całości.
Musiałam być jakaś równowaga świetnie wyglądał w tej koszuli jednak nie mogłam się powstrzymać.Szybkim ruchem zdjęłam ją rzucając w pierwsze lepsze miejsce. Tonęliśmy w namiętnych pocałunkach coraz bardziej zatracając się w sobie .Parkiet był okropnie śliski o czym przekonaliśmy się na własnej skórze.Zaliczyliśmy huczny upadek ale my jak jakieś głupki śmialiśmy się wniebogłosy.
-Jesteś piękna.-odgarnął dłonią włosy całując delikatnie moje czoło.
Nie pozostałam mu dłużna siedząc na nim okrakiem całowałam jego nagi (naprawdę umięśniony) tors.Schodziłam coraz niżej i niżej...
-Co tu się dzieje?! Wynocha wredne bachory! Nie będziecie mi tutaj jakiś pornosów urządzać!
Zerwaliśmy się szybciej niż wylądowaliśmy na tym parkiecie.W naszą stronę kierował się jakiś facet zapewne właściciel posiadłości.Biegaliśmy w kółko jak jakieś świry ale nie łatwo było znaleźć swoje ubrania w tych krzakach.
-Mam!-krzyknęłam unosząc do góry sukienkę.
Blondyn pociągnął mnie mocno za sobą.Biegliśmy co sił w nogach a gospodarz nie chciał się poddać.Śmialiśmy się, wywracaliśmy i tak w kółko po prostu wariacja!
-Ty pierwsza!-podał mi rękę pomagając przejść przez ogrodzenie.
Marco w ostatniej chwili udało się uciec przed tym świrem.Zwiewaliśmy co sił w nogach do czasu aż facet zniknął nam z horyzontu.
-Aleee jazda!-krzyknął głośno podnosząc mnie do góry.
-Nigdy więcej idioto! Daj mi się chociaż ubrać-gdy postawił mnie na ziemię założyłam na siebie sukienkę a raczej kawałek materiału który pozostał.
-Cholera! Nie mam butów!-wszystko fajnie tylko to nie moje buty, ale może Katie mi to wybaczy.
-No wszystko fajnie ale nie mam spodni!-stał w miejscu śmiejąc się sam do siebie.
-Nie mogę jak ty się pokażesz na imprezie? Nie, jak my się pokażemy ?-spytałam siadając zrezygnowana na asfalcie.
-Spokojnie wszystko jest pod kontrolą.Wujek Marco nad wszystkim czuwa...
___________________________________________________________________
Już 17 ! :o
Ale ten czas szybko leci dopiero zaczynałam a tu proszę :)
Kurde strasznie zżyłam się z tym blogiem myślałam, że to tak chwilowo a tu końca nie widać :D
Dziękuje oczywiście wam, tym którzy czytają mojego bloga.
Niesamowicie motywujecie aż czasami łezka mi pocieknie czytając wasze komentarze <3 
Nie sądziłam, że jednak coś może mi dość dobrze wychodzić :D
Dobraa starczy tego! Po prostu dziękuje, że czytacie i liczę, że będzie tak dalej.
I jak zawsze liczę na wasze opinie pod rozdziałem :*
Pozdrawiam w tym 2014 roku <3

On także was pozdrawia <3