20.
Ocean
Czasem zdrada coś kończy...rozpada się jedność jak opuszczone szkło.
Nie da się poskładać w całość zdradzonego szczęścia.
Nigdy już nie będzie tak samo, żal pozostanie na zawsze,
jak wbity w serce nóż a wspomnienia powrócą przy każdej kłótni.
Dlatego trzeba wybaczyć i odejść na zawsze...
Obudziłem się ze świadomością tego co zrobiłem.Łudziłem się, że to był tylko sen ale widząc ją nagą leżącą obok mnie wszystko prysło jak bańka mydlana.Zadawałem sobie tylko jedno pytanie ''Dlaczego do cholery to zrobiłem?''.Czułem się jak skończony dupek.Tośka nie wiadomo gdzie jest i co się z nią dzieje a ja? Bzykam się z jej przyrodnią siostrą.Nie mogłem patrzyć na swoją twarz w lustrze, czułem do siebie obrzydzenie.
-Już wstałeś? Po takiej nocy.-nie mogłem uwierzyć w to, że w ogóle nie przejęła się tym co zrobiliśmy.
-Tej nocy w ogóle nie powinno być.-rzuciłem oschle.
-Oj Marco przecież podobało Ci się.Jesteś naprawdę dobry Tośka pewnie Cię jeszcze nie wypróbowała niech żałuje.-cwaniacki uśmieszek nie znikał z jej twarzy.
-Słyszysz w ogóle siebie? To jest twoja przyrodnia siostra! Została porwana a ty masz to gdzieś! Nawet nie wiesz jak jest mi wstyd, że to zrobiłem i to z taką dziwką jak ty.-wygarnąłem jej wszystko prosto w twarz ale ona nic sobie z tego nie robiła.
-No widzisz, i co jej powiesz, że wolałeś taką dziwkę jak ja, że byłam lepsza od niej w łóżku?- po tych słowach miałem ochotę ją uderzyć ale nie zrobiłem tego nie chciałem zniżyć się do jej poziomu.
-Zabieraj swoje szmaty i wynoś się.
-Ona i tak już nie wróci pogódź się z tym.-nie chciałem słuchać tego co mówi, ale bałem się, że może mieć rację a ja zrobiłem coś czego sam nie potrafię sobie wybaczyć i już nigdy nie będę.
Tosia.
5 dzień, kolejny z nadzieją na wolność.Byłam wyczerpana nie chciałam nic jeść ani pić z myślą, że mógł mi coś dosypać i zrobić to czego się obawiam.Jednak jeżeli ma to się stać to wolę być tego nie świadoma.Może to śmieszne ale jedyne co trzymało mnie jeszcze przy życiu to pierścionek ten który otrzymałam od Marco.Nadal wierzyłam, że mnie znajdzie i uwolni z tego piekła.
-Dlaczego nic nie jesz?-spytał klękając przede mną.
-Chce wrócić do domu, proszę Cię.-patrzyłam mu w oczy z nadzieją, że przełamie się ale był nieugięty.
-Tutaj jest twój dom kochanie.Stworzymy razem rodzinę, może dziewczynka albo chłopiec?-dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę, że zadawałam się z człowiekiem chorym psychicznie.
-Jesteś chory, musisz się leczyć Eryk! Zrozum to wreszcie, co da ci to, że mnie tutaj przetrzymujesz?
-To, że mam Cię tylko dla siebie.Nie mogłem patrzeć na Ciebie i tego lalusia.Jak chodzicie razem za rączkę, całujecie się a co najgorsze sypiacie.Od czasu spotkania w domku letniskowym obserwowałem Cię i wykorzystałem najlepszy moment by mieć Cię dla siebie skarbie.
-Ale ja Cię nie kocham musisz to zrozumieć.Możesz mnie tutaj trzymać ile chcesz ale i tak nic do Ciebie nie będę czuć.No może tylko jedno obrzydzenie i wstręt, o to ci chodzi?
-Ja wiem, że mnie kochasz tylko nie chcesz tego przyznać.Nie kochasz Marco tylko mnie i zapamiętaj to.Jesteśmy dla siebie stworzeni.-całował mnie a ja nawet się nie broniłam, siedziałam jak skamieniała czekając aż skończy.
Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością ale wiedziałam jedno, że z dnia na dzień uchodzi ze mnie część życia i jeżeli potrwa to jeszcze dłużej sama je zakończę.
Marco.
Chciałem chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim co działo się w ciągu tych kilku dni.Biegałem po parku bez najmniejszego celu.Postanowiłem odpuścić dzisiejszy trening i pozbierać jakoś siły.Gdy wróciłem do domu miałem ochotę jak najszybciej z niego wyjść.Nic mnie w nim nie trzymało zwłaszcza po wczorajszym dniu.Po krótkim prysznicu przebrałem się w cokolwiek i udałem do kuchni zrobić coś do jedzenia.Szukając czegoś konkretnego rozległo się pukanie do drzwi.Naprawdę nie miałem ochoty nikogo widzieć ale na drugie chciałem się komuś wygadać.
-Hej stary.Możemy wejść?-w drzwiach stał nie kto inny jak Nuri z całą ekipą: Kevinem, Matsem, Robertem, Mitchellem, Łukaszem i Marcelem.
-Jasne wchodźcie.
Nie obyło się oczywiście bez trunków alkoholowych ale dzisiaj nie miałem nic przeciwko temu.
-Wiadomo coś?-spytał Nuri kładąc na stół butelki z piwem.
-Nie nic nie wiadomo policja cały czas szuka.Dzięki, że przyszliście.-uśmiechnąłem się do nich serdecznie.
-Stary na nas zawsze możesz polegać.Tak w ogóle to próbowaliśmy się z tobą skontaktować i nic.-wszyscy patrzyli na mnie wiedząc, że coś jest nie tak.
-Mogliście przyjechać uchronilibyście mnie od największego błędu w moim życiu.-unikając ich wzroku zrobiłem łyk piwa.
-O czym ty mówisz? Dobrze wiesz, że możesz na nas polegać zawszę Ci pomożemy zwłaszcza teraz.-próbowali dodać mi otuchy ale, i tak nic to nie pomogło.
-Pewnie uznacie mnie za idiotę i będziecie mieli rację.Wczoraj przyszła do mnie Katie i prosiła mnie czy może tu zostać bo Camila wróciła i nie chciała im przeszkadzać.Nie wiem dlaczego ale zgodziłem się.Może było to zbyt pochopne ale nie zważałem na to w tamtej chwili.Zaczęła wykorzystywać moją słabość do niej chyba wiedziała, że za bardzo przypomina mi Tosię której cholernie mi brakowało.Zaczęła mnie uwodzić i w końcu pękłem i pocałowałem ją, a na końcu tak mnie poniosło, że wylądowaliśmy w sypialni.-ukryłem twarz w dłoniach próbując uciec od przeszywających spojrzeń chłopaków.
-Szczerze to nie wiem co mamy Ci powiedzieć, ale na pewno nie będziemy cię za to karcić bo nie o to chodzi.Teraz musisz jak najszybciej o tym zapomnieć i skupić się tylko na Tośce.-czułem, że są ze mną nie sądziłem, że będą chcieli mi pomóc po czymś takim.Wiedziałem, że drugich takich przyjaciół nigdy nie znajdę.
Tosia.
-Wstajemy.-rzucił mi przed nogi kawałek materiału.
-Co to jest?
-Sukienka.Mam nadzieję, że spodoba się.-uśmiechnął się pomagając mi wstać.
-Ale na co mi to?-spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ubieraj i nie gadaj. Na pewno Ci się spodoba.-podszedł do szafki wyciągając z niej gramofon.
Wiedziałam, że jeżeli jej nie ubiorę wścieknie się.Była naprawdę piękna ale co mi z tego jeżeli będę musiała w niej tutaj siedzieć chyba do końca życia.Stałam za nim czekając na to co zrobi.Po dłuższym oczekiwaniu wbiłam wzrok w podłogę bojąc się tego co się stanie.Czekałam, aż poczułam jEgo rękę na swojej tali.Patrzyliśmy sobie prosto w oczy kołysając się w rytm muzyki.
-Lubisz Franka Sinatre?-spytał przyciągając mnie mocno do siebie.
-Gdybyś mnie tak dobrze znał to byś wiedział, że nie słucham jego muzyki.
-Prawda, ale on też tak dobrze Cię nie zna.Powiedziałaś mu o incydencie z tym chłopakiem w toalecie?-gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam jak najdalej od niego.
-To nie jest twoja sprawa! Zajmij się swoim życiem a nie wpieprzaj do czyjegoś! Wypuść mnie stąd do cholery!-nie zważając na nic ruszyłam w stronę drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz!
Wiedziałam, że jest to moja ostatnia szansa aby się stąd uwolnić.Moja brama do szczęścia-otwarte drzwi.Byłam blisko ale nie chciał mi na to pozwolić.Chwycił mnie w pasie i rzucił na podłogę.Bolało ale nie chciałam się poddać, nie teraz.
-Jesteś tylko moja i zrozum to w końcu!-usiadł na mnie i bez jakiegokolwiek zawahania rozerwał sukienkę.
Czułam, że jedyna szansa na wydostanie się stąd ucieka mi przez palce.Zaczął się do mnie coraz bardziej dobierać, a ja nie byłam wstanie się ruszyć.Krzyczałam, prosiłam ale on nic najwyraźniej mój strach i ból sprawiał mu przyjemność.Rozglądając się zauważyłam jakiś przedmiot leżący obok mnie.Nie zastanawiając się dłużej wzięłam go do ręki i z całej siły uderzyłam go w głowę.Na podłodze pojawiła się kałuża krwi próbowałam go obudzić ale w ogóle się nie ruszał.Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że mogłam go zabić.Roztrzęsiona wstałam z podłogi i patrzyłam na niego licząc na to, że się obudzi.Wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać mimo iż wyrządził mi tyle krzywdy nie potrafiłam go tak zostawić, ale nie miałam innego wyjścia.Z ciężkim sercem pożegnałam się i wybiegłam na zewnątrz.
2 tygodnie później.
-Już prawie miesiąc jak jej nie ma.-poczułem na ramieniu dłoń Jurgena.
-Też za nią tęsknie i to bardzo.Najgorsze jest to, że policja nic nie wie a ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć i czekać na cud.
-Na pewno ją znajdą. Jest silna i poradzi sobie.-uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.
-Dziękuje.Będę się już zbierał do jutra.-pożegnałem się z trenerem i chłopakami i w końcu udałem się do domu.
-Co to jest?
-Sukienka.Mam nadzieję, że spodoba się.-uśmiechnął się pomagając mi wstać.
-Ale na co mi to?-spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ubieraj i nie gadaj. Na pewno Ci się spodoba.-podszedł do szafki wyciągając z niej gramofon.
Wiedziałam, że jeżeli jej nie ubiorę wścieknie się.Była naprawdę piękna ale co mi z tego jeżeli będę musiała w niej tutaj siedzieć chyba do końca życia.Stałam za nim czekając na to co zrobi.Po dłuższym oczekiwaniu wbiłam wzrok w podłogę bojąc się tego co się stanie.Czekałam, aż poczułam jEgo rękę na swojej tali.Patrzyliśmy sobie prosto w oczy kołysając się w rytm muzyki.
-Lubisz Franka Sinatre?-spytał przyciągając mnie mocno do siebie.
-Gdybyś mnie tak dobrze znał to byś wiedział, że nie słucham jego muzyki.
-Prawda, ale on też tak dobrze Cię nie zna.Powiedziałaś mu o incydencie z tym chłopakiem w toalecie?-gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam jak najdalej od niego.
-To nie jest twoja sprawa! Zajmij się swoim życiem a nie wpieprzaj do czyjegoś! Wypuść mnie stąd do cholery!-nie zważając na nic ruszyłam w stronę drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz!
Wiedziałam, że jest to moja ostatnia szansa aby się stąd uwolnić.Moja brama do szczęścia-otwarte drzwi.Byłam blisko ale nie chciał mi na to pozwolić.Chwycił mnie w pasie i rzucił na podłogę.Bolało ale nie chciałam się poddać, nie teraz.
-Jesteś tylko moja i zrozum to w końcu!-usiadł na mnie i bez jakiegokolwiek zawahania rozerwał sukienkę.
Czułam, że jedyna szansa na wydostanie się stąd ucieka mi przez palce.Zaczął się do mnie coraz bardziej dobierać, a ja nie byłam wstanie się ruszyć.Krzyczałam, prosiłam ale on nic najwyraźniej mój strach i ból sprawiał mu przyjemność.Rozglądając się zauważyłam jakiś przedmiot leżący obok mnie.Nie zastanawiając się dłużej wzięłam go do ręki i z całej siły uderzyłam go w głowę.Na podłodze pojawiła się kałuża krwi próbowałam go obudzić ale w ogóle się nie ruszał.Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że mogłam go zabić.Roztrzęsiona wstałam z podłogi i patrzyłam na niego licząc na to, że się obudzi.Wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać mimo iż wyrządził mi tyle krzywdy nie potrafiłam go tak zostawić, ale nie miałam innego wyjścia.Z ciężkim sercem pożegnałam się i wybiegłam na zewnątrz.
2 tygodnie później.
-Już prawie miesiąc jak jej nie ma.-poczułem na ramieniu dłoń Jurgena.
-Też za nią tęsknie i to bardzo.Najgorsze jest to, że policja nic nie wie a ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć i czekać na cud.
-Na pewno ją znajdą. Jest silna i poradzi sobie.-uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.
-Dziękuje.Będę się już zbierał do jutra.-pożegnałem się z trenerem i chłopakami i w końcu udałem się do domu.
Po zaparkowaniu samochodu udałem się do mieszkania.Położyłem kluczyki na komodzie i otworzyłem lodówkę wyjmując schłodzone piwo.Nie chciało mi się nawet zajść do salonu więc wypiłem je tak jak stałem.Postanowiłem iść się położyć, ale jak zwykle ktoś musiał to zepsuć.Szczerze mogłem ich nie otwierać.
-Co ty tutaj robisz?-spytałem obojętnie.
-Chce pogadać chyba mam do tego prawo.
-Jak musisz.-nie chętnie, ale wpuściłem ją do środka.
Więc?-spytałem opierając się o futrynę.
-Jak tam u Ciebie wiadomo coś o Tośce?-nie mogłem uwierzyć jak można być tak fałszywym człowiekiem.
-Nie udawaj, że Cie to obchodzi bo tylko się pogrążasz, ale chyba nie o tym chcesz gadać.
-No nie, proszę.-wyciągnęłam w moją stronę jakieś zdjęcie.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.
-Nasze dziecko.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.Miałem nadzieję, że to nie jest prawda.
-Kłamiesz to jest nie możliwe!-próbowałem nie dopuszczać do siebie tej myśli.
-Możliwe.Przypomnij sobie to się stało praktycznie miesiąc temu, a to jest prawie 3 tydzień.To jest twoje dziecko, będziesz tatusiem.-nie widziałem co mam ze sobą zrobić.Jej podły uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa.
-Wynoś się stąd i tak nie wrobisz mnie w to dziecko!
-Nie muszę sam to zrobiłeś.
Tosia.
-Co ty tutaj robisz?-spytałem obojętnie.
-Chce pogadać chyba mam do tego prawo.
-Jak musisz.-nie chętnie, ale wpuściłem ją do środka.
Więc?-spytałem opierając się o futrynę.
-Jak tam u Ciebie wiadomo coś o Tośce?-nie mogłem uwierzyć jak można być tak fałszywym człowiekiem.
-Nie udawaj, że Cie to obchodzi bo tylko się pogrążasz, ale chyba nie o tym chcesz gadać.
-No nie, proszę.-wyciągnęłam w moją stronę jakieś zdjęcie.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.
-Nasze dziecko.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.Miałem nadzieję, że to nie jest prawda.
-Kłamiesz to jest nie możliwe!-próbowałem nie dopuszczać do siebie tej myśli.
-Możliwe.Przypomnij sobie to się stało praktycznie miesiąc temu, a to jest prawie 3 tydzień.To jest twoje dziecko, będziesz tatusiem.-nie widziałem co mam ze sobą zrobić.Jej podły uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa.
-Wynoś się stąd i tak nie wrobisz mnie w to dziecko!
-Nie muszę sam to zrobiłeś.
Tosia.
Dortmund, jestem.
Nie wiem nawet jak udało mi się wrócić do domu. 10 dni spędzonych w jakiejś starej szopie i tułaczka opłaciły się.Nie widziałam jak mam wrócić ale na szczęście mogłam liczyć na pomoc starszego pana który mnie podwiózł. Nie obyło się bez pytań i prób przekonania mnie bym pojechała do szpital ale ja po prostu chciałam być w domu.
-Dziękuje, jest pan złotym człowiekiem.-uśmiechnęłam się serdecznie do staruszka.
-Nie ma za co ważne, że jesteś w domu, ale pamiętaj żeby iść z tym do lekarza.-przytulił mnie mocno.
Nie chciałam go zatrzymywać więc pożegnaliśmy się serdecznie i odjechał.Mi nie pozostało nic innego jak iść do domu.Droga zajęła mi jakieś 15 minut normalnie zajmuję mi to 25 ale było tak zimno, że musiałam przyśpieszyć inaczej bym tam zamarzła.Stanęłam jak wryta przed drzwiami.Gdy chciałam je otworzyć usłyszałam jakieś krzyki schowałam się za ścianą aby nikt mnie nie zauważył.To co zobaczyłam zdziwiło mnie.Kłótnia dotyczyła nikogo innego jak Marco i Katie.Nie mogłam nic z tego zrozumieć, ale zdanie które powiedziała Katie wszystko wyjaśniło.
-I tak zajmiesz się nim! To jest twoje dziecko i wychowasz je!
Zamarłam nie takiego przywitania się spodziewałam.Czułam jakby ktoś dał mi w twarz.Ktoś mnie uprowadził, a on idzie do łóżka z moją przyrodnią siostrą? Pieprzona ironia losu.
Stwierdziłam, że nie będę rozwalać modelu idealnej rodziny jaką najprawdopodobniej chcę z nią stworzyć więc pozostaje mi jedynie usunąć się w cień i żyć dalej.
Nie wiem nawet jak udało mi się wrócić do domu. 10 dni spędzonych w jakiejś starej szopie i tułaczka opłaciły się.Nie widziałam jak mam wrócić ale na szczęście mogłam liczyć na pomoc starszego pana który mnie podwiózł. Nie obyło się bez pytań i prób przekonania mnie bym pojechała do szpital ale ja po prostu chciałam być w domu.
-Dziękuje, jest pan złotym człowiekiem.-uśmiechnęłam się serdecznie do staruszka.
-Nie ma za co ważne, że jesteś w domu, ale pamiętaj żeby iść z tym do lekarza.-przytulił mnie mocno.
Nie chciałam go zatrzymywać więc pożegnaliśmy się serdecznie i odjechał.Mi nie pozostało nic innego jak iść do domu.Droga zajęła mi jakieś 15 minut normalnie zajmuję mi to 25 ale było tak zimno, że musiałam przyśpieszyć inaczej bym tam zamarzła.Stanęłam jak wryta przed drzwiami.Gdy chciałam je otworzyć usłyszałam jakieś krzyki schowałam się za ścianą aby nikt mnie nie zauważył.To co zobaczyłam zdziwiło mnie.Kłótnia dotyczyła nikogo innego jak Marco i Katie.Nie mogłam nic z tego zrozumieć, ale zdanie które powiedziała Katie wszystko wyjaśniło.
-I tak zajmiesz się nim! To jest twoje dziecko i wychowasz je!
Zamarłam nie takiego przywitania się spodziewałam.Czułam jakby ktoś dał mi w twarz.Ktoś mnie uprowadził, a on idzie do łóżka z moją przyrodnią siostrą? Pieprzona ironia losu.
Stwierdziłam, że nie będę rozwalać modelu idealnej rodziny jaką najprawdopodobniej chcę z nią stworzyć więc pozostaje mi jedynie usunąć się w cień i żyć dalej.
_____________________________________________________________________
Rozpisałam się, ale jakoś musiałam się wyżyć.
Przepraszam jeśli się nie spodoba, ale trudno mi pisać gdy w głowię tysiące myśli.
Ja tak od siebie życzę wam abyście nigdy nie otaczały się fałszywymi ludźmi a zwłaszcza ''przyjaciółmi''.
Ja tak od siebie życzę wam abyście nigdy nie otaczały się fałszywymi ludźmi a zwłaszcza ''przyjaciółmi''.
Nie będę was zanudzać swoimi problemami.
Liczę na komentarze :*
Liczę na komentarze :*
Pozdrawiam <3
rozdział brak mi słów :)
OdpowiedzUsuńmożesz mówić, na pewno będzie Ci lżej
świetny, świetny,świetny! ;* a że się rozpisałaś? dla mnie lepiej <3 rozdział baardzo mi się podoba. kurczę, nie zauważyłam , a mnie dużo rozdziałów ominęło . ;cc ale już nadrobione! ;3 piszesz genialnie! proszee , jak byś mogła to o każdym rozdziałe informuj mnie tutaj -- http://zaczac-swoje-zycie-od-nowa.blogspot.com/ Ps. U mnie nareszcie nowy rozdział! zapraszam do czytania ;3 jak możesz, skomentuj . ;*
OdpowiedzUsuńCudowny! <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za moją nieobecność na blogu ;c
Jak Marco mógł zrobić to Tosi, kiedy ona siedziała u jakiegoś psychopaty! Mam nadzieję że Katie kłamie.
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
Buziaki ;**