Łączna liczba wyświetleń

piątek, 25 kwietnia 2014

26.                                                                  
                                                            Another Love.

I pragnę Cię pocałować, sprawić abyś czuła się dobrze 
ale jestem zbyt zmęczony, by dzielić się nocami 
Chcę płakać i pragnę kochać 
ale wypłakałem moje wszystkie łzy.

Powoli próbowałam dojść do siebie siedząc na szpitalnym krześle.
-Proszę.-wbijając wzrok w podłogę chwyciłam kubek z wodą.
-Jak się czujesz?-poczułam jego ciepłą dłoń oplatającą mój kark.
-Do bani.Jeżeli coś się jej stanie nie wybaczę sobie tego.-wpatrywałam się w jego zmęczone oczy próbując dodać sobie chociaż odrobinę otuchy.
-Nie masz o co się obwiniać.To ja powinienem się nią zająć, a nie patrzeć tylko na siebie.Tak cholernie boję się o nią i o nasze dziecko.-widziałam jak cierpi i nie potrafi sobie z tym poradzić.
Bałam się o niego, o jego psychikę.Z dnia na dzień uciekało z niego życie i ta pozytywna energia, która wywoływała na moich ustach uśmiech.
-Musisz się wziąć w garść. Musi wrócić ten Marco który miał gdzieś czyjąś opinie i dążył do swojego.Wiem, że potrafisz.-ujęłam jego dłoń dając mu do zrozumienia, że nie jest sam.
-Dziękuje.-złożył delikatny pocałunek na moim czole.
Siedzieliśmy w ciszy czekając na jakiekolwiek informacje.Każda kolejna minuta doprowadzała mnie do szału.
-Obudziła się.-odetchnęłam głęboko słysząc głos Camili.
 Widziałam na jego twarzy delikatny uśmiech.Cieszyłam się, że w końcu doszła do nas jakaś dobra wiadomość.
-Chodź.-wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Nie Marco to nie jest najlepszy pomysł.Poczekam tutaj na tatę.-delikatnie uśmiechnęłam się biorąc łyk zimnej wody.
-Proszę Cię.Nie odmawiaj mi.-uparcie dążył do celu próbując mnie przekonać.
-Dobra, ale tylko na chwilę.-chwyciłem jego silną dłoń i skierowaliśmy się do sali nr 11.
Próbowałam jakoś ukryć zdenerwowanie, ale nie byłam w stanie poradzić sobie z tym wszystkim co się dzieje wokoło.
-Katie!-uradowany podbiegł do niej składając pocałunek na jej zmęczonych ustach.
Dopiero teraz zrozumiałam jak do siebie pasują. Tak się o nią troszczy, daje jej bezpieczeństwo.Mimo wielu przeciwności nadal o nią walczy, pokonuje wszystkie bariery i nie poddaje się.Jest tym samym wspaniałym facetem którego poznałam. Mimo tego jednego błędu nadal go kocham i nie mogę pogodzić się z tym, że nie ma go przymnie.Wiedziałam, że moja obecność jest zbędna więc postanowiłam im nie przeszkadzać. Zapięłam bluzę i skierowałam się w stronę wyjścia.Na zewnątrz panowała okropna pogoda ulewny deszcz i mocny wiatr nie sprzyjał długiemu spacerowi zwłaszcza o 5 nad ranem.Złapałam jakąś taksówkę i pojechałam od razu do domu.W drodze humor próbował poprawić mi pan taksówkarz, ale nie należało to do najłatwiejszych.Wysiadając zapłaciłam i podziękowałam za mile spędzony czas.
-I co z Katie?-zamykając drzwi do moich uszu dobiegł zmartwiony głos taty.
-Wszystko dobrze obudziła się. Na pewno więcej się dowiesz jak zadzwonisz do Camili.
-Nie cieszysz się?-spytał zdziwiony.
-Ciesze się, ale jest 6 rano i chciałabym się w końcu położyć.Przepraszam, ale nie jestem wstanie nic z siebie pozytywnego wydusić.-przetarłam zmęczone oczy.
-Dobrze porozmawiamy później.Śpij dobrze.-przytulił mnie mocno
Tak szczerze w ogóle nie przeszło mi przez myśl kłaść się do łóżka.Wzięłam orzeźwiający prysznic i garść tabletek uspakajających.Wszystkie emocje kumulowały się we mnie.Nie chciałam dusić tego w sobie ale nie chciałam też rozwiązywać problemów przemocą, bo nie doprowadziło by to do niczego dobrego.Wszystko potrafiłam przezwyciężyć ale nie to.Nie mogłam zrozumieć jak dałam się w plątać w tą całą sytuacje.Zachowałam się jak małe, rozwydrzone dziecko, kocham go ale nie chcę żeby przez to cierpiała Katie, a za tym cała rodzina.
-Nie śpisz?-siedząc na łóżku usłyszałam cichy głos ojca.
-Nie mogłam zasnąć.Coś się stało?-spytałam podenerwowana.
-Nie wszystko dobrze.Muszę jechać do szpitala, nie chce żeby Camila została tam sama.
-Sama? Przecież jest Marco.-spytałam ze zdziwieniem na twarzy.
-No właśnie.Marco jest na dole.-odwrócił głowę unikając mojego spojrzenia.
-Mogę wiedzieć co on tu robi?-spokojnym tonem kontynuowałam rozmowę.
-Skarbie nie zostawię Cię tutaj samej.Będę się cały czas martwił, a tak mam chociaż pewność, że nic Ci się nie stanie.-pocałował mnie swoimi ciepłymi ustami w policzek.
-Nie mam już 12 lat i nie muszę mieć niani.-rzuciłam oschle kierując się w stronę łóżka.
Byłam wdzięczna tacie za to, że martwi się o mnie, ale dlaczego właśnie on? Miałam zejść na dół z uśmiechem i udawać, że nic się nie stało? Na pewno nie.
-Tosia wyjdź z tego pokoju. Siedzisz tam od rana.-do moich uszu dobiegł jego zachrypnięty głos.
-Daj mi spokój! Dam sobie sama radę.Nie potrzebuje niańki.-zignorowałam jego wołanie.
-Kolacja jest gotowa, jeżeli zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.
Zignorowałam go.Jedyne co zrobiłam to patrzyłam na swoje odbicie w lustrze próbując zrozumieć dlaczego jestem taka słaba i nie potrafię pokazać swojego prawdziwego charakteru.Nawet nie wiem kiedy stałam się dziewczynką do bicia.Nie bronię się, nie potrafię pokazać, że coś znaczę w tym pieprzonym świecie.Jestem zamknięta w czterech ścianach, które nie pozwalają mi się wyzwolić, ale jedynie tkwić w tym gównie nie dając żadnej wskazówki.
-Ciesze się, że jednak przyszłaś.-uśmiechnął się chowając telefon do kieszeni.
-Po prostu jestem głodna.Zjem i wracam do pokoju.-odpowiedziałam obojętnie siadając do stołu.
-Nie interesuję Cię co u Katie?-zapytał niepewnie nalewając wino do kieliszka.
-No więc co u Katie?-zapytałam ironicznie biorąc łyk alkoholu.
Nie odpowiedział.Odsunął krzesło, uklęknął przede mną, popatrzył prosto w oczy i złożył na moich ustach pocałunek.
-Tak dawno nie czułem tego.-objął delikatnie moją twarz.
-Czego?-chwyciłam jego sine, zziębnięte dłonie.
-Twojego dotyku, twoich ust.Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.-ścisnął mocno moje dłonie.
-Dlaczego tu przyjechałeś? Chyba nie żeby mi to powiedzieć.
-Może jednak tak.Tośka zrozum, że nadal Cię kocham! Codziennie gdy się budzę liczę na to, że Cię zobaczę, ale tak nie jest.Mam gdzieś co powiedzą inni.Wiem, że jestem dupkiem zrobiłem coś czego się nie wybacza skrzywdziłem Ciebie i niewinną, bezbronną dziewczynę.Daj mi szansę.-objął mnie mocno nie dając szansy na ucieczkę.
-Marco...
-Proszę, proszę.-błagał litościwym, zapłakanym głosem.
Nie wiedziałam co mam zrobić nigdy nie widziałam go w takim stanie.Wyglądał jak mały, przestraszony chłopiec.Uklęknął przede mną oplatając swoje ręce na moich biodrach.Z jego oczu płynęły rzewne łzy.Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić jedyne co czułam to łzy napływające do moich oczu.
-Proszę Cie wstań.Nie zachowuj się jak dziecko!-próbowałam go podnieść, ale za bardzo się opierał.
-Nie wstanę! Nie zasługuje na Ciebie!-krzyczał obejmując mnie coraz mocniej.
-Marco proszę Cię porozmawiajmy na spokojnie.Wstań.-spokojnym tonem próbowałam przekonać go do normalnej rozmowy.
Nie reagował na to co mówię czekał tylko na moją odpowiedz.W tym momencie zrozumiałam, że to ja doprowadziłam do tej sytuacji.Nie chciałam pogodzić się z tym, że nie jest już mój, że zakochał się w kimś innym, że nie jestem jedyna.Każdy popełnia błędy, ale przez swoje zachowanie nie potrafiłam tego dostrzec, wybaczyć i żyć dalej nie 'wchodząc do tej samej rzeki'.
-Tak.-odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Popatrzył na mnie swoimi przeszklonymi oczami.Nie chciałam w nie patrzeć, zatracić się, znowu.
-Tak, kocham Cię, ale to nic nie znaczy.Będziesz ojcem może i mężem musisz stanąć na wysokości zadania i nie przeszkodzi ci żadna gówniara.To co czujemy zostanie zawsze w naszych sercach i pamięci.Każdy popełnia błędy i ja nie potrafiłam tego zrozumieć aż do teraz.Ja Cię niszczę.Czy tak powinno być?-próbowała sama odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale jaki w tym sens?
-Kocham Ciebie i nie zmienię tego. Wybaczyłaś mi coś czego ja sam nie potrafię sobie wybaczyć i zrozumieć dlaczego to zrobiłem.Ten dramat ciągnie się za mną i nadal będzie w końcu będę ojcem.
-Marco nie możesz tak mówić.-wtrąciłam się nie mogą słuchać tego co on wygaduje.
-Nie przerywaj mi proszę.Wiem myślisz, że nie chcę tego dziecka i masz rację, ale ono nie jest niczemu winne.Będę je kochał tak jak kocham Ciebie, całe życie.-otarłam łzę spływającą na jego delikatny uśmiech.--Pamiętasz?-szeptałam mu do ucha słowa naszej piosenki.                                    
                                           And I will love you, baby-Always.
                                     And I'll be there forever and a day-Always.
-Nigdy jej nie zapomnę.Ciebie tym bardziej skarbie.-przyciągnął mnie mocno i objął silnymi ramionami
 I jak to było? 'Sercem mówi tak, rozum mówi nie.' Dlaczego to jest tak cholernie prawdziwe? Nie potrafię zrezygnować, ale nie chce też niszczyć tego co jest między nimi, ich dziecko.
-Nasze drogi muszą się tu rozejść.Wszystko się kiedyś kończy blondasku i właśnie my jesteśmy w tym punkcie.-z uśmiechem poczochrałam jego jasną czuprynę.
-Mam znowu Cie stracić? Dać Ci tak po prostu odejść?-spytał podniesionym tonem.
-Tak będzie najlepiej.-bez zastanowienia odpowiedziałam na jego pytania.
-Nie potrafię.-ciężko westchnął wtulając się w moje ciało.
-Mylisz się.Jeżeli naprawdę mnie kochasz zrobisz to.Zapomnisz o mnie.
Zastygliśmy bez ruchu w zupełnej ciszy.Do naszych uszu dochodziło jedynie równomierne bicie naszych serc.
Podszedł do stołu, niepewnym, szarpanym ruchem chwycił kurtkę.Próbował ukryć złość i rozgoryczenie głębokim oddechem, ale nie potrafił.Podszedł chwytając moją dłoń.
-Żegnaj skarbię.-złożył na moich ustach ostatni pocałunek i wyszedł.
I tak zamknął to co było nieubłagane.

niedziela, 2 marca 2014

25.
 Z miłością jest tak:
 Nie zawsze odwzajemniona, często zraniona, 
 nie zrozumiana i zawsze opłakana...

-Czy my kiedyś w końcu zmądrzejemy?-spytałam gładzący jego nagi tors.
-Chyba jestem już na to za stary.-uśmiechnął się składając pocałunek na moich ustach.
-I znowu to zrobiliśmy.Zamiast rozstać się jak dorośli ludzie, bezmyślnie jak małe dzieci wylądowaliśmy w łóżku.Zaczynam się w tym wszystkim gubić.Dlaczego chociaż nie próbujesz mnie od tego odwieść, od popełniania tych samych szkolnych błędów?
-podniosłam się na łokciach wpatrując w jego niebieskie tęczówki.
-Bo nie potrafię tego zrobić.Nie potrafię powiedzieć sobie ''nie''.Działasz na mnie jak narkotyk, im więcej tym bardziej uzależniam się od Ciebie.-spoglądał na mnie swoim łobuzerskim wzrokiem.
-I chyba w tym jest problem.Dobrze wiesz,  że dłużej nie możemy tego ciągnąć i tak zaszło to za daleko. Za każdym razem ulegamy pokusie i to nie świadczy o nas dobrze.I tak za niedługi czas wracam do Tulonu i wszystko wróci do poprzedniego stanu.-okryłam się szlafrokiem i udałam do kuchni.
-To pojadę z tobą na jakiś czas.Mam teraz wolne więc nic nie stoi na przeszkodzie.-objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Mylisz się. Popraw mnie jeśli nie mam racji.Wczoraj gdy się pokłóciliśmy poszedłeś do salonu.Widząc zrozpaczoną Katie próbowałeś wszystko naprawić mówiąc, że jest dla Ciebie ważna i, że nie zostawisz jej, bo nie wiem kochasz ją?-kontynuowałam wyrywając się z jego uścisku.
-Podsłuchiwałaś?-spytał spokojnym tonem.
-Ja nawet nie musiałam tego robić.Marco za dobrze Cię znam, żeby nie wiedzieć, że jej ulegniesz.Wczoraj obiecujesz ciężarnej nastolatce, że z nią zostaniesz, a dzisiaj mówisz mi, że pojedziesz ze mną.Wytłumacz mi to bo nie rozumiem.-wzruszyłam ramionami otwierając puszkę z piwem.
-O co ci chodzi?-spytał pretensjonalnie.
-O to żebyśmy w końcu przestali zachowywać się jak jakieś popierdolone dzieci które mają wszystko w dupie i nie myślą o konsekwencjach! Nie myślą o innych, o najbliższej rodzinie jak ją ranią! Nie widzisz, że niszczymy się wzajemnie? Dajemy sobie złudne nadzieję, które nigdy się nie spełnią.
-Zawsze jesteś tego taka pewna siebie? Może ty się po prostu mną bawisz.Wykorzystujesz kolejnego naiwnego dupka żeby skakał za tobą jak pies!-jego ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe.
-Nie masz prawa tak o mnie mówić! Zabieraj swoje rzeczy i wyjdź! Jak ochłoniesz,  zadzwoń.Może wtedy będę mogła z tobą w końcu porozmawiać spokojnie.-wskazałam mu drogę do wyjścia.
Ubrał się i wyszedł bez słowa.Nie tak chciałam żeby to wyglądało, ale ja nie pozwolę sobie na obrażanie.Miałam ogromne wyrzuty sumienia bo widziałam jak przeze mnie zaczyna się gubić przez co najbardziej cierpi Katie.Wiedziałam na pewno, że to co się stało nie pomoże w rozwiązaniu naszych problemów.

Marco.

''Nie żałuję''.Powtarzałem to sobie całą drogę próbując zagłuszyć sumienie.Ja po prostu nie myślę o tym co robię gdy jestem obok niej.Coraz bardziej miesza w mojej głowię, a ja muszę w końcu stawić temu opór, ale czy dam radę?
-Co tak długo Cię nie było?-spytała przewracając kolejną stronę gazety.
-Musiałem koledze zawieść jakieś ważne papiery.-westchnąłem ciężko wieszając kurtkę.
-Stęskniłam się.Może spędzimy ten wieczór razem?-podeszła do mnie zalotnie uśmiechając się.
-Trochę źle się czuje, ale czemu nie.-próbowałem ukryć zdenerwowanie, szerokim uśmiechem.
Chciałem jak najszybciej znaleźć się pod prysznicem i być sam ze swoimi myślami.Zabrałem telefon i skierowałem się na piętro.
-Marco, poczekaj.-chwyciła mnie za rękę.
-O co chodzi Katie?-spytałem zdziwiony jej postawą.
-Chciałam Ci podziękować, że jesteś ze mną.Jesteś naprawdę świetnym facetem i chce żebyś to wiedział.Już nie mogę się doczekać kiedyś na świat przyjdzie nasze dziecko.-złożyła pocałunek na moim policzku i objęła swoimi delikatnymi ramionami.
-Też nie mogę się doczekać.Nawet nie wiesz jak bardzo...

Tosia.

Gorącą kąpielą próbowałam zmyć z siebie wszystkie problemy.Cały czas myślałam tylko o nim i o dzisiejszym zdarzeniu.Z szafy udało mi się wygrzebać jakieś szorty i bluzkę, nie miało ochoty na rewię mody wiec założyłam to i skierowałam się do salonu.Zaparzyłam herbatę i wzięłam się za ogarnięcie tego syfu.
-Wróciliśmy!-usłyszałam dobrze mi znany głos.
-Hej, jak było?-spytałam robiąc łyk goręcej jaśminowej herbaty.
-Dobrze, ale nie ma to jak w domu. Camila całą drogę mówiła mi o prysznicu.Ledwo to wytrzymałem już chciałem ją tam zostawić.-jak zwykle przy jego opowieściach uśmiech sam pojawiał się na twarzy.
-Wiesz jakie kobiety są niecierpliwe.-poklepałam go po ramieniu.
Marco tu był.Zostawił jakieś ważne dokumenty.
-O to dobrze muszę je przejrzeć.Idę na górę, tylko nie podbieraj piwa z lodówki, tata też musi się czegoś napić.-rozbawiony pożegnał się i poszedł na piętro.
Od razu poprawił mi się humor.Jak dla mnie to mój tata był najlepszym facetem na świecie.Chciałabym z nim porozmawiać szczerze, ale nie skończyło by się to dobrze dla Marco, a nie chce psuć ich przyjaźni chociaż i tak jest już mocno ograniczona. Miałam już dość wrażeń na dzisiaj więc chciałam spędzić ten wieczór w spokoju i ciszy.Nie wiem dlaczego, ale wzięło mnie na przeglądanie naszych wspólnych zdjęć.Tęskniłam za tamtym czasem, kiedy było tak pięknie, zawsze czułam jego wsparcie i dzięki niemu stałam się inną dziewczyną, dojrzalszą. Przypominając sobie wszystkie wspólne chwilę, w salonie rozległ się dźwięk telefonu.
''Przepraszam za dzisiaj.To był piękny dzień i 
nawet nie wiesz jak chciałbym być teraz z tobą.
Zawszę będę Cię kochał i pamiętaj o tym.''
Chciałam zadzwonić powiedzieć mu to samo, ale czy to w ogóle miało sens?



Marco.


Siedziałem w salonie wpatrując się w ekran telefonu.Musiałem jej to napisać, nie chcę jej stracić.
-Mam jakiś fajny film, może obejrzymy?-spytała wchodząc do kuchni.
-Jasne, czemu nie.-uśmiechnąłem się zerkając na telefon.
W ogóle nie potrafiłem skupić się na filmie.Cały czas spoglądałem czy nie ma żadnej wiadomości.Chciałem być teraz z nią niestety nie dało się tego ukryć.
-Marco stało się coś? Jesteś taki nieobecny.-spoglądała na mnie próbując dowiedzieć się co jest tego przyczyną.
-Nic się nie stało.Trochę znudził mnie ten film, nie gustuje w takim gatunku.-próbowałem jakoś wybrnąć z napiętej sytuacji.
-No to może zajmiemy się czym innym?-przysuwała się do mnie coraz bardziej.
Chciałem coś powiedzieć, ale jej usta nie pozwoliły mi na to.Próbowałem jakoś to przerwać, ale nie znowu tego nie zrobiłem.Poczułem jej zgrabne ciało na sobie, jej dłonie precyzyjnie rozpinały moją koszulę.Czułem jak nasze podniecenie wzrasta.Moje myśli plątały się wzajemnie wiedziałem, że to co robię jedynie ją krzywdzi.
-Katie, poczekaj.-delikatnie odepchnąłem ją od siebie.
-Zrobiłam coś źle?-spytała nie rozumiejąc mojego zachowania.
-Nie możemy tego zrobić.Nie chcę Cię krzywdzić.-próbowałem uspokoić rosnąć w niej złość, ale nie byłem w stanie tego zrobić.
-Chodzi o nią? Chciałbyś żeby ona tu była, tak?! No powiedz to tchórzu!-krzyczała na całe
mieszkania, szarpała próbując dać upust swoim emocją.Nie broniłem się wiedziałem, że zasłużyłem na to z jej strony.
-Katie! Nie o to chodzi, ja po prostu nie chcę robić Ci złudnych nadziei na coś co nie ma przyszłości.
Zasługujesz na kogoś lepszego, a nie na takiego dupka jak ja! My nigdy nie będziemy razem, tego jestem pewny i musisz to zrozumieć.-objąłem dłońmi jej delikatną twarz.Serce pękało mi na pół gdy widziałem jak płaczę i to przeze mnie.
-Ja Cię tak kocham.-popatrzyła na mnie swoim zapłakanymi wzrokiem i uciekła na piętro.
Chciałem iść za nią, ale moje obecność nie pomaga, a jedynie rani.

Tosia.

Z głębokiego snu wyrwało mnie czyjeś nieudolne krzątanie się po mieszkaniu. 
-Głośniej się nie da!-przykryłam głowę pod kocem próbując stłumić hałas.
-Wstawaj! Ile można spać!-zerwał ze mnie koc podnosząc jeszcze bardziej moje ciśnienie.
-Jak się przeziębię to osobiście będziesz gotował mi rosołki!
-Jasne, jasne. Byłaś ostatnio dość grzeczna więc mam dla Ciebie niespodziankę.-patrzyłam na niego próbując rozszyfrować o co mu chodzi.
-Dzisiaj odbywa się impreza z klubu i masz zaproszenie od chłopaków.-poinformował mnie spokojnie przeglądając jakieś dokumenty.
-Serio? Przecież nie jestem żadną Wags więc?-ze zdziwieniem kontynuowałam śniadanie.
-Chłopcy Cię lubią i chcieli po prostu żebyś też tam była.W końcu też byłaś tą całą Wags.-gestykulował dłońmi szukając odpowiedzi na moje pytanie.
-No to super.Będę mogła się zabawić i napić.-roześmiałam się widząc minę ojca na ostatnie moje słowo.Zawsze bawiła mnie jego złość.
-Muszę iść do pracy.Impreza jest o 20 więc punktualnie 19:30 masz być gotowa.-pozbierał wszystkie dokumenty, pożegnał się i jak co dzień pognał do pracy. 
Po wyjściu taty w dalszym ciągu siedziałam w kuchni kończąc śniadanie.Znowu byłam sama w mieszkaniu bo Camila już o 5:00 rano pojechała do pracy i wróci dopiero koło 18:00 więc cały dzień miałam dla siebie.Po śniadaniu od razu zabrałam się do sprzątania.Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, bo Camila zawsze ma wszystko perfekcyjnie posprzątane.Dalszą cześć dnia spędziłam na przygotowaniach do imprezy.Stylizacja jak nigdy zajęła mi bardzo dużo czasu no, ale trzeba jakoś wyglądać obok wszystkich dziewczyn.Wybrałam delikatną beżową sukienkę do kolana.Na twarzy pojawił się lekki makijaż, a włosy zamieniły się w jednostajne fale.Dawno nie miała okazji widzieć się w takim wydaniu, od pewnego czasu dominowały jedynie wydarte dresy i za duże koszulki.
-Tosia, jedziemy!-do moich uszu dobieg donośny głos ojca.
Zrobiłam ostatnie poprawki, zabrałam torebkę i udałam się na dół.
-No córcia trochę nie za wyzywająco?-przyglądał się ojciec dokładnie mojej kreacji.
-Nie przesadzaj przecież to już dorosła dziewczyn.Jeżeli ma co pokazać niech to robi.-w mojej obronię stanęła Camila. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Jazda minęła na w bardzo dobrych nastrojach.Pod klubem zrobiłam ostatnie poprawki spoglądając w ekran telefonu i skierowałam się do środka.Wzrokiem szukałam stolika z numerem ''11'' gdzie mieliśmy zarezerwowane miejsca.
-Gdzieś ty była? Już myślałem, że się zgubiłaś.-rzucił ojciec poprawiając marynarkę.
-Nie mogłam znaleźć stolika, strasznie dłuży tłum.-uśmiechnęłam się do reszty gości zasiadając przy stole.
Podczas kolacji miałam okazję poznać wielu ciekawych, nowych ludzi.Atmosfera była bardzo przyjazna i miałam nadzieję, że taka będzie do końca.Gdy na stołach polał się alkohol impreza zaczęła coraz bardziej się rozkręcać.Ojciec z Camilą królowali na parkiecie, dzisiejszego wieczoru nikt nie mógł się z nimi równać pod tym względem.A ja? Siedziałam i degustowała się kolejnymi lampkami wina.Gdy do stolika wróciła szczęśliwa, zdyszana Camila poszłam odświeżyć się do łazienki.Lekko poprawiłam makijaż i udałam się s powrotem na salę. Uśmiech zniknął z mojej twarzy gdy przy naszym stolika zasiadła Katie z Marco.
-Patrz skarbie kto do nas zawitał.-mówił uradowany ojciec biorąc łyk zimnej wody.
-Cześć Katie.-przywitałyśmy się serdecznie mocnym uściskiem.
-No to wy sobie porozmawiajcie, a ja porywam Katie do tańca.-próbowała ukryć niezadowolenie z tego, że zostaniemy sami, ale nie odmówiła ojcu.
Między nami panowała niezręczna cisza.Żadne z nas nie potrafiło rozpocząć rozmowy.
-Pięknie wyglądasz.-szepnął cicho do ucha.
-Dziękuje, ty też wyglądasz świetnie.Jak zawsze.-ukrywałam gorące, zarumienione policzki.
-Cieszę się, że przyszłaś.Już myślałem, że się nie spotkamy.-pocałował delikatnie moją szyję.
-Marco, przestań. Jesteś tutaj z Katie i chyba nie chcesz żeby to widziała.-odsunęłam się próbując dać mu do zrozumienia, że nie powinien tak się zachowywać.
-Przepraszam poniosło mnie.Może mogę to jakoś naprawić. Zatańczymy?-wyciągnął dłoń w moim kierunku.
-Jeden taniec.-odpowiedziałam krótko przyjmując jego propozycję.
W głośnikach rozbrzmiała przepiękna piosenka, która zawsze wywoływała łzy w moich oczach.
-Tak dawno nie mieliśmy okazji razem zatańczyć.Brakowało mi tego.-przyciągnął mnie mocno do siebie zachowując powagę.
-Nadal tańczysz tak świetnie.-odpowiedziałam lekko oszołomiona poprawiając opadające włosy.
-Pomogę Ci.-delikatnie odgarnął kosmyki włosów składając na moim policzku zmysłowy pocałunek.
Nie potrafiłam oprzeć się jego urokowi.Był taki szarmancki, zalotny, w dalszy ciągu nie poddawał się i walczył o mnie.Dobrze wiedział, że imponowało mi to.
-Muszę Ci coś powiedzieć.-przerwał pocałunek kierując wzrok na moją osobę.
-O co chodzi?-spytałam poddenerwowana.
-Podjąłem pewno decyzje i chcę żebyś o niej wiedziała.Tosia ja,-chcąc dokończyć, w sali rozległ się ogromny huk.Obydwaj nie wiedzieliśmy co się stało.Wszyscy zbiegli się w jedno miejsce.
-Katie!-z ust Marco wyrwał się rozpaczliwy krzyk.Szybko podbiegł do tłumu próbując dostać się do dziewczyny.
Nie zdążyłam się nawet ruszyć wszystko działo się tak szybko.Zdenerwowana także podbiegł do tłumu.Miałam nadzieję, że to nie była Katie, ale niestety pomyliłam się.Widząc kałużę krwi poczułam jak wszystko zaczyna wirować.Wszystko zamieniło się w czarny, pusty obraz.

sobota, 22 lutego 2014

                                                               
24.

Oni zamiast Mózgów mają tylko szary puch, 
który przez pomyłkę został wdmuchnięty w ich głowy. 
Oni po prostu nie myślą. 



Szybko zerwałam się z łóżka próbując znaleźć swoją bluzkę.Byłam cała roztrzęsiona, czułam okropny wstyd wiedząc, że zrobiłam coś czego nie powinnam.
-Nie przeszkadzajcie sobie.-usłyszałam jej przesiąknięty łzami głos.
-Katie.-chwycił ją za rękę próbując jakoś zatrzymać.
Szarpała się, nie chciała go w ogóle słuchać aż zakończyło się to siarczystym uderzeniem w twarz. Widziałam jej zmieszanie nie chciała tego, a jednak emocje wzięły górę.
-To nie jest jego wina.-wtrąciłam się próbując jakoś uspokoić sytuacje.
-Przepraszam nie powinnam, ale ty nie wiesz jak czuje się upokorzona gdy widzę, że gdyby mógł bez wahania wymienił by mnie na Ciebie, że musi wychowywać dziecko którego nigdy nie zaakceptuje i nie zaakceptuje mnie.Spieprzyłam wszystko i jest mi z tym źle.Nie ma dnia żebym o tym nie myślała.Ja po prostu przepraszam.
Chciałam jej spojrzeć w oczy, ale nie dałam rady. Wyszła, a ja nie potrafiłam jej zatrzymać, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
-Idź już.Nie możesz jej zostawić samej.-rzuciłam oschle.
-Naprawdę chcesz to tak zakończyć.Tak mnie raniąc.
-Myślisz, że mnie to nie rani? Każdego dnia rana w moim sercu jest coraz większa, bo nie potrafię do cholery wstać i powiedzieć sobie, że będzie dobrze, że zapomnę o tobie. Ja po prostu nie potrafię tego zrobić.Wiesz co jest najśmieszniejsze? To, że potrafiłam pozbierać się po rozwodzie rodziców, po próbie samobójczej, po wypadku, a nawet po porwaniu a nie potrafię sobie poradzić z taką błahostką na tle tych wszystkich problemów.Nie chcę już udawać silnej dziewczyny bo nią nie jestem.Cholera dlaczego ja Cię tak kocham skurwielu!-szarpałam go z całej siły chciałam mu wszystko wykrzyczeć.
-Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Zraniłem Ciebie, ale i zniszczyłem życie 16 letniej dziewczynie.Straciłem zaufanie wszystkich.Nie mogę patrzeć jak ona się zmienia to nie jest już ta Katie którą ja znałem i to wszytko moja wina.Ja nie wychowam tego dziecka, nie potrafię!-widziałam w jego oczach rozpacz i żal, nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Hej, no już spokojnie.Obydwoje zawiniliśmy i młoda nie powinna przez to cierpieć.Dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było, poniosło nas jesteśmy tylko ludźmi.Za parę dni wracam do Tulonu i prędko nie wrócę.
-Czyli mam to rozumieć jako zerwanie kontaktu?-rzucił z pretensjami w głosie.
-Zrozum przyjechałam i już wszystko spierdoliłam. Musimy zacząć wszystko od nowa, osobno.Tak będzie lepiej.-położyłam dłoń na jego ramieniu. 
-Chyba dla Ciebie.-trzaśnięcie drzwi zakończyło naszą rozmowę.
Jak zwykle zostałam sama to już stawało się normą.Nie rozumiałam tego, co ja miałam zrobić żeby wszyscy byli zadowoleni i dali mi w końcu święty spokój? Wszystko we mnie siedziało aż w końcu wybuchnęłam.Krzyczałam, kopałam, rzucałam wszystkim co było po ręką nie mogłam się powstrzymać.Zmęczona runęłam na podłogę wyciągając z szafki butelkę whisky. Wiedziałam, że nie powinnam do tego wracać, ale kto mnie zmusi?

Marco.

Wszystko kotłowało się w mojej głowię, nie wiedziałem czy wrócić czy powiedzieć sobie wreszcie dość.Kochałem ją i zrobiłbym wszystko żeby cofnąć ten pieprzony czas. Nie powinienem  prowokować tamtej sytuacji, ale w tamtym momencie nie myślałem o tym chciałem być jak najbliżej niej.Po dłuższej chwili pozbierałem się i zszedłem na dół.Siedziała zrozpaczona na kanapie ukrywając łzy przed rodziną.
-Marco gdzieś ty był? Widziałeś Tosie?-zatrzymałam mnie rozbawiona Camila.
-Zasnęła była zmęczona po podróży.Przepraszam Cię, ale muszę coś załatwić.-pożegnałem się serdecznym uśmiechem.
Próbowałem ułożyć w głowię jakiś plan.Co powiedzieć, jak się zachować, jak ją pocieszyć, ale była tylko pustka.
-Możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym.-rzuciła odwracając głowę w drugą stronę.
-Proszę, porozmawiajmy.-usiadłem obok niej.
-Nie tutaj.-poprowadziła mnie na taras.
Zastanawiała się chwilę aż w końcu uległa.Jej dłonie drżały od chłodu.Widać było na jej twarzy zdenerwowanie. Bez przerwy poruszałam się z jednego punktu do drugiego.
-Przeziębisz się.-założyłem na jej przemarznięte ramiona marynarkę.
-Od kiedy Cię to interesuje?-spytała obojętnie opierając się o barierkę.
-Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna.Jesteś matką mojego dziecka.I dobrze...
-I tylko tyle? Zawsze będziesz mnie traktował jako matkę twojego dziecka? Dlaczego nie wrócisz do niej po tym co widziałam w pokoju nie będziecie mieli z tym najmniejszego problemu. Ja sama poradzę sobie z dzieckiem nie potrzebuje twojej łaski.-próbowała zatopić swoje smutki w szklance alkoholu.
-Nie możesz pić!-wyrwałem jej szklankę z ręki.
Weź się w końcu w garść! 
-Ja mam się wziąć w garść? A ty to co? To nie ja biegam za nią jak pies! Po co obiecujesz mi to wszystko skoro i tak tego nie spełnisz? Ja chociaż próbuje żyć normalnie a ty żyjesz w wyimaginowanym świecie! Powiedź mi, że mnie nie kochasz, że nie chcesz ze mną być.Ja to zrozumiem i odejdę.
- Nie chcę Cię zostawiać za bardzo mi na tobie zależy.Chyba jednak coś musi być jeżeli zrobiliśmy to.-otarłem łzy z jej twarzy.
-Może to po prostu było zwykłe zauroczenie które nic nie znaczy.Dobrze wiesz, że łączy nas jedynie dziecko, którego w ogóle nie powinno być. Jeżeli uważasz, że Ci się uda to walcz o nią.-poklepała mnie po ramieniu dodając odrobinę otuchy.
-Nie sądzę to nie jest ta Tośka, którą poznałem, która była taka delikatna i bezbronna. Zmieniła się i to diametralnie. Chyba musze dać sobie w końcu spokój.-schowałem twarz w dłoniach ukrywając spływające łzy.
-Będzie dobrze.Pamiętaj, że masz mnie.-pocałowałem ją delikatnie.
Cieszyłem się, że jest ze mną i, że mimo tego wszystkiego co jej zrobiłem dalej mnie wspiera.

Tosia.

Obudziłam się z ogromnym kacem.Nie mogłam dojść do siebie widziałam tylko, że cały pokój był zdemolowany.Na podłodze leżały puste butelki po whisky i paczki po papierosach.Dawno nie zdarzyło mi się tak zapomnieć, mało co pamiętam z wczorajszego wieczoru.Chciałam przespać cały dzień, ale wiedziałam, że muszę ogarnąć pokój .Mozolnie wstałam z łóżka i pozbierałam wszystkie paczki i butelki.Nie mogła uwierzyć jak ja to wszystko zrobiłam nie było ani jednej rzeczy która leżałaby na swoim miejscu.Wiedziałam, że muszę coś ze sobą zrobić.Poszłam do łazienki i nałożyłam podkład na twarz próbując zakryć okropne worki pod oczami i w ogóle całą twarz.Spięłam włosy w niechlujnego koka i założyłam jakieś stare dresowe spodnie i najzwyklejszą koszulkę jaką miałam.Nie chciałam wychodzić z pokoju, ale nie miałam wyjścia musiałam zajść po jakieś tabletki przeciwbólowe.
-Już wstałaś dopiero 8:00.-schodząc po schodach usłyszałam głos taty.
-Nie mogłam spać głowa mnie boli.-odpowiedziałam szukając w szafce tabletek przeciwbólowych.
-Mam nadzieję, że będzie lepiej bo mamy zamiar dzisiaj jechać do babci.
-Mogę zostać w domu.Naprawdę nie dam rady, a nie chcę żeby babcia mnie widziałam w takim stanie.-spytałam robiąc łyk zimnej wody.
-No dobrze, ale ma być spokojnie bez żadnych niespodzianek!-spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.Wiedziała o co mu chodzi, ale zignorowałam to uśmiechem i skierowałam się do pokoju.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu więc wzięłam się za sprzątanie pokoju, zajęło mi to jakąś godzinę, udało mi się połowę rzeczy uratować, a połowę wyrzucić.
-Kochanie my już jedziemy.Bądź grzeczna.-przytulił mnie mocno tata.
-Obiecuje, trzymajcie się ciepło.-pomachałam im i wróciłam do sprzątania.

Marco.

-Dzisiaj mam USG.-usłyszałem głos Katie zapinając torbę treningową.
-Przepraszam Cię, ale nie dam rady.Muszę coś jeszcze załatwić po treningu.-westchnąłem wiedząc, że znowu ją zawodzę.
-Nic się nie stało. Dam sobie sama radę, nie przejmuj się.- pożegnałem się, ubrałem kurtkę i pojechałem na trening.
Ciężko było mi się skupić na ćwiczeniach cały czas to ona krążyła mi po głowię. Nie myślałem o tym czy da mi szanse, ale o jej zachowaniu.Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak mam to zrobić.
-Marco zawieziesz te papiery Tomkowi?-trener podał mi jakąś teczkę.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.-Jakieś dokumenty, ale dokładnie nie wiem.Zawiózłbym je, ale mam jeszcze dużo roboty.Muszę już lecieć.-pożegnał się i wyszedł.Ja szybko przebrałem się i pojechałem do domu Wieczorków.

Tosia.


Siedziałam w salonie przed laptopem z butelką wódki.Wiedziałam, że nie powinnam robić tego co wczoraj, ale za bardzo mnie do tego ciągnęło.Czułam głód i nie dałam rady z nim walczyć.Gdy zapalałam kolejnego papierosa w mieszkaniu rozległ się dźwięk. Nie wiedziałam kto to może być nikogo się nie spodziewałam.Chwiejnym krokiem skierowałam się do drzwi, ale gdybym wiedziała kto w nich będzie stał nie otworzyłabym ich.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam próbując utrzymać równowagę.
-Przywiozłem dokumenty dla Tomka.Wpuścisz mnie?
-Proszę, niech pan wejdzie.-szyderczo uśmiechnęłam się wpuszczając go do środka.
Rozglądał się po całym mieszkaniu aż jego wzrok zatrzymał się na butelce.
-Piłaś?-spytał spokojnie odkładając papiery na półkę.
-No co ty ja? Przecież jestem grzeczną, ułożoną dziewczynką.-chwyciłam butelkę alkoholu.
-Odłóż to.-próbował wyrwać mi butelkę, ale nie miałam zamiaru tego zrobić.
-Puść mnie!-zrobiłam krok w tył przez co straciłam równowagę.Szybko zaczęłam obsuwać się na podłogę do czasu aż poczułam jego dłonie na swoich biodrach.
-Trzymam Cię.-przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Nie potrzebuje twojej pomocy.Daj mi spokój.-wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam na kanapę żeby nie zaliczyć kolejnego upadku.
-Co się z tobą dzieję? Nigdy taka nie byłaś.-patrzył na mnie z politowaniem.
-Gówno wiesz.W ogóle mnie nie znasz.Piłam, paliłam, ćpałam.Jestem wredną, zimną suką, która nienawidzi się z kimś dzielić! Taka jestem i nie zmienisz tego!-patrzyłam na niego zeszklonymi oczami.
-Ja nie chcę żebyś się zmieniała tylko żebyś nie truła się tym świństwem! Nie pozwolę Ci na to.-usiadł obok mnie uśmiechając się jak zawsze uroczo.
-Pocałuj mnie.-rzuciłam gwałtownie.
Nie musiałam długo czekać.Złożył na moich ustach namiętny pocałunek.Pragnęłam go jak tylko mogłam.
-Kochajmy się.-zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli.
Widziałam w jego oczach ogromne podniecenie brakowało mu tego tak samo jak mi, chciał tego tak samo.Usiadłam na nim okrakiem całując namiętnie.Jego koszula wylądowała na podłodze uwielbiałam patrzeć na jego umięśnione ciało podniecało mnie to jeszcze bardziej.Czułam, że zbliżamy się do tego najważniejszego.Nie mogąc już wytrzymać pokierowałam jego dłonie w kierunku moich spodni, on już wiedział co ma zrobić.Nie pozostałam mu dłużna szybkim ruchem zerwałam jego spodnie i bieliznę.
-Ja nie mogę.-bełkotał podnieconym głosem.
-Ja też, ale pragnę Cię i nie potrafię tego zatrzymać.-odpowiedziałam zdyszana.
Nie przerwał tego stawał się coraz bardziej zachłanny dokładnie dotykał każdej części mojego płonącego ciała.Jego dłoń znajdywała się coraz niżej .Z moich ust wyrwał się głośny jęk gdy jego ręka pieściła mnie.Czułam się jak tamtej pamiętnej nocy tak samo wyjątkowo.Gdy poczułam jak delikatnie wsuwa się we mnie ogarnęła mnie nieopisana rozkosz.Nasze jęki mieszały się ze sobą czuliśmy spełnienie i w końcu swoją bliskość.Pewne było to, że będziemy tego żałować, ale teraz to było najmniej ważne.

sobota, 15 lutego 2014

***
23.
                                     ''Leżę w oceanie śpiewając Twoją piosenkę''.

''W każdym spotkaniu jest część
 żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu
 jest ta sama ilość radości ze spotkania.''

Obudził mnie delikatny dotyk jego dłoni.Słyszałam jego ciche kroki, jego równomierny oddech owiewający moje nagie ramiona.Nie pamiętam kiedy ostatni raz obudziłam się bez żadnych zmartwień i myśli, że ten dzień będzie jeszcze gorszy od poprzedniego.Leniwie otworzyłam powieki spoglądając na zegar.Wskazywał godzinę 8:00 jak dla mnie bardzo wczesną.Z wielkim mozołem wstałam z łóżka i udałam się do łazienki.Przemyłam twarz wodą próbując jakoś się ożywić chociaż było bardzo ciężko.W mojej głowię nadal krążył wczorajszy wieczór, którego tak naprawdę nie powinno być za bardzo nas poniosło a ja nie chcę niszczyć tego co jest miedzy nami, a jest przyjaźń na której cholernie mi zależy.Zrobiłam lekki makijaż, rozczesałam włosy, założyłam jakieś luźne ciuchy i skierowałam się do kuchni.
-Już wstałaś?-spytał kładąc na stół talerze.
-Nie mogłam spać.-odpowiedziałam opierając się o blat.
Objął mnie w pasie próbując pocałować, ale szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Coś się stało?-spytał nie rozumiejąc moje zachowania.
-Miłosz zrozum.To co stało się wczoraj w ogóle nie powinno mieć miejsca.Jesteśmy przyjaciółmi.Jeszcze chwila i mogliśmy wylądować w łóżku.
-Jakby tak to co? Może ja tego chciałem? Może chciałem mieć Cię w końcu dla siebie?-słyszałam w jego glosie złość i gorycz ale inaczej nie mogłam.
-Przestań.Chcesz zniszczyć to co jest między nami? Obydwoje żałowalibyśmy tego.-próbowałam go przytulić ale gwałtownie odsunął się ode mnie.
-Ja nie żałowałbym.-popatrzył na mnie i odszedł.
Ciężko mi z tym było, ale nic innego zrobić nie mogłam.Jednego już straciłam, drugiego nie mogę.

Marco.

Kolejny dzień i ta sama, monotonia.Jak nigdy trening dzisiejszego dnia sprawiał mi wiele trudności nic nie wychodziło tak jak chciałem.Na moje szczęście w końcu się skończył.
-Stary idziemy na jakieś piwo?-zawiązując buta usłyszałem głos Nuriego.
-Jasne, czemu nie.-odpowiedziałem bez zastanowienia.
Spakowałem się i pojechaliśmy do naszego ulubionego baru, w którym zdarzało się nam spędzać bardzo dużo czasu.
-No to stary mów.Co się dzieje?-spytał Nuri robiąc łyk zimnego piwa.
-Nic się nadzieje.-rzuciłem obojętnie.
-Nie rób ze mnie idioty przecież widzę.-nie chciałem z nikim o tym rozmawiać ale nie potrafiłem już sam sobie z tym poradzić.
-Tosia, ona wróciła do Tulonu.-na blacie lały się kolejne litry wódki.

-Jak to? Przecież mówiłeś, że wróciła cała i zdrowa.Myślałem, że wszystko jest już dobrze.-widziałem zdziwienie wymalowane na jego twarzy.
-Tak, ale dowiedziała się o mojej nocy z Katie, a co gorsza ona jest w ciąży.-ciężko było mi o tym mówić bo wiedziałem, że w tym momencie mimo, że jest moim przyjacielem uważa mnie za dupka i skończonego fiuta.
-Stary nie wiem co mam Ci powiedzieć.Może daj jej po prostu wszystko przemyśleć.Dobrze wiesz, że nie jest jej łatwo z tym wszystkim.Przemyśli i na pewno wróci.-poklepał mnie po plecach dodając otuchy.
-Obyś miał racje.

Tosia.

Siedziałam w salonie bijąc się z myślami.Wiedziałam, że muszą coś zrobić bo i tak za dużo się popsuło.Cały czas unikał mojego wzroku, ale ja tak łatwo nie chciałam się poddać.
-Może wybierzemy się na łyżwy.-rzuciłam entuzjastycznie.
-Wiesz, że nie umiem jeździć.
-No to Cię nauczę. No proszę, Miłosz.-uśmiechnęłam się próbując jakoś go przekonać.
-Dobra, ale masz być za 10 minut gotowa!
Nie musiał 2 razy powtarzać.Szybko założyłam kurtkę, buty i ruszyliśmy na lodowisko.Atmosfera w dalszym ciągu była napięta, ale ciągle próbowałam go jakoś rozweselić.
-Pamiętasz jak w gimnazjum na wycieczce zeszliśmy z trasy i zgubiliśmy się.
-Hmm pamiętam.Dostaliśmy taki ochrzan od nauczycielki, że aż się prawie popłakałem.-na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-To były dobre czas.Wiesz, przeraża mnie to jak szybko mija czas.Dopiero co bawiliśmy się na placu zabaw, a już przyszło nam rozmawiać o naprawdę ciężkich problemach.Chciałabym znowu mieć 10 lat i mieć wszystko gdzieś.
-Było o wiele łatwiej, ale i tak kiedyś musieliśmy się zmierzyć z tą rzeczywistością.Dobra koniec tych smutków idziemy się bawić!-chwycił mnie za rękę i pociągnął na lodowisko.
Dawno nie miałam okazji jeździć na łyżwach, ale szło mi na pewno lepiej niż Miłoszowi.Wyglądał naprawdę komicznie wykonując przeróżne i przedziwne figury.Dzieci patrzyły na niego ze strachem zastanawiając się co za idiota
wyszedł na lód.Przez krótką chwilę szło mu naprawdę dobrze do czasu aż wpadł na bandę.Strzelam, że musiało boleć.
-Żyjesz?-spytałam podając mu dłoń.
-To nie jest śmieszne! Idę do domu!-ciężko było mi powstrzymać śmiech widząc jego nadąsaną minę.
-No poczekaj.Mieliśmy jeździć razem, tak? Więc chwytaj łapy i jedziemy.-wyciągnęłam dłonie w jego
kierunku.
Leżeliśmy z jakieś 20 razy, ale było chociaż zabawnie! Jednak muszę powiedzieć, że z każdą minutą radził sobie coraz lepiej.
-Puszczam!

Marco.

-Ole! Ole, Ole, Ole! Nie damy się, nie damy się żadnej babie!
-Marco tu jest twój dom!-szturchnął mnie ledwo stojący na nogach Sahin.
-Faktycznie! Bym się nie zorientował.Chodź ze mną wypijemy jeszcze po piwku.-machnąłem ręką w jego kierunku.
-Nie muszę iść. Tugba mnie udusi i muszę jakoś prze trzeźwieć bo nie wyglądam chyba zbyt dobrze.-poprawił artystyczny nie ład na głowię.
-Te kobiety! Mi się zawsze Nuri podobałeś i pamiętaj o tym! Idę spać.-machnąłem ręką i skierowałem się do domu.
Całą drogę szedłem bez najmniejszego potknięcia i jak na złość musiałem wyryć przed samymi drzwiami.Stwierdziłem, że prześpię się na schodach ale było strasznie zimno co zmusiło mnie do pozbierania się.Nie powiem poszło mi to bardzo zgrabnie.Chociaż były straty w postaci jednej doniczki z kwiatkami.Niech spoczywa w pokoju.Próbowałem wejść jak najciszej ze względu na pobyt Katie w moim domu. Ściągnąłem buty, kurtkę i udałem się do kuchni.
-Gdzie byłeś?-i ten głos.
-No, no w barze byłem z Nurim.-chwyciłem się blatu żeby znowu nie zaliczyć orła.
-Wiesz jak się martwiłam nie mogłeś chociaż zadzwonić?-nie wiedziałem czy to te hormony ale normalnie mi się rozkleiła.
-Hej nie płacz.Przepraszam zapomniałem głupio wyszło.Nie możesz się teraz denerwować.-przytuliłem ją do siebie.
-Myślisz, że nie widzę tego? Jak za nią tęsknisz? Jak chciałbyś wrócić czas żeby nigdy to się nie stało?-popatrzyła na mnie swoimi przeszklonymi oczami.
-Katie zrozum.To już było i tego nie cofniemy nie możemy żyć przeszłością.Teraz ważne jest dziecko, a ty musisz być zdrowa.-złożyłem pocałunek na jej policzku i skierowałem się na piętro.
-Nie odpowiedziałeś mi.-nie chciała odpuścić, ale ile można się z tym kryć.
-Tęsknie.

                                                       (2 tygodnie później)

Tosia.

Święta. Mówi się, że najpiękniejszy czas w roku.Jak dla mnie nigdy nie były szczęśliwe, albo były to kłótnie, a czasem nawet gorzej ogromna pustka.Sama w wielkim domu czekająca nie jak wszystkie dzieci na Mikołaja, ale na własną matkę która wolała obcych facetów od własnej córki, ale w końcu trzeba o tym zapomnieć.Dzisiaj czekał mnie powrót do drugiego domu, do Dortmundu.Jasne wolałabym żeby to tata przyjechał do Tulonu na święta ale nie mógł zostawić Camili a tym bardziej ciężarnej Katie, a nie chciałam na pewno siedzieć na głowię Miłosza który też chce spędzić ten czas z rodziną więc nic innego mi nie pozostał jak wrócić.
-Moja mała wróciła!-objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Tęskniłam tato.Jak tam u reszty?-spytałam kierując się do samochodu.
-Wszystko w porządku no ale bez Ciebie było strasznie nudno.-od razu poprawiał mi się humor gdy mogłam porozmawiać z tatą.
Jazda minęła nam w naprawdę świetnych humorach.Dawno razem nie gadaliśmy o takich głupotach po prostu jak nie my.Gdy w radiu rozbrzmiała nasza ukochana piosenka nie mogliśmy sobie darować i jej nie zaśpiewać.
''Imagine there's no heaven.
 It's easy if you try.
 No hell below us,
 above us only sky.
 Imagine all the people, 
living for today''
-Kiedy my ostatnio to śpiewaliśmy?-spytałam ocierając łzy z policzków.
-Ten dzień zawsze będę pamiętał.Miałaś 12 lat i wtedy przyprowadziłaś swojego pierwszego ''chłopaka''.-byłam zaskoczona, że jeszcze to pamięta.
-O Boże! Jasiek Żmuda, przecież on był rudy!-śmialiśmy się jak małe dzieci wspominając to wszystko.
-Może i tak, ale ja bardzo go lubiłem.
-Nie wątpię jak codziennie przynosił Ci pizze.Oj to były czasy tatuś.-westchnęłam zmieniając stacje radiową.
Jakieś 5 minut później byliśmy na miejscu.Szybko zabraliśmy bagaże i skierowaliśmy się do mieszkania.W środku panowała iście świąteczna atmosfera.Wszystko było przystrojone choiną, bombkami i kolorowymi światełkami.
Wszędzie rozbrzmiewały piękne polskie i niemieckie kolędy.No i oczywiście zapach który od razu wzbudzał mój apetyt.
-Tosia! W końcu jesteś słońce.-na szyję rzuciła mi się prze szczęśliwa Camila.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę, jak zawsze wyglądasz pięknie.-obdarowałyśmy się serdecznym uśmiechem.
-Oj przestań, to ty wyglądasz pięknie.
-Dobra koniec tego słodzenia.Kobiety do roboty w końcu dzisiaj Wigilia i zjadłoby się coś dobrego.-wtrącił się ''pan domu''.
-Dobra, dobra już zaczynamy. Przebiorę się tylko i zaraz wracam.-poinformowałam Camilę i szybko poszłam się przebrać.
Otworzyłam pokój i wskoczyłam w jakieś stare ubrania.Gdy zeszłam na dół od razu zabrałyśmy się do lepienia uszek.Ojciec odkąd pamiętam zajmował się choinką i dzisiaj też się nie pomyliłam i nawet dobrze mu to wychodziło oczywiście jak na mężczyznę. Gdy udało nam się wszystko skończyć każdy poszedł się przygotować.Najpierw jak to w moim zwyczaju wzięłam długą, gorąco kąpiel dla odprężenia.Następnie zrobiłam lekkim makijaż, wyprostowałam włosy i założyłam kreacje ozdabiając ją delikatnymi drobiazgami.
-Kochanie chodź goście przyszli.
-Goście, jacy goście?-spytałam zdziwiona.
Byłam bardzo ciekawa więc dokończyłam ostatnie przymiarki i szybko zeszłam na dół, ale to co zobaczyłam było dla mnie ciosem.W drzwiach stała Katie, a obok niej Marco ze swoją matką i ojcem.Nogi podłamały się pode mną.Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd, ale byłam jak w klatce.Próbowałam uniknąć tego spotkania ale jednak nie udało się.
-Tosia poznaj Thomasa i Manuele rodziców Marco.
-Miło mi państwa poznać.-wymieniliśmy uściski dłoni i kilka krótkich zdań.
Siedząc przy stole cały czas czułam na sobie jego wzrok, ale sama nie potrafiłam nie spojrzeć na niego zwłaszcza, że wyglądał zabójczo. Po kolacji wszyscy zasiedli w salonie przy lampce wina, a ja
udałam się do pokoju.Usiadłam na łóżku próbując złapać równy oddech. Ściągnęłam szpilki żeby moje nogi mogły w końcu odpocząć.Zamykając szafkę nocną usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Tato nic mi nie jest po prostu chcę trochę odpocząć.-rzuciłam obojętnie.
-Ode mnie?-zerwałam się gwałtownie z łóżka.
-Co ty tutaj robisz?
-Chciałem Cię zobaczyć, tęskniłem.-chciał mnie przytulić ale automatycznie odsunęłam się.
-Dlaczego ty musisz aż tak to utrudniać? My mamy o sobie zapomnieć, zrozum-odwróciłam się w stronę okna aby ukryć spływające łzy.
-Ja nie potrafię o tobie zapomnieć, za bardzo Cię kocham!-jego słowa coraz bardziej mnie bolały, bo przez nie nie mogłam o nim zapomnieć.
-Przestań! Teraz jest tylko Katie, nie ja! Nie możemy się cały czas oszukiwać my już nigdy nie będziemy razem!-krzyczałam mu prosto w twarz mając nadzieję, że zrozumie to i odejdzie.
-Proszę Cię, zamknij się.-nie zdążyłam się nawet obronić a jego ciało przybiło mnie do ściany, jego usta coraz zachłanniej pieściły moje wargi.
Byłam taka słaba, działał na mnie jak magnes nie potrafiłam się przeciwstawić i powiedzieć stanowczo NIE.Jednak chciałam tego.Nie widzieliśmy tylko 3 tygodnie a ja nie potrafiłam bez niego wytrzymać.Nie wiem nawet kiedy moja bluzka wylądowała na podłodze a nasze ciała na białej pościeli. Chciałam żeby to trwało wieczność, ale tak się nie stało.
_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo, ale jakoś tak wyszło.
Bardzo prosiłabym was o szczerość bo jeżeli blog was nudzi albo nie ciekawi to napiszcie.Po co mam was zanudzać jeżeli się nie podoba. :)
Od razu mówię, że nie jest to wymuszanie komentarzy.Lubię wiedzieć na czym stoję. :))
Tymczasem łapcie rozdział :)
Pozdrawiam <3 
PS: Gratulacje dla Justyny i Zbigniewa za złote medale! Są wspaniali <3
Teraz czekamy na Kamila :) <3




środa, 5 lutego 2014

                                                                       ***
22
                                                               Mijamy się. 
''Kochać to także umieć się rozstać. 
 Umieć pozwolić komuś odejść, 
 nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. 
 Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, 
 zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
 jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu. ''

-Co ty tutaj robisz?-spytałam zmęczonym. obojętnym głosem.
-Nie możesz wyjechać, nie przeze mnie.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Ale ja nie wyjeżdżam przez Ciebie. Po prostu muszę przemyśleć niektóre rzeczy.
-Przemyśl je tutaj, w Dortmundzie.-widziałam na jego twarzy determinacje i upartość.
-Wiesz przyjeżdżając tutaj miałam w głowię ułożony plan, piękny plan.Pierwszym podstawowym krokiem miało być nowe życie, ale stoję w martwym punkcie i myślę, że to się już nie zmieni. Spotkało mnie tutaj wiele złych rzeczy, ale także dobrych i jedną z nich byłeś Ty.
-Tosia.-próbował coś powiedzieć, ale nie było to dla mnie ważne.
-Proszę Cię nie przerywaj mi.Chciałam Ci podziękować bo to dzięki tobie zmieniłam się.Stałam się pewniejsza siebie i coraz częściej uśmiechałam się, a nie jest tak łatwo doprowadzić mnie do uśmiechu.Wiem, że nieraz ciężko było ze mną wytrzymać i wpakowałam Cię wiele razy w poważne kłopoty i za to bardzo Cię przepraszam.-próbowałam powstrzymać łzy.
-Nie rób tego, nie mów tak jakbyś się ze mną żegnała.Ja Cię kocham! To nic nie znaczyło gdybym mógł cofnąć czas nie zrobiłbym tego, ja nie chce jej, nie chcę tego dziecka, chcę Ciebie.-przyciągnął mnie do siebie.
-Nie mów tak to dziecko nie jest niczemu winne.Przecież lubisz dzieci i na pewno będziesz świetnym tatą, ja to wiem.Nie mam Ci tego za złe Marco.Może tak musiało być, może nigdy nie mieliśmy być razem, może ty ją kochasz,ale sam o tym jeszcze nie wiesz.Po prostu kochaj swoje dziecko i daj mu całą swoją miłość jaką masz, nie pozwól żeby spadł mu z głowy chociaż jeden malutki włos, patrz jak dorasta, jak się zmienia i co najważniejsze nigdy go nie obwiniaj.Ja Ci wybaczam i mam nadzieję, że gdy kiedyś jeszcze się spotkamy zobaczę Cię na ulicy z twoim synem lub córką i będę miała pewność, że zrobiłam najlepsze co mogłam.-mój głos z każdym następnym słowem łamał się coraz bardziej.
-Ja chcę z tobą stworzyć rodzinę, mieć dzieci.Pamiętasz chłopiec, Marcel, dziewczynka, mała Tosia.Ja sobie nigdy tego nie wybaczę, że straciłem kobietę którą kocham ponad wszystko, ale wiem jedno.Nigdy nie przestanę jej kochać i wierzyć, że znowu będziemy mogli razem się śmiać, wygłupiać, płakać, kochać i żyć wspólnie.-nasze dłonie splotły się w jedną nić, nierozerwalną.
-Na mnie już czas. Pozdrów chłopaków, trenera i podziękuj im.Bądź przy niej w tych trudnych chwilach i nie opuszczaj.Daj jej to co dawałeś mi i to co mężczyzna powinien dać kobiecie.Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych nocy i tej twarzy która wywoływała na moich policzkach rumieńce.Bądź zawsze tym samym szarmanckim, uroczym, uśmiechniętym Marco Reusem i nie zmieniaj tego.-otarłam słone łzy płynące z jego policzków i złożyłam ostatni pocałunek na jego ustach.
Nie mogłam czekać dłużej wzięłam walizkę z jego ręki i ostatni raz popatrzyłam w te błękitne oczy.Bez zastanowienia udałam się w stronę samolotu.Nie szedł za mną wiedział, że tego nie chcę, że tak będzie nam łatwiej, ale kogo my chcemy oszukać nigdy nie będzie łatwiej.Zapięłam pasy i czekałam aż samolot w końcu wzbiję się w powietrze.Było tak samo jak tego dnia w którym zaczęłam swoją przygodę z Dortmundem.Deszcz, burza, łzy, rozpacz i pustka po osobie która zraniła, ale była dla mnie wszystkim.Unosząc się w powietrze widziałam jego smutek ukrywając pod sztucznym, stłumionym uśmiechem.Na chwilę obecną było to nasze ostatnie spotkanie, ostatnia wymiana uśmiechów i ostatnie machające dłonie w geście pożegnania.

Marco.

Patrzyłem jak odchodzi, a ja nic nie mogłem zrobić.Nie mogę wybaczyć sobie tego co zrobiłem, jak ją skrzywdziłem myśląc tylko o sobie.Dopiero teraz uświadomiłem sobie jaka jest dla mnie ważna, ale chyba o tą jedną noc za późno.Z ciężkim bóle patrzyłem jak samolot unosi się w powietrze i oddala coraz bardziej.Czekałem przyglądając się przez wielką szybę z nadzieją, że samolot zawróci.Ale kogo ja chciałem oszukać? Wiedziałem, że już nic nie zrobię więc wróciłem do domu.W środku panowała przenikliwa cisza, ale moja wyobraźnia nie dawała mi o niej zapomnieć.Widziałem ją jak siedzi na kanapie i uśmiecha się do mnie, jak oglądamy razem film przy lampce wina, jak krząta się po kuchni w samej bieliźnie i kusi swoim ponętnym ciałem.Musiałem się oderwać od tego chociaż na chwilę.Wyciągnąłem z lodówki schłodzone piwo wiedziałem, że nie jest to wyjście z sytuacji ale i tak nie miałem nic do stracenia bo najcenniejszą rzecz już straciłem.Wszystkie emocje kumulowały się we mnie i coraz bardziej narastały, a ja nie byłem wstanie ich opanować.Nie wytrzymałem, z całej siły rzuciłem wazonem o ścianę, wszystkie szklanki wylądowały na podłodze. Ja.Ja po prostu nie potrafiłem się opanować, nie myślałem racjonalnie.Biegałem po całym mieszkaniu, tratując wszystko co znajdowało się na drodze. Sypialnia.Sypialnia zamieniła się w obraz po bitwie, porozrzucane ubrania, porozbijane lustra, połamane meble.Czułem okropny ból w środku i na zewnątrz, a to przez rozciętą rękę. Zostawiając cały syf zszedłem na dół po jakiś bandaż.Otwierając szafkę w pomieszczeniu rozległ się głośny huk.

Tosia.

Tulon.Nic, a nic się nie zmieniło.To samo powietrze, ten sam zabiegany tłum, ten sam miejski szum.Ciężko było mi tutaj wrócić może dlatego, że nie miałam do kogo? Siedziałam na lotnisku jak zagubione, małe dziecko które zgubiło rodziców i nie wie co ma dalej robić.Łzy same płynęły po moich policzkach pokazując moją bezsilność i bezradność.Nie wiedziałam co dalej, ale nie mogłam siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą, nie po to tutaj przyjechałam.Zamówiłam taksówkę i udałam się do domu, ale nie swojego.
-Tosia?-na jego twarzy gościło ogromne zdziwienie.
-Hej Miłosz, mogę wejść?-obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
Nie powiedział nic, zabrał moje walizki i wskazał ręką żebym weszła.W jego domu czułam się zawsze bardzo dobrze, był miły, rodzinny i ciepły to czego nie było u mnie.Ściągając kurtkę widziałam jak wbija we mnie swój wzrok.
-Pomogę Ci.-lekkim ruchem zdjął ją i powiesił na wieszaku.
-Dziękuje za pomoc.Wiesz jeżeli Ci przeszkadzam to pójdę sobie.
-Nie no co ty jestem sam.Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?-kiwnęłam twierdząco.
Rozgość się w salonie, tam jest koc więc się ogrzej, a ja zrobię coś do picia.
Jak powiedział tak zrobiłam okryłam się ciepłym kocem i wpatrywałam w biały puch padający za oknem.
-Proszę, herbata jaśminowa twoja ulubiona.-położył przede mną kubek z gorącym napojem.
-Pamiętałeś, miło.-nie odrywałam wzroku od krajobrazu robiąc łyk gorącej herbaty.
-Trudno zapomnieć jak pijaliśmy taką codziennie po szkole i w zimowe wieczory.-uśmiechnął się jak zawsze uroczo.
-Tęskniłam za tobą, wyrosłeś przez te pół roku.-próbowałam zakryć płynące łzy.
-Ty jesteś jeszcze piękniejsza, ale nie przyjechałaś tutaj tylko żeby mi to powiedzieć, prawda? Co się dzieję Tośka?-odwróciłam głowę w drugą stronę próbując uniknąć jego przeszywającego spojrzenia.
Tosia wiesz, że mi możesz zawsze powiedzieć.-uklęknął przede mną podtrzymując delikatnymi palcami mój podbródek.
-Po prostu wróciłam żeby sobie wszystko poukładać.Myślałam, że tam będzie lepiej, ale tak się nie stało.-wstałam z fotela i skierowałam się w stronę okna.
Wiesz miałam tam chłopaka i wszystko było wspaniale do czasu gdy nie zdradził mnie z moją przyrodnią siostrą, a co najlepsze będzie miał z nią dziecko.-próbowałam być silna ale nie potrafiłam, w końcu wybuchnęłam  głośnym płaczem.Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, a ja nie potrafiłam tego opanować.
-Hej, nie płacz.On nie jest tego wart.Jesteś naprawdę świetną, mądrą dziewczyną.On może jedynie żałować, że Cię stracił.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Dziękuje, że jesteś.Na Ciebie zawsze mogłam polegać, jesteś kochany.-popatrzyłam na niego z wdzięcznością.
W jednej chwili nasze spojrzenia zeszły się w jedną całość.Uwielbiałam patrzeć na jego czekoladowe oczy, zawsze mnie pociągały.Delikatnie odgarnął włosy spadające na moją twarz.Objął dłońmi twarz i powoli przybliżał do swojej.Nie potrafiłam przestać, za bardzo tego chciałam.
Chwilę później nasze usta złączyły się w jedno.Z wyczuciem pieścił moje wargi dając mi niepohamowaną rozkosz.Coraz bardziej traciliśmy nad sobą kontrolę, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać.

Marco.

-Co ty tutaj robisz?-pytałem próbując powstrzymać wybuch złości.
-Musimy porozmawiać wpuścisz mnie?
-Jasne, wchodź.-rzuciłem obojętnie.
Nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę, ale wiedziałem, że i tak mnie to nie minie.Chciałem uniknąć zbędnych pytań chowając skaleczoną dłoń do kieszeni.Nie powiem bolało.
-Co się tutaj stało?-wręcz ze strachem przyglądała się na całe mieszkanie.
-Nic wielkiego.Chyba chciałaś o czymś porozmawiać.-próbowałem szybko zmienić temat.
-Tak, Tośka wyjechała i to przez nas.Nie mogę sobie tego wybaczyć.Musicie być razem ja usunę tą ciąże i już nigdy się nie spotkamy.-nie dowierzałem temu co mówiła.Wymachiwałem rękami próbując jakoś dojść do siebie.
-Twoja ręka! Pokaż to.-podbiegła do mnie przyglądając się ranie.
-Nic mi nie jest to tylko lekkie zadrapanie.-wyrwałem dłoń z jej uścisku.
-Siadaj, muszę Ci to opatrzyć.-próbowałem ją przekonać ale była nie ugięta.
Siedząc czekałem cierpliwie aż opatrzy ranę, bolało jak nigdy ale raczej się nie popłacze.
-Nie możesz usunąć tego dziecka.-przerwałem ciszę panującą w pomieszczeniu.
Wychowam je, znaczy razem je wychowamy.Nie możemy obwiniać tego dziecka.Będziemy rodzicami i to jest teraz najważniejsze.
-Marco, ale ja nie chcę do niczego Cię przymuszać najłatwiej będzie je usunąć.-chciała postawić na swoim ale byłem nieugięty.
-Słyszysz siebie? To jest niczemu winne dziecko.Pomogę Ci nie zostawię Cię samej jesteśmy w tym razem.
-Wczoraj mówiłeś co innego.-patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
-Jedna osoba powiedziała mi coś co dało mi dużo do myślenia i kazało w końcu dorosnąć.I chcę to zrobić.-otarłem jej mokry policzek.
Przybliżyłem się do niej i objąłem w pasie.Patrzyłem na jej smutną twarz, która rozrywała moje serce na tysiące kawałków.Złożyłem na jej ustach pocałunek.Widziałem, że boi się.Była tylko nastolatką która musi zmierzyć się z dalszym życiem, ale obiecałem mojej małej, że nigdy nie zostawię Katie i słowa dotrzymam.
______________________________________________________________________________
W każdy rozdział wkładam wiele pracy, ale na ten poświęciłam chyba najwięcej pracy i serca.Nie wiem czy wam się spodoba, ale ja czuje się zadowolona.Bynajmniej nie zależy mi na samych komentarzach bo to nie jest najważniejsze.Po prostu mam nadzieję, że są osoby które czytają bloga i podoba im się.Oczywiście jeżeli ktoś doda swoją opinię do tego czy innego rozdziału będę zadowolona i każdą jakąś uwagę przyjmę spokojnie.Nie będę pisać żebyście komentowały bo to zależy od was.Nie chcę by ktoś dodawał wymuszone komentarze.Myślę, że nie o to chodzi w tym wszystkim.Chyba każda z was wkłada w każdy rozdział serce, i  wiele pracy.
Pozdrawiam was <3 

piątek, 31 stycznia 2014

                                                                    ***
21
                                          
                                   Są tacy którzy uciekają od cierpienia, miłości.
                                Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, 
                                             nikomu służyć, nikomu pomagać.
                              Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając
                                          od miłości , ucieka od  samego życia.
                                                      Zamyka się w sobie.                                            

W mojej głowię kotłowało się tysiące myśli i ta jedna najważniejsza ''Dlaczego?''.Czułam się jak szmata, panienka do towarzystwa która jest na każde wezwanie wielkiej gwiazdy.Obrzydza mnie myśl, że mogli robić to w naszym wspólnym łóżku, ale nie chciałam o tym myśleć. Na dworze robiło się coraz później i zimniej, a w dodatku zaczął sypać śnieg bynajmniej nic w tym dziwnego w końcu był 12 grudnia, ale jak 2 tygodnie nie masz okazji widzieć świata zewnętrznego jest to naprawdę dziwne uczucie.Z każdą sekundą przyśpieszałam coraz bardziej by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu.
-Już idę!-czekając przed drzwiami usłyszałam zachrypnięty, męski głos.
Gdy otworzyły się drzwi wybuchłam płaczem.Owszem był czas gdy nie widzieliśmy się nawet pół roku, ale tutaj jak nigdy brakował mi go.Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaki jest dla mnie ważny i jak go kocham.
-Tosia, moja córeczka.-utonęłam w jego mocnym uścisku.
-Tęskniłam tatusiu.-staliśmy w drzwiach nawzajem ocierając łzy ze swoich zmarzniętych policzków.
-Wejdź do środka na pewno zmarzłaś i jesteś zmęczona.
Rozebrałam się i udałam do salonu aby ogrzać się przy kominku.Trudno mi uwierzyć, że w końcu jestem w domu i nie muszę się martwić, że ktoś może mi coś zrobić w końcu czułam się bardzo bezpiecznie.
-Tosia!-przyglądając się zimowemu krajobrazowi usłyszałam głos nikogo innego jak tylko Camili.
-Jak dobrze cię widzieć.-dosłownie rzuciłam się w jej ramiona, trochę dziwnie się czułam wiedząc, że jej córka jest w ciąży z moim chłopakiem ale przecież to nie była jej wina.Nie chciałam psuć naszych relacji bo jest dla mnie jak matka, a jej bardzo mi brakuje.
-Gdzieś ty była dziewczyno, z ojcem wychodziliśmy z siebie. Nawet nie wiesz jak się cieszymy, że jesteś tutaj.-słysząc te słowo trudno było mi powstrzymać wzruszenie.Cieszyłam się, że jestem dla kogoś tak bardzo ważna.
-Długo by opowiadać.W skrócie to Eryk, on mnie uprowadził i gdzieś przetrzymywał, ale na szczęście udało mi się jakoś uciec.
-Ale jak sama trafiłaś do Dortmundu?-cały czas pytała zszokowana Camila.
-Jakiś pan jechał w tą stronę i mi pomógł, kto wie gdyby nie on mogłoby mnie tutaj nie być.-usiadłam na fotelu wpatrując się w ich przerażone miny.
-Nie będziemy Cię męczyć, idź się odświeżyć i położyć ja zrobię kolacje i jakąś ciepłą herbatę.-przytuliłam ich oboje i poszłam na górę.
Na chwilę obecną marzę jedynie o gorącej i długiej kąpieli w końcu nie miałam okazji na to od 2 tygodni.Zabrałam ciuchy z szafy i udałam się do łazienki.Szybko wskoczyłam do gorącej wody i powoli zaczęłam się relaksować.
Odpoczywając usłyszałam dźwięk telefonu.Leniwie podniosłam go i otworzyłam wiadomość.
'' Nawet nie wiesz jak się cieszę skarbie, że nic Ci nie jest! Kocham Cię! ''
Myślałam, że więcej łez z siebie nie wycisnę, a jednak pomyliłam się.Byłam wściekła na siebie, że nie powiedziałam tacie aby go nie informował.Szybko owinęłam się w ręcznik i założyłam czyste ubranie.Wiedziałam , że za chwilę na pewno się tutaj zjawi i na prawdę nie miała ochoty go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać.Siedząc na łóżku poczułam jego ręce.Wszystkie emocje zaczęły się ujawniać złość, miłość, żal, smutek.
-Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem.Bałem się, że już Cię nie zobaczę.-słyszałam jego przejęcie w głosie i czułam jego łzy spływające po policzkach.
Odwróciła głowę w jego stronę.Nasze twarze dzieliły milimetry.Pierwszy raz widziałam jak płaczę chciałam go pocałować, powiedzieć jak kocham ale nie potrafiłam.Przed oczami widziałam tylko jego i Katie.Miałam w sobie blokadę której nie potrafiłam przełamać.
-Gdybyś tęsknił, gdybyś kochał nie zrobiłbyś tego.-patrzyłam na niego ze złością chciałam wykrzyczeć wszystko co leży mi na sercu.
-O czym ty mówisz Tosia? Co zrobiłem?-nie mogłam uwierzyć jak mógł tak kłamać w żywe oczy.
-No pomyśl ty, Katie, łóżko, dziecko.Dalej nie wiesz o co chodzi?
Widziałam w jego oczach skruchę ale to i tak nie było wstanie mnie przekonać.
-Tosia to nie tak, to była głupota ona na pewno nie jest w ciąży chce mnie wrobić w dziecko.Kocham tylko Ciebie!-chciał mnie przytulić ale ja odwdzięczyłam się jedynie siarczystym policzkiem.
-Jak mogłeś mi to zrobić! Mogłam zginąć a ty się zabawiałeś z moją przyrodnią siostrą! Jesteś podłą świnią nie chcę Cię znać! Z nami koniec wynoś się stąd!
Cierpiałam wypowiadając te słowa, ale nie potrafiłam inaczej.Nie potrafię patrzeć na niego tak jakby nic się nie stało i żyć z nim dalej.
-Rozumiem sam nie potrafię ze sobą żyć po tym.Pamiętaj tylko, że zawszę będę Cię kochał.-podszedł do mnie i pocałował namiętnie.
Nie potrafiłam tego przerwać tak bardzo brakowało mi jego delikatnych ust.Jego ciała, słów, obecności.Gdy odchodził chciałam krzyczeć żeby tego nie robił ale po prostu dałam mu odejść.
                                                                  *
Nie zmrużyłam oka całą noc myśląc o wczorajszym wieczorze.Cały czas zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam czy może popełniłam największy błąd w życiu.W domu jak zwykle rodziców nie było, ale byłam moja ukochana siostrzyczka.
-Tośka!-jej twarz w momencie zbladła.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę.-próbowała mnie przytulić, ale nie miałam zamiaru tego odwzajemniać.
-Tak samo cieszyłaś się jak bzykałaś się z moim chłopakiem?-spytałam siadając do śniadania.
Jej mina była bezcenna strach wymieszany z pogardą.Patrzyłam na nią czekając na odpowiedz.
-To on tego chciał nie ja.Teraz muszę urodzić jego bachora!
- Z miłą chęcią uderzyłabym Cię ale szkoda tracić sił i nerwów na Ciebie.Tak bez niczego mi to mówisz.To dziecko niczemu nie jest winne.
Widziałam zdziwienie w jej oczach.Nie spodziewałam się takich słów ale ja zawsze zaskakuje.Nie miałam zamiaru z nią dalej rozmawiać.Gdy kierowałam się na piętro usłyszałam jedno słowo.
-Przepraszasz.-to słowa wywołało na moim policzku ogromną łzę.
-Było minęło.Wyjeżdżam dzisiaj więc będziesz mogła tworzyć z nim szczęśliwą rodzinę nie będę się wtrącać.
-Jak to wyjeżdżasz? Gdzie?
-Do Tulonu.Chyba czas żebym tam wróciła.Myślałam, że moje życie jakoś się zmieni na lepsze ale chyba nie jest mi to dane.Idę się pakować.
Oczywiście, że nie chciałam opuszczać Dortmundu ale nie potrafiłabym patrzeć na nich i na ich dziecko.Tak niczemu nie jest winne ale najbardziej boli, że nie będzie moje i Marco a Katie.Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i resztę dnia spędziłam w pokoju.
-Tosia jedziemy!-usłyszałam donośny głos taty.
Szybko wzięłam walizkę i zeszłam na dół.Jak to w zwyczaju zamknęłam pokój na klucz aby nikt tam nie wchodził, bo jak to było na początku ''to jest moja twierdza i nikt do niej nie wejdzie''.
-Jestem gotowa możemy jechać.
-Na pewno chcesz to zrobić.Przemyśl to skarbie.-musiałam być twarda aby nie ulec namową ojca.
-Nie wiem co robię.Muszę pobyć sama.Mam 18 lat więc mogę robić co chcę.Pomieszkam trochę u Ady jak mnie przyjmie oczywiście.
-Będę tęsknił.Wiesz, że w każdym momencie o każdej porze możesz do tutaj wrócić, do swojego domu.-przytulił mnie mocno i otarł łzy z policzka.
Nie mogłam dłużej zwlekać pożegnałam się z Camilą i razem z tatą pojechaliśmy na lotnisko.Podróż jak zwykle mijała w posępnej atmosferze jedynie czasami było słychać lekkie szlochanie z jednej i drugiej strony.
Po dłuższej chwili znaleźliśmy się na lotnisku głowię miałam jeden wielki mętlik. Patrzyliśmy na siebie przypominając sobie jak w tym miejscu witaliśmy się po moim przyjeździe.
-Wrócisz?
-Pewnie tak, ale kiedy tego nie wiem.-powiedziałam łamiącym się głosem.
Naszą rozmowę przerwał rozbrzmiewający w głośnikach komunikat.Nie pozostało nam nic innego jak się pożegnać.
-Kocham Cię tato.-przytuliłam go jak najmocniej potrafiłam.
-Ja Ciebie też skarbię.Będę czekał.-pocałował mnie w policzek.
Szybkim krokiem udałam się na odprawę.Chciałam jak najszybciej być już w samolocie, ale czekała mnie jeszcze jedna przeszkoda.
-Tosia...
______________________________________________________________________________
Jeżeli chcecie żebym pisała nowego bloga to głosujcie w ankiecie :) Oczywiście nie zmuszam :*
Wiem, rozdział nie powala. Wiem, zawiodłam! :( I za to bardzo przepraszam.
Komentować ! :* Naprawdę jeżeli macie jakieś zastrzeżenia napiszcie. Na pewno wezmę je pod uwagę. :)
Pozdrawiam <3 



piątek, 24 stycznia 2014

                                                                      ***
20.
                                                                   Ocean
                 Czasem zdrada coś kończy...rozpada się jedność jak opuszczone szkło.
                            Nie da się poskładać w całość zdradzonego szczęścia.
                          Nigdy już nie będzie tak samo, żal pozostanie na zawsze, 
                     jak wbity w serce nóż a wspomnienia powrócą przy każdej kłótni.
                                   Dlatego trzeba wybaczyć i odejść na zawsze...                                               


Obudziłem się ze świadomością tego co zrobiłem.Łudziłem się, że to był tylko sen ale widząc ją nagą leżącą obok mnie wszystko prysło jak bańka mydlana.Zadawałem sobie tylko jedno pytanie ''Dlaczego do cholery to zrobiłem?''.Czułem się jak skończony dupek.Tośka nie wiadomo gdzie jest i co się z nią dzieje a ja? Bzykam się z jej przyrodnią siostrą.Nie mogłem patrzyć na swoją twarz w lustrze, czułem do siebie obrzydzenie.
-Już wstałeś? Po takiej nocy.-nie mogłem uwierzyć w to, że w ogóle nie przejęła się tym co zrobiliśmy.
-Tej nocy w ogóle nie powinno być.-rzuciłem oschle.
-Oj Marco przecież podobało Ci się.Jesteś naprawdę dobry Tośka pewnie Cię jeszcze nie wypróbowała niech żałuje.-cwaniacki uśmieszek nie znikał z jej twarzy.
-Słyszysz w ogóle siebie? To jest twoja przyrodnia siostra! Została porwana a ty masz to gdzieś! Nawet nie wiesz jak jest mi wstyd, że to zrobiłem i to z taką dziwką jak ty.-wygarnąłem jej wszystko prosto w twarz ale ona nic sobie z tego nie robiła.
-No widzisz, i co jej powiesz, że wolałeś taką dziwkę jak ja, że byłam lepsza od niej w łóżku?- po tych słowach miałem ochotę ją uderzyć ale nie zrobiłem tego nie chciałem zniżyć się do jej poziomu.
-Zabieraj swoje szmaty i wynoś się.
-Ona i tak już nie wróci pogódź się z tym.-nie chciałem słuchać tego co mówi, ale bałem się, że może mieć rację a ja zrobiłem coś czego sam nie potrafię sobie wybaczyć i już nigdy nie będę.

Tosia.

5 dzień, kolejny z nadzieją na wolność.Byłam wyczerpana nie chciałam nic jeść ani pić z myślą, że mógł mi coś dosypać i zrobić to czego się obawiam.Jednak jeżeli ma to się stać to wolę być tego nie świadoma.Może to śmieszne ale jedyne co trzymało mnie jeszcze przy życiu to pierścionek ten który otrzymałam od Marco.Nadal wierzyłam, że mnie znajdzie i uwolni z tego piekła.
-Dlaczego nic nie jesz?-spytał klękając przede mną.
-Chce wrócić do domu, proszę Cię.-patrzyłam mu w oczy z nadzieją, że przełamie się ale był nieugięty.
-Tutaj jest twój dom kochanie.Stworzymy razem rodzinę, może dziewczynka albo chłopiec?-dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę, że zadawałam się z człowiekiem chorym psychicznie.
-Jesteś chory, musisz się leczyć Eryk! Zrozum to wreszcie, co da ci to, że mnie tutaj przetrzymujesz?
-To, że mam Cię tylko dla siebie.Nie mogłem patrzeć na Ciebie i tego lalusia.Jak chodzicie razem za rączkę, całujecie się a co najgorsze sypiacie.Od czasu spotkania w domku letniskowym obserwowałem Cię i wykorzystałem najlepszy moment by mieć Cię dla siebie skarbie.
-Ale ja Cię nie kocham musisz to zrozumieć.Możesz mnie tutaj trzymać ile chcesz ale i tak nic do Ciebie nie będę czuć.No może tylko jedno obrzydzenie i wstręt, o to ci chodzi?
-Ja wiem, że mnie kochasz tylko nie chcesz tego przyznać.Nie kochasz Marco tylko mnie i zapamiętaj to.Jesteśmy dla siebie stworzeni.-całował mnie a ja nawet się nie broniłam, siedziałam jak skamieniała czekając aż skończy.
Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością ale wiedziałam jedno, że z dnia na dzień uchodzi ze mnie część życia i jeżeli potrwa to jeszcze dłużej sama je zakończę.

Marco.

Chciałem chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim co działo się w ciągu tych kilku dni.Biegałem po parku bez najmniejszego celu.Postanowiłem odpuścić dzisiejszy trening i pozbierać jakoś siły.Gdy wróciłem do domu miałem ochotę jak najszybciej z niego wyjść.Nic mnie w nim nie trzymało zwłaszcza po wczorajszym dniu.Po krótkim prysznicu przebrałem się w cokolwiek i udałem do kuchni zrobić coś do jedzenia.Szukając czegoś konkretnego rozległo się pukanie do drzwi.Naprawdę nie miałem ochoty nikogo widzieć ale na drugie chciałem się komuś wygadać.
-Hej stary.Możemy wejść?-w drzwiach stał nie kto inny jak Nuri z całą ekipą: Kevinem, Matsem, Robertem, Mitchellem, Łukaszem i Marcelem.
-Jasne wchodźcie.
Nie obyło się oczywiście bez trunków alkoholowych ale dzisiaj nie miałem nic przeciwko temu.
-Wiadomo coś?-spytał Nuri kładąc na stół butelki z piwem.
-Nie nic nie wiadomo policja cały czas szuka.Dzięki, że przyszliście.-uśmiechnąłem się do nich serdecznie.
-Stary na nas zawsze możesz polegać.Tak w ogóle to próbowaliśmy się z tobą skontaktować i nic.-wszyscy patrzyli na mnie wiedząc, że coś jest nie tak.
-Mogliście przyjechać uchronilibyście mnie od największego błędu w moim życiu.-unikając ich wzroku zrobiłem łyk piwa.
-O czym ty mówisz? Dobrze wiesz, że możesz na nas polegać zawszę Ci pomożemy zwłaszcza teraz.-próbowali dodać mi otuchy ale, i tak nic to nie pomogło.
-Pewnie uznacie mnie za idiotę i będziecie mieli rację.Wczoraj przyszła do mnie Katie i prosiła mnie czy może tu zostać bo Camila wróciła i nie chciała im przeszkadzać.Nie wiem dlaczego ale zgodziłem się.Może było to zbyt pochopne ale nie zważałem na to w tamtej chwili.Zaczęła wykorzystywać moją słabość do niej chyba wiedziała, że za bardzo przypomina mi Tosię której cholernie mi brakowało.Zaczęła mnie uwodzić i w końcu pękłem i pocałowałem ją, a na końcu tak mnie poniosło, że wylądowaliśmy w sypialni.-ukryłem twarz w dłoniach próbując uciec od przeszywających spojrzeń chłopaków.
-Szczerze to nie wiem co mamy Ci powiedzieć, ale na pewno nie będziemy cię za to karcić bo nie o to chodzi.Teraz musisz jak najszybciej o tym zapomnieć i skupić się tylko na Tośce.-czułem, że są ze mną nie sądziłem, że będą chcieli mi pomóc po czymś takim.Wiedziałem, że drugich takich przyjaciół nigdy nie znajdę.

Tosia.
-Wstajemy.-rzucił mi przed nogi kawałek materiału.
-Co to jest?
-Sukienka.Mam nadzieję, że spodoba się.-uśmiechnął się pomagając mi wstać.
-Ale na co mi to?-spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
-No ubieraj i nie gadaj. Na pewno Ci się spodoba.-podszedł do szafki wyciągając z niej gramofon.
Wiedziałam, że jeżeli jej nie ubiorę wścieknie się.Była naprawdę piękna ale co mi z tego jeżeli będę musiała w niej tutaj siedzieć chyba do końca życia.Stałam za nim czekając na to co zrobi.Po dłuższym oczekiwaniu wbiłam wzrok w podłogę bojąc się tego co się stanie.Czekałam, aż poczułam jEgo rękę na swojej tali.Patrzyliśmy sobie prosto w oczy kołysając się w rytm muzyki.
-Lubisz Franka Sinatre?-spytał przyciągając mnie mocno do siebie.
-Gdybyś mnie tak dobrze znał to byś wiedział, że nie słucham jego muzyki.
-Prawda, ale on też tak dobrze Cię nie zna.Powiedziałaś mu o incydencie z tym chłopakiem w toalecie?-gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam jak najdalej od niego.
-To nie jest twoja sprawa! Zajmij się swoim życiem a nie wpieprzaj do czyjegoś! Wypuść mnie stąd do cholery!-nie zważając na nic ruszyłam w stronę drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz!
Wiedziałam, że jest to moja ostatnia szansa aby się stąd uwolnić.Moja brama do szczęścia-otwarte drzwi.Byłam blisko ale nie chciał mi na to pozwolić.Chwycił mnie w pasie i rzucił na podłogę.Bolało ale nie chciałam się poddać, nie teraz.
-Jesteś tylko moja i zrozum to w końcu!-usiadł na mnie i bez jakiegokolwiek zawahania rozerwał sukienkę.
Czułam, że jedyna szansa na wydostanie się stąd ucieka mi przez palce.Zaczął się do mnie coraz bardziej dobierać, a ja nie byłam wstanie się ruszyć.Krzyczałam, prosiłam ale on nic najwyraźniej mój strach i ból sprawiał mu przyjemność.Rozglądając się zauważyłam jakiś przedmiot leżący obok mnie.Nie zastanawiając się dłużej wzięłam go do ręki i z całej siły uderzyłam go w głowę.Na podłodze pojawiła się kałuża krwi próbowałam go obudzić ale w ogóle się nie ruszał.Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że mogłam go zabić.Roztrzęsiona wstałam z podłogi i patrzyłam na niego licząc na to, że się obudzi.Wiedziałam, że nie mogę dłużej czekać mimo iż wyrządził mi tyle krzywdy nie potrafiłam go tak zostawić, ale nie miałam innego wyjścia.Z ciężkim sercem pożegnałam się i wybiegłam na zewnątrz.

2 tygodnie później.
-Już prawie miesiąc jak jej nie ma.-poczułem na ramieniu dłoń Jurgena.
-Też za nią tęsknie i to bardzo.Najgorsze jest to, że policja nic nie wie a ja nie mogę tak bezczynnie siedzieć i czekać na cud.
-Na pewno ją znajdą. Jest silna i poradzi sobie.-uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy.
-Dziękuje.Będę się już zbierał do jutra.-pożegnałem się z trenerem i chłopakami i w końcu udałem się do domu.
Po zaparkowaniu samochodu udałem się do mieszkania.Położyłem kluczyki na komodzie i otworzyłem lodówkę wyjmując schłodzone piwo.Nie chciało mi się nawet zajść do salonu więc wypiłem je tak jak stałem.Postanowiłem iść się położyć, ale jak zwykle ktoś musiał to zepsuć.Szczerze mogłem ich nie otwierać.
-Co ty tutaj robisz?-spytałem obojętnie.
-Chce pogadać chyba mam do tego prawo.
-Jak musisz.-nie chętnie, ale wpuściłem ją do środka.
Więc?-spytałem opierając się o futrynę.
-Jak tam u Ciebie wiadomo coś o Tośce?-nie mogłem uwierzyć jak można być tak fałszywym człowiekiem.
-Nie udawaj, że Cie to obchodzi bo tylko się pogrążasz, ale chyba nie o tym chcesz gadać.
-No nie, proszę.-wyciągnęłam w moją stronę jakieś zdjęcie.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.
-Nasze dziecko.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.Miałem nadzieję, że to nie jest prawda.
-Kłamiesz to jest nie możliwe!-próbowałem nie dopuszczać do siebie tej myśli.
-Możliwe.Przypomnij sobie to się stało praktycznie miesiąc temu, a to jest prawie 3 tydzień.To jest twoje dziecko, będziesz tatusiem.-nie widziałem co mam ze sobą zrobić.Jej podły uśmiech doprowadzał mnie do szaleństwa.
-Wynoś się stąd i tak nie wrobisz mnie w to dziecko!
-Nie muszę sam to zrobiłeś.

Tosia.
Dortmund, jestem.
Nie wiem nawet jak udało mi się wrócić do domu. 10 dni spędzonych w jakiejś starej szopie i tułaczka opłaciły się.Nie widziałam jak mam wrócić ale na szczęście mogłam liczyć na pomoc starszego pana który mnie podwiózł. Nie obyło się bez pytań i prób przekonania mnie bym pojechała do szpital ale ja po prostu chciałam być w domu.
-Dziękuje, jest pan złotym człowiekiem.-uśmiechnęłam się serdecznie do staruszka.
-Nie ma za co ważne, że jesteś w domu, ale pamiętaj żeby iść z tym do lekarza.-przytulił mnie mocno.
Nie chciałam go zatrzymywać więc pożegnaliśmy się serdecznie i odjechał.Mi nie pozostało nic innego jak iść do domu.Droga zajęła mi jakieś 15 minut normalnie zajmuję mi to 25 ale było tak zimno, że musiałam przyśpieszyć inaczej bym tam zamarzła.Stanęłam jak wryta przed drzwiami.Gdy chciałam je otworzyć usłyszałam jakieś krzyki schowałam się za ścianą aby nikt mnie nie zauważył.To co zobaczyłam zdziwiło mnie.Kłótnia dotyczyła nikogo innego jak Marco i Katie.Nie mogłam nic z tego zrozumieć, ale zdanie które powiedziała Katie wszystko wyjaśniło.
-I tak zajmiesz się nim! To jest twoje dziecko i wychowasz je!
Zamarłam nie takiego przywitania się spodziewałam.Czułam jakby ktoś dał mi w twarz.Ktoś mnie uprowadził, a on idzie do łóżka z moją przyrodnią siostrą? Pieprzona ironia losu.
Stwierdziłam, że nie będę rozwalać modelu idealnej rodziny jaką najprawdopodobniej chcę z nią stworzyć więc pozostaje mi jedynie usunąć się w cień i żyć dalej.
  _____________________________________________________________________
Rozpisałam się, ale jakoś musiałam się wyżyć.
Przepraszam jeśli się nie spodoba, ale trudno mi pisać gdy w głowię tysiące myśli.
Ja tak od siebie życzę wam abyście nigdy nie otaczały się fałszywymi ludźmi a zwłaszcza ''przyjaciółmi''.
Nie będę was zanudzać swoimi problemami.
Liczę na komentarze :*
Pozdrawiam <3