***
23.''Leżę w oceanie śpiewając Twoją piosenkę''.
''W każdym spotkaniu jest część
żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu
jest ta sama ilość radości ze spotkania.''
-Już wstałaś?-spytał kładąc na stół talerze.
-Nie mogłam spać.-odpowiedziałam opierając się o blat.
Objął mnie w pasie próbując pocałować, ale szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Coś się stało?-spytał nie rozumiejąc moje zachowania.
-Miłosz zrozum.To co stało się wczoraj w ogóle nie powinno mieć miejsca.Jesteśmy przyjaciółmi.Jeszcze chwila i mogliśmy wylądować w łóżku.
-Jakby tak to co? Może ja tego chciałem? Może chciałem mieć Cię w końcu dla siebie?-słyszałam w jego glosie złość i gorycz ale inaczej nie mogłam.
-Przestań.Chcesz zniszczyć to co jest między nami? Obydwoje żałowalibyśmy tego.-próbowałam go przytulić ale gwałtownie odsunął się ode mnie.
-Ja nie żałowałbym.-popatrzył na mnie i odszedł.
Ciężko mi z tym było, ale nic innego zrobić nie mogłam.Jednego już straciłam, drugiego nie mogę.
Marco.
Kolejny dzień i ta sama, monotonia.Jak nigdy trening dzisiejszego dnia sprawiał mi wiele trudności nic nie wychodziło tak jak chciałem.Na moje szczęście w końcu się skończył.
-Stary idziemy na jakieś piwo?-zawiązując buta usłyszałem głos Nuriego.
-Jasne, czemu nie.-odpowiedziałem bez zastanowienia.
Spakowałem się i pojechaliśmy do naszego ulubionego baru, w którym zdarzało się nam spędzać bardzo dużo czasu.
-No to stary mów.Co się dzieje?-spytał Nuri robiąc łyk zimnego piwa.
-Nic się nadzieje.-rzuciłem obojętnie.
-Nie rób ze mnie idioty przecież widzę.-nie chciałem z nikim o tym rozmawiać ale nie potrafiłem już sam sobie z tym poradzić.
-Tosia, ona wróciła do Tulonu.-na blacie lały się kolejne litry wódki.
-Jak to? Przecież mówiłeś, że wróciła cała i zdrowa.Myślałem, że wszystko jest już dobrze.-widziałem zdziwienie wymalowane na jego twarzy.
-Tak, ale dowiedziała się o mojej nocy z Katie, a co gorsza ona jest w ciąży.-ciężko było mi o tym mówić bo wiedziałem, że w tym momencie mimo, że jest moim przyjacielem uważa mnie za dupka i skończonego fiuta.
-Stary nie wiem co mam Ci powiedzieć.Może daj jej po prostu wszystko przemyśleć.Dobrze wiesz, że nie jest jej łatwo z tym wszystkim.Przemyśli i na pewno wróci.-poklepał mnie po plecach dodając otuchy.
-Obyś miał racje.
Tosia.
Siedziałam w salonie bijąc się z myślami.Wiedziałam, że muszą coś zrobić bo i tak za dużo się popsuło.Cały czas unikał mojego wzroku, ale ja tak łatwo nie chciałam się poddać.
-Może wybierzemy się na łyżwy.-rzuciłam entuzjastycznie.
-Wiesz, że nie umiem jeździć.
-No to Cię nauczę. No proszę, Miłosz.-uśmiechnęłam się próbując jakoś go przekonać.
-Dobra, ale masz być za 10 minut gotowa!
Nie musiał 2 razy powtarzać.Szybko założyłam kurtkę, buty i ruszyliśmy na lodowisko.Atmosfera w dalszym ciągu była napięta, ale ciągle próbowałam go jakoś rozweselić.
-Pamiętasz jak w gimnazjum na wycieczce zeszliśmy z trasy i zgubiliśmy się.
-Hmm pamiętam.Dostaliśmy taki ochrzan od nauczycielki, że aż się prawie popłakałem.-na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-To były dobre czas.Wiesz, przeraża mnie to jak szybko mija czas.Dopiero co bawiliśmy się na placu zabaw, a już przyszło nam rozmawiać o naprawdę ciężkich problemach.Chciałabym znowu mieć 10 lat i mieć wszystko gdzieś.
-Było o wiele łatwiej, ale i tak kiedyś musieliśmy się zmierzyć z tą rzeczywistością.Dobra koniec tych smutków idziemy się bawić!-chwycił mnie za rękę i pociągnął na lodowisko.
Dawno nie miałam okazji jeździć na łyżwach, ale szło mi na pewno lepiej niż Miłoszowi.Wyglądał naprawdę komicznie wykonując przeróżne i przedziwne figury.Dzieci patrzyły na niego ze strachem zastanawiając się co za idiota
wyszedł na lód.Przez krótką chwilę szło mu naprawdę dobrze do czasu aż wpadł na bandę.Strzelam, że musiało boleć.
-Żyjesz?-spytałam podając mu dłoń.
-To nie jest śmieszne! Idę do domu!-ciężko było mi powstrzymać śmiech widząc jego nadąsaną minę.
-No poczekaj.Mieliśmy jeździć razem, tak? Więc chwytaj łapy i jedziemy.-wyciągnęłam dłonie w jego
kierunku.
Leżeliśmy z jakieś 20 razy, ale było chociaż zabawnie! Jednak muszę powiedzieć, że z każdą minutą radził sobie coraz lepiej.
-Puszczam!
Marco.
-Ole! Ole, Ole, Ole! Nie damy się, nie damy się żadnej babie!
-Marco tu jest twój dom!-szturchnął mnie ledwo stojący na nogach Sahin.
-Faktycznie! Bym się nie zorientował.Chodź ze mną wypijemy jeszcze po piwku.-machnąłem ręką w jego kierunku.
-Nie muszę iść. Tugba mnie udusi i muszę jakoś prze trzeźwieć bo nie wyglądam chyba zbyt dobrze.-poprawił artystyczny nie ład na głowię.
-Te kobiety! Mi się zawsze Nuri podobałeś i pamiętaj o tym! Idę spać.-machnąłem ręką i skierowałem się do domu.
Całą drogę szedłem bez najmniejszego potknięcia i jak na złość musiałem wyryć przed samymi drzwiami.Stwierdziłem, że prześpię się na schodach ale było strasznie zimno co zmusiło mnie do pozbierania się.Nie powiem poszło mi to bardzo zgrabnie.Chociaż były straty w postaci jednej doniczki z kwiatkami.Niech spoczywa w pokoju.Próbowałem wejść jak najciszej ze względu na pobyt Katie w moim domu. Ściągnąłem buty, kurtkę i udałem się do kuchni.
-Gdzie byłeś?-i ten głos.
-No, no w barze byłem z Nurim.-chwyciłem się blatu żeby znowu nie zaliczyć orła.
-Wiesz jak się martwiłam nie mogłeś chociaż zadzwonić?-nie wiedziałem czy to te hormony ale normalnie mi się rozkleiła.
-Hej nie płacz.Przepraszam zapomniałem głupio wyszło.Nie możesz się teraz denerwować.-przytuliłem ją do siebie.
-Myślisz, że nie widzę tego? Jak za nią tęsknisz? Jak chciałbyś wrócić czas żeby nigdy to się nie stało?-popatrzyła na mnie swoimi przeszklonymi oczami.
-Katie zrozum.To już było i tego nie cofniemy nie możemy żyć przeszłością.Teraz ważne jest dziecko, a ty musisz być zdrowa.-złożyłem pocałunek na jej policzku i skierowałem się na piętro.
-Nie odpowiedziałeś mi.-nie chciała odpuścić, ale ile można się z tym kryć.
-Tęsknie.
(2 tygodnie później)
Tosia.
Święta. Mówi się, że najpiękniejszy czas w roku.Jak dla mnie nigdy nie były szczęśliwe, albo były to kłótnie, a czasem nawet gorzej ogromna pustka.Sama w wielkim domu czekająca nie jak wszystkie dzieci na Mikołaja, ale na własną matkę która wolała obcych facetów od własnej córki, ale w końcu trzeba o tym zapomnieć.Dzisiaj czekał mnie powrót do drugiego domu, do Dortmundu.Jasne wolałabym żeby to tata przyjechał do Tulonu na święta ale nie mógł zostawić Camili a tym bardziej ciężarnej Katie, a nie chciałam na pewno siedzieć na głowię Miłosza który też chce spędzić ten czas z rodziną więc nic innego mi nie pozostał jak wrócić.
-Moja mała wróciła!-objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Tęskniłam tato.Jak tam u reszty?-spytałam kierując się do samochodu.
-Wszystko w porządku no ale bez Ciebie było strasznie nudno.-od razu poprawiał mi się humor gdy mogłam porozmawiać z tatą.
Jazda minęła nam w naprawdę świetnych humorach.Dawno razem nie gadaliśmy o takich głupotach po prostu jak nie my.Gdy w radiu rozbrzmiała nasza ukochana piosenka nie mogliśmy sobie darować i jej nie zaśpiewać.
''Imagine there's no heaven.
It's easy if you try.
No hell below us,
above us only sky.
Imagine all the people,
living for today''
-Kiedy my ostatnio to śpiewaliśmy?-spytałam ocierając łzy z policzków.living for today''
-Ten dzień zawsze będę pamiętał.Miałaś 12 lat i wtedy przyprowadziłaś swojego pierwszego ''chłopaka''.-byłam zaskoczona, że jeszcze to pamięta.
-O Boże! Jasiek Żmuda, przecież on był rudy!-śmialiśmy się jak małe dzieci wspominając to wszystko.
-Może i tak, ale ja bardzo go lubiłem.
-Nie wątpię jak codziennie przynosił Ci pizze.Oj to były czasy tatuś.-westchnęłam zmieniając stacje radiową.
Jakieś 5 minut później byliśmy na miejscu.Szybko zabraliśmy bagaże i skierowaliśmy się do mieszkania.W środku panowała iście świąteczna atmosfera.Wszystko było przystrojone choiną, bombkami i kolorowymi światełkami.
Wszędzie rozbrzmiewały piękne polskie i niemieckie kolędy.No i oczywiście zapach który od razu wzbudzał mój apetyt.
-Tosia! W końcu jesteś słońce.-na szyję rzuciła mi się prze szczęśliwa Camila.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę, jak zawsze wyglądasz pięknie.-obdarowałyśmy się serdecznym uśmiechem.
-Oj przestań, to ty wyglądasz pięknie.
-Dobra koniec tego słodzenia.Kobiety do roboty w końcu dzisiaj Wigilia i zjadłoby się coś dobrego.-wtrącił się ''pan domu''.
-Dobra, dobra już zaczynamy. Przebiorę się tylko i zaraz wracam.-poinformowałam Camilę i szybko poszłam się przebrać.
Otworzyłam pokój i wskoczyłam w jakieś stare ubrania.Gdy zeszłam na dół od razu zabrałyśmy się do lepienia uszek.Ojciec odkąd pamiętam zajmował się choinką i dzisiaj też się nie pomyliłam i nawet dobrze mu to wychodziło oczywiście jak na mężczyznę. Gdy udało nam się wszystko skończyć każdy poszedł się przygotować.Najpierw jak to w moim zwyczaju wzięłam długą, gorąco kąpiel dla odprężenia.Następnie zrobiłam lekkim makijaż, wyprostowałam włosy i założyłam kreacje ozdabiając ją delikatnymi drobiazgami.
-Kochanie chodź goście przyszli.
-Goście, jacy goście?-spytałam zdziwiona.
Byłam bardzo ciekawa więc dokończyłam ostatnie przymiarki i szybko zeszłam na dół, ale to co zobaczyłam było dla mnie ciosem.W drzwiach stała Katie, a obok niej Marco ze swoją matką i ojcem.Nogi podłamały się pode mną.Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd, ale byłam jak w klatce.Próbowałam uniknąć tego spotkania ale jednak nie udało się.
-Tosia poznaj Thomasa i Manuele rodziców Marco.
-Miło mi państwa poznać.-wymieniliśmy uściski dłoni i kilka krótkich zdań.
Siedząc przy stole cały czas czułam na sobie jego wzrok, ale sama nie potrafiłam nie spojrzeć na niego zwłaszcza, że wyglądał zabójczo. Po kolacji wszyscy zasiedli w salonie przy lampce wina, a ja
udałam się do pokoju.Usiadłam na łóżku próbując złapać równy oddech. Ściągnęłam szpilki żeby moje nogi mogły w końcu odpocząć.Zamykając szafkę nocną usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Tato nic mi nie jest po prostu chcę trochę odpocząć.-rzuciłam obojętnie.
-Ode mnie?-zerwałam się gwałtownie z łóżka.
-Co ty tutaj robisz?
-Chciałem Cię zobaczyć, tęskniłem.-chciał mnie przytulić ale automatycznie odsunęłam się.
-Dlaczego ty musisz aż tak to utrudniać? My mamy o sobie zapomnieć, zrozum-odwróciłam się w stronę okna aby ukryć spływające łzy.
-Ja nie potrafię o tobie zapomnieć, za bardzo Cię kocham!-jego słowa coraz bardziej mnie bolały, bo przez nie nie mogłam o nim zapomnieć.
-Przestań! Teraz jest tylko Katie, nie ja! Nie możemy się cały czas oszukiwać my już nigdy nie będziemy razem!-krzyczałam mu prosto w twarz mając nadzieję, że zrozumie to i odejdzie.
-Proszę Cię, zamknij się.-nie zdążyłam się nawet obronić a jego ciało przybiło mnie do ściany, jego usta coraz zachłanniej pieściły moje wargi.
Byłam taka słaba, działał na mnie jak magnes nie potrafiłam się przeciwstawić i powiedzieć stanowczo NIE.Jednak chciałam tego.Nie widzieliśmy tylko 3 tygodnie a ja nie potrafiłam bez niego wytrzymać.Nie wiem nawet kiedy moja bluzka wylądowała na podłodze a nasze ciała na białej pościeli. Chciałam żeby to trwało wieczność, ale tak się nie stało.
_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo, ale jakoś tak wyszło.
Bardzo prosiłabym was o szczerość bo jeżeli blog was nudzi albo nie ciekawi to napiszcie.Po co mam was zanudzać jeżeli się nie podoba. :)
Od razu mówię, że nie jest to wymuszanie komentarzy.Lubię wiedzieć na czym stoję. :))
Tymczasem łapcie rozdział :)
Pozdrawiam <3
PS: Gratulacje dla Justyny i Zbigniewa za złote medale! Są wspaniali <3
Teraz czekamy na Kamila :) <3
Przepraszam że nie komentowałam ale nie było czasu.. Nadrobiłam dzisiaj zaległości :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jak zawsze mnie zainteresował :*
Coś mi się wydaje że to Katie im przerwie....
I szkoda trochę Miłosza.
No ale nie może być aż tak kolorowo więc czekam na dalszy ciąg :)
Pozdrawiam ♥
Świetny! <3
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było niestety, bardzo cię przepraszam za to :)
Proszę niech Marco i Tośką się pogodzą, no :D Pasują do siebie :3
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
Buziaki ;*
Boski. <3
OdpowiedzUsuńTego bloga zaczęłam, przyznam się bez bicia, że nie dawno. I wiem już że jest wspaniały. Historia pełna napięcia i strasznie interesująca.
Czekam na następny rozdział <3
W wolnym czasie zapraszam do siebie http://borussssssia.blogspot.com/