22
Mijamy się.
''Kochać to także umieć się rozstać.
Umieć pozwolić komuś odejść,
nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu,
zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu. ''
-Nie możesz wyjechać, nie przeze mnie.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Ale ja nie wyjeżdżam przez Ciebie. Po prostu muszę przemyśleć niektóre rzeczy.
-Przemyśl je tutaj, w Dortmundzie.-widziałam na jego twarzy determinacje i upartość.
-Wiesz przyjeżdżając tutaj miałam w głowię ułożony plan, piękny plan.Pierwszym podstawowym krokiem miało być nowe życie, ale stoję w martwym punkcie i myślę, że to się już nie zmieni. Spotkało mnie tutaj wiele złych rzeczy, ale także dobrych i jedną z nich byłeś Ty.
-Tosia.-próbował coś powiedzieć, ale nie było to dla mnie ważne.
-Proszę Cię nie przerywaj mi.Chciałam Ci podziękować bo to dzięki tobie zmieniłam się.Stałam się pewniejsza siebie i coraz częściej uśmiechałam się, a nie jest tak łatwo doprowadzić mnie do uśmiechu.Wiem, że nieraz ciężko było ze mną wytrzymać i wpakowałam Cię wiele razy w poważne kłopoty i za to bardzo Cię przepraszam.-próbowałam powstrzymać łzy.
-Nie rób tego, nie mów tak jakbyś się ze mną żegnała.Ja Cię kocham! To nic nie znaczyło gdybym mógł cofnąć czas nie zrobiłbym tego, ja nie chce jej, nie chcę tego dziecka, chcę Ciebie.-przyciągnął mnie do siebie.
-Nie mów tak to dziecko nie jest niczemu winne.Przecież lubisz dzieci i na pewno będziesz świetnym tatą, ja to wiem.Nie mam Ci tego za złe Marco.Może tak musiało być, może nigdy nie mieliśmy być razem, może ty ją kochasz,ale sam o tym jeszcze nie wiesz.Po prostu kochaj swoje dziecko i daj mu całą swoją miłość jaką masz, nie pozwól żeby spadł mu z głowy chociaż jeden malutki włos, patrz jak dorasta, jak się zmienia i co najważniejsze nigdy go nie obwiniaj.Ja Ci wybaczam i mam nadzieję, że gdy kiedyś jeszcze się spotkamy zobaczę Cię na ulicy z twoim synem lub córką i będę miała pewność, że zrobiłam najlepsze co mogłam.-mój głos z każdym następnym słowem łamał się coraz bardziej.
-Ja chcę z tobą stworzyć rodzinę, mieć dzieci.Pamiętasz chłopiec, Marcel, dziewczynka, mała Tosia.Ja sobie nigdy tego nie wybaczę, że straciłem kobietę którą kocham ponad wszystko, ale wiem jedno.Nigdy nie przestanę jej kochać i wierzyć, że znowu będziemy mogli razem się śmiać, wygłupiać, płakać, kochać i żyć wspólnie.-nasze dłonie splotły się w jedną nić, nierozerwalną.
-Na mnie już czas. Pozdrów chłopaków, trenera i podziękuj im.Bądź przy niej w tych trudnych chwilach i nie opuszczaj.Daj jej to co dawałeś mi i to co mężczyzna powinien dać kobiecie.Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych nocy i tej twarzy która wywoływała na moich policzkach rumieńce.Bądź zawsze tym samym szarmanckim, uroczym, uśmiechniętym Marco Reusem i nie zmieniaj tego.-otarłam słone łzy płynące z jego policzków i złożyłam ostatni pocałunek na jego ustach.
Nie mogłam czekać dłużej wzięłam walizkę z jego ręki i ostatni raz popatrzyłam w te błękitne oczy.Bez zastanowienia udałam się w stronę samolotu.Nie szedł za mną wiedział, że tego nie chcę, że tak będzie nam łatwiej, ale kogo my chcemy oszukać nigdy nie będzie łatwiej.Zapięłam pasy i czekałam aż samolot w końcu wzbiję się w powietrze.Było tak samo jak tego dnia w którym zaczęłam swoją przygodę z Dortmundem.Deszcz, burza, łzy, rozpacz i pustka po osobie która zraniła, ale była dla mnie wszystkim.Unosząc się w powietrze widziałam jego smutek ukrywając pod sztucznym, stłumionym uśmiechem.Na chwilę obecną było to nasze ostatnie spotkanie, ostatnia wymiana uśmiechów i ostatnie machające dłonie w geście pożegnania.
Marco.
Patrzyłem jak odchodzi, a ja nic nie mogłem zrobić.Nie mogę wybaczyć sobie tego co zrobiłem, jak ją skrzywdziłem myśląc tylko o sobie.Dopiero teraz uświadomiłem sobie jaka jest dla mnie ważna, ale chyba o tą jedną noc za późno.Z ciężkim bóle patrzyłem jak samolot unosi się w powietrze i oddala coraz bardziej.Czekałem przyglądając się przez wielką szybę z nadzieją, że samolot zawróci.Ale kogo ja chciałem oszukać? Wiedziałem, że już nic nie zrobię więc wróciłem do domu.W środku panowała przenikliwa cisza, ale moja wyobraźnia nie dawała mi o niej zapomnieć.Widziałem ją jak siedzi na kanapie i uśmiecha się do mnie, jak oglądamy razem film przy lampce wina, jak krząta się po kuchni w samej bieliźnie i kusi swoim ponętnym ciałem.Musiałem się oderwać od tego chociaż na chwilę.Wyciągnąłem z lodówki schłodzone piwo wiedziałem, że nie jest to wyjście z sytuacji ale i tak nie miałem nic do stracenia bo najcenniejszą rzecz już straciłem.Wszystkie emocje kumulowały się we mnie i coraz bardziej narastały, a ja nie byłem wstanie ich opanować.Nie wytrzymałem, z całej siły rzuciłem wazonem o ścianę, wszystkie szklanki wylądowały na podłodze. Ja.Ja po prostu nie potrafiłem się opanować, nie myślałem racjonalnie.Biegałem po całym mieszkaniu, tratując wszystko co znajdowało się na drodze. Sypialnia.Sypialnia zamieniła się w obraz po bitwie, porozrzucane ubrania, porozbijane lustra, połamane meble.Czułem okropny ból w środku i na zewnątrz, a to przez rozciętą rękę. Zostawiając cały syf zszedłem na dół po jakiś bandaż.Otwierając szafkę w pomieszczeniu rozległ się głośny huk.
Tosia.
Tulon.Nic, a nic się nie zmieniło.To samo powietrze, ten sam zabiegany tłum, ten sam miejski szum.Ciężko było mi tutaj wrócić może dlatego, że nie miałam do kogo? Siedziałam na lotnisku jak zagubione, małe dziecko które zgubiło rodziców i nie wie co ma dalej robić.Łzy same płynęły po moich policzkach pokazując moją bezsilność i bezradność.Nie wiedziałam co dalej, ale nie mogłam siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą, nie po to tutaj przyjechałam.Zamówiłam taksówkę i udałam się do domu, ale nie swojego.
-Tosia?-na jego twarzy gościło ogromne zdziwienie.
-Hej Miłosz, mogę wejść?-obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
Nie powiedział nic, zabrał moje walizki i wskazał ręką żebym weszła.W jego domu czułam się zawsze bardzo dobrze, był miły, rodzinny i ciepły to czego nie było u mnie.Ściągając kurtkę widziałam jak wbija we mnie swój wzrok.
-Pomogę Ci.-lekkim ruchem zdjął ją i powiesił na wieszaku.
-Dziękuje za pomoc.Wiesz jeżeli Ci przeszkadzam to pójdę sobie.
-Nie no co ty jestem sam.Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?-kiwnęłam twierdząco.
Rozgość się w salonie, tam jest koc więc się ogrzej, a ja zrobię coś do picia.
Jak powiedział tak zrobiłam okryłam się ciepłym kocem i wpatrywałam w biały puch padający za oknem.
-Proszę, herbata jaśminowa twoja ulubiona.-położył przede mną kubek z gorącym napojem.
-Pamiętałeś, miło.-nie odrywałam wzroku od krajobrazu robiąc łyk gorącej herbaty.
-Trudno zapomnieć jak pijaliśmy taką codziennie po szkole i w zimowe wieczory.-uśmiechnął się jak zawsze uroczo.
-Tęskniłam za tobą, wyrosłeś przez te pół roku.-próbowałam zakryć płynące łzy.
-Ty jesteś jeszcze piękniejsza, ale nie przyjechałaś tutaj tylko żeby mi to powiedzieć, prawda? Co się dzieję Tośka?-odwróciłam głowę w drugą stronę próbując uniknąć jego przeszywającego spojrzenia.
Tosia wiesz, że mi możesz zawsze powiedzieć.-uklęknął przede mną podtrzymując delikatnymi palcami mój podbródek.
-Po prostu wróciłam żeby sobie wszystko poukładać.Myślałam, że tam będzie lepiej, ale tak się nie stało.-wstałam z fotela i skierowałam się w stronę okna.
Wiesz miałam tam chłopaka i wszystko było wspaniale do czasu gdy nie zdradził mnie z moją przyrodnią siostrą, a co najlepsze będzie miał z nią dziecko.-próbowałam być silna ale nie potrafiłam, w końcu wybuchnęłam głośnym płaczem.Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, a ja nie potrafiłam tego opanować.
-Hej, nie płacz.On nie jest tego wart.Jesteś naprawdę świetną, mądrą dziewczyną.On może jedynie żałować, że Cię stracił.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Dziękuje, że jesteś.Na Ciebie zawsze mogłam polegać, jesteś kochany.-popatrzyłam na niego z wdzięcznością.
W jednej chwili nasze spojrzenia zeszły się w jedną całość.Uwielbiałam patrzeć na jego czekoladowe oczy, zawsze mnie pociągały.Delikatnie odgarnął włosy spadające na moją twarz.Objął dłońmi twarz i powoli przybliżał do swojej.Nie potrafiłam przestać, za bardzo tego chciałam.
Chwilę później nasze usta złączyły się w jedno.Z wyczuciem pieścił moje wargi dając mi niepohamowaną rozkosz.Coraz bardziej traciliśmy nad sobą kontrolę, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać.
Marco.
-Co ty tutaj robisz?-pytałem próbując powstrzymać wybuch złości.
-Musimy porozmawiać wpuścisz mnie?
-Jasne, wchodź.-rzuciłem obojętnie.
Nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę, ale wiedziałem, że i tak mnie to nie minie.Chciałem uniknąć zbędnych pytań chowając skaleczoną dłoń do kieszeni.Nie powiem bolało.
-Co się tutaj stało?-wręcz ze strachem przyglądała się na całe mieszkanie.
-Nic wielkiego.Chyba chciałaś o czymś porozmawiać.-próbowałem szybko zmienić temat.
-Tak, Tośka wyjechała i to przez nas.Nie mogę sobie tego wybaczyć.Musicie być razem ja usunę tą ciąże i już nigdy się nie spotkamy.-nie dowierzałem temu co mówiła.Wymachiwałem rękami próbując jakoś dojść do siebie.
-Twoja ręka! Pokaż to.-podbiegła do mnie przyglądając się ranie.
-Nic mi nie jest to tylko lekkie zadrapanie.-wyrwałem dłoń z jej uścisku.
-Siadaj, muszę Ci to opatrzyć.-próbowałem ją przekonać ale była nie ugięta.
Siedząc czekałem cierpliwie aż opatrzy ranę, bolało jak nigdy ale raczej się nie popłacze.
-Nie możesz usunąć tego dziecka.-przerwałem ciszę panującą w pomieszczeniu.
Wychowam je, znaczy razem je wychowamy.Nie możemy obwiniać tego dziecka.Będziemy rodzicami i to jest teraz najważniejsze.
-Marco, ale ja nie chcę do niczego Cię przymuszać najłatwiej będzie je usunąć.-chciała postawić na swoim ale byłem nieugięty.
-Słyszysz siebie? To jest niczemu winne dziecko.Pomogę Ci nie zostawię Cię samej jesteśmy w tym razem.
-Wczoraj mówiłeś co innego.-patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
-Jedna osoba powiedziała mi coś co dało mi dużo do myślenia i kazało w końcu dorosnąć.I chcę to zrobić.-otarłem jej mokry policzek.
Przybliżyłem się do niej i objąłem w pasie.Patrzyłem na jej smutną twarz, która rozrywała moje serce na tysiące kawałków.Złożyłem na jej ustach pocałunek.Widziałem, że boi się.Była tylko nastolatką która musi zmierzyć się z dalszym życiem, ale obiecałem mojej małej, że nigdy nie zostawię Katie i słowa dotrzymam.
______________________________________________________________________________
W każdy rozdział wkładam wiele pracy, ale na ten poświęciłam chyba najwięcej pracy i serca.Nie wiem czy wam się spodoba, ale ja czuje się zadowolona.Bynajmniej nie zależy mi na samych komentarzach bo to nie jest najważniejsze.Po prostu mam nadzieję, że są osoby które czytają bloga i podoba im się.Oczywiście jeżeli ktoś doda swoją opinię do tego czy innego rozdziału będę zadowolona i każdą jakąś uwagę przyjmę spokojnie.Nie będę pisać żebyście komentowały bo to zależy od was.Nie chcę by ktoś dodawał wymuszone komentarze.Myślę, że nie o to chodzi w tym wszystkim.Chyba każda z was wkłada w każdy rozdział serce, i wiele pracy.
Pozdrawiam was <3
Praktycznie od początku czytam Twojego bloga, ale trochę się ,,ukrywałam" aż do dziś, bo koniecznie musiałam napisać, że faktycznie w tym rozdziale przeszłaś samą siebie :D Prawie płakałam jak go czytałam! Twój blog jest jednym z moich ulubionych, bardzo często na niego zaglądam. Oczywiście czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń