***
7.
Gdy rano się obudziłam spał jak aniołek patrząc na niego uśmiechałam się sama do siebie.Nigdy nie myślałam, że będę spała w jednym łóżku z Marco Reusem. Była godzina 9:00 więc postanowiłam zejść na dół zrobić śniadanie.Nie byłam zbyt dobra w kuchni ale udało mi się zrobić przepysznego omleta, nie chwaląc się był genialny.
-Zrobiłaś mi śniadanko-poczułam jego usta na swojej szyi i ręce na biodrach.
-Zasłużyłeś?
-Jasne, że tak.Idę się przebrać i zaraz wrócę.
Po śniadaniu od razy wzięłam się za sprzątnie bo w domu był nieziemski syf. Zajęło mi to dość dużo czasu.Marco dzisiaj nie miał treningu więc obiecał mi, że zabierze mnie do centrum handlowego moja garderoba od przyjazdu do Dortmundu wyglądała coraz gorzej a tatuś zostawił kasę więc trzeba korzystać póki można.Założyłam na siebie jasne dżinsy, szarą bluzę ubieraną przez głowę i trampki.Włosy oczywiście w wysokim koku.
-Gotowa!
-Idź do samochodu zaraz przyjdę.-rzucił mi kluczyki.
Po jakiś 20 minutach byliśmy na miejscu oczywiście Marco musiał iść ze mną i przy okazji coś sobie kupić.
-Możemy już iść? Nudzi mnie to.-i tak w kółko.
-Sam zaproponowałeś zakupy więc musisz to z cierpieć. Przymierze tylko sukienkę i możemy iść.
Po przymierzeniu sukienki chciałam wyjść zapłacić jednak coś mnie zatrzymało, a dokładniej ktoś, w drugiej przymierzali zobaczyłam jego.Nasze spojrzenia zeszły się spanikowałam.Wybiegłam z przymierzalni nie patrząc na to co robię słyszałam jak woła za mną Marco ale ja nie odwracałam się chciałam jak najszybciej wybiec stąd.Nie wiedziałam co robić wpadłam w amok.Uciekłam w jakąś uliczkę,było dokładnie tak jak tamtej nocy, usiadłam zapłakana w ciemnym rogu teraz już wiedziałam, że ze mną jest coraz gorzej.Moja psychika tego nie wytrzymała miałam uraz cielesny a przede wszystkim psychiczny.Chciałam to zakończyć,wypaliłam się.Wszędzie go widzę, a może to jednak był on? Przecież nikt go nie złapał.
-Tosia co się stało?-chciał mnie przytulić ale ja odepchnęłam go.
-Zostaw mnie! Ja już nie chcę tak żyć,on jest wszędzie. Daj mi spokój!
Podszedł do mnie ale ja zaczęłam się z nim szarpać chwycił mnie mocno i przyciągnął do siebie, nie miałam siły walczyć stałam się bezwładna tylko łzy strumieniami spływały po moich policzkach.
-Zabiorę cię do domu mała.-dalej przytulając mnie do siebie zaprowadził mnie do samochodu.
W samochodzie patrzyłam tępo w szybę cały czas zastanawiałam się czy to on.Na zewnątrz padał mocny deszcz więc Marco zapalił w kominku i zrobił mi ciepłą herbatę no i oczywiście przyniósł tabletki uspakajające.
-Jestem beznadziejna za niedługo zamkniecie mnie z jakimiś czubkami.Moje życie to jedna wielka porażka gdybym wtedy mi się udało...
-Nie mów tak! Jesteś wspaniała i wyjątkowa.Masz kochającego ojca, masz przyjaciół, masz mnie.Czego chcieć więcej mała?
-Może normalnego życia od początku do końca? Moje życie wygląda jak jakiś pieprzony dramat.Kurwa udaje wielkiego luzaka a gdy przyjdzie mi się z czymś zmierzyć czuje się jak dziecko które się zgubiło i nie wie jak wrócić to wszystko jest takie trudne.
-Jeżeli dasz sobie pomóc obiecuje że będzie łatwiej. Wiem że jest ci trudno, ale to nie był on.Chciałem ci dzisiaj powiedzieć.Aresztowali go wczoraj w nocy.
-Co? Jesteś tego pewny?-w moich oczach kolejny raz pojawiły się łzy, ale nie smutku a szczęścia.
-Na sto procent.Nic ci nie grozi jesteś bezpieczna.
Rzuciłam mu się na szyje i pocałowałam go w policzek czułam jak jego ręce błądzą po moim ciele znowu czułam ten przyjemny dreszcz. Jednak musiało nas coś łączyć skoro tyle razy zbliżamy się do siebie nie protestując.Jego pocałunki były idealne nic dodać nic ująć mogłam tak trwać cały dzień jednak jak zwykle coś nam musiało przerwać, telefon.
-Hej skarbie.Co tam u was słychać? Jak pogoda? Dobrze się czujesz?-tysiąc pytań na minute.
-Hej tato.Wszystko jest ok, pada a u was ?
-Piękna pogoda szkoda, że z nami nie pojechałaś ale chociaż masz dwa tygodnie spokoju od nas.
-Nie no już za wami tęsknie (powiedzmy).
-A jak tam Marco,co porabia?
-Wszystko dobrze właśnie bierze kąpiel no a później kolacja.
-No to my nie przeszkadzamy, a i mam nadzieje że śpi na kanapie.
-Tato nie psuj mi humoru trzymajcie się ciepło.
Ten dzień był na prawdę dziwny. Zrobiłam z siebie idiotę w sklepie ale oprócz tego to było spoko.Po wykąpaniu się zeszłam na dół do salonu pogadać z Marco.
-Wiesz przemyślałam to i zgadzam się na wizytę u tego całego psychologa.-mój wzrok cały czas był wbity w podłogę.
-W końcu! Będzie dobrze mała to może uczcimy to dobrą komedią.
Cały wieczór spędziliśmy oglądając film no a później każdy poszedł do swojego pokoju.
***
Wiedziałam, że dzisiejszy dzień nie będzie należał do najprostszych nie lubiłam rozmawiać z kimś o swoich problemach a tutaj będę musiała opowiedzieć najgorszy dzień ze swojego życia obcej osobie. Gdy wstałam Marco nie było w domu pewnie miał trening. Zjadłam śniadanie, przebrałam się i do południa przeleżałam na kanapie słuchając muzyki na słuchawkach.Czas ciągnął się w nieskończoność coraz mniej podobał mi się pomysł żeby pójść tam jednak wiedziałam, że muszę coś ze sobą zrobić.
-Jestem! Zbieraj się na 15:00 mamy być a jest 14:45.-powiedział zdyszanym głosem Marco wchodząc do domu.
Niechętnie zwlekłam się z kanapy ubrałam buty i skierowałam się w stronę samochodu.Podczas jazdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa próbowałam się wyciszyć słuchając muzyki ale i tak nic to
nie dawało.
-Nie dam rady Marco.-popatrzyłam na niego ze łzami w oczach.
-Dasz! Będę z tobą.-pocałował mnie w czoło.
-Ja chcę od tego uciec a takie zwierzenia to nie jest dobry pomysł, wracajmy.
-To jest bardzo dobry pomysł to jest na prawdę świetny psycholog on ci pomoże.
Musiałam się przełamać miałam dość strachu który mnie otacza.Siedziałam na wielkim skórzanym fotelu czekając na nią chciałam aby Marco tu był ale przy nim nie powiedziała bym tego co we mnie siedzi.Po jakimś czasie do pokoju weszła młoda kobieta miała kruczoczarne włosy spięte w koka.Ubrana była w czarne spodnie, białą bluzkę i marynarkę.
-Witaj, miło mi cię poznać nazywam się Lisa i jestem psychologiem, a ty jak się nazywasz?
-Tosia, miło mi panią poznać.
-Jestem tutaj żeby ci pomóc, odciążyć cię psychicznie.Miałam okazję dowiedzieć się co się wydarzyło jest mi na prawdę bardzo przykro ale będę chciała ci w tym pomóc.Wiem że ciężko jest ci o tym rozmawiać ale mam nadzieję, że się przełamiesz.
-Przecież pani już wie co się działo więc po co mam to powtarzać?-patrzyłam na nią obojętnym wzrokiem.
-Widzę, że nie łatwo będzie nam się współpracowało.Jesteś młoda całe życie przed tobą musisz to z siebie wyrzucić, rozumiesz?
-Co mam pani powiedzieć?! Że całymi nocami nie śpię bo widzę go wszędzie, że chciałabym zasnąć i się nie obudzić, że ranię bliskich, że brzydzę się sobą?! Nie mogę na siebie patrzeć! Wszyscy myślą, że jest ok dwa tygodnie po i jest dobrze.Nic nie będzie takie samo ja nie wiem dlaczego oni jeszcze ze mną są, wspierają mnie.Czasami sama nie wiem co robię,czuje strach i nie panuje nad sobą. Potrafię zwyzywać ojca za nic, on jest dla mnie idealny a ja mam to w dupie gdybym mogłam to zamknęłabym się w pokoju i zapiła na śmierć. Zadaje sobie tylko jedno pytanie.Dlaczego ja? Co ja takiego kurwa zrobiłam?! Byłam grzeczna, chodziłam do kościoła, nie obrażałam, nie piłam, nie paliłam i tak chuj z tego.
-Wiesz myślisz, że jesteś jedyna z takimi problemami ale tak nie jest.Na tym fotelu siedziały setki kobiet z takim problemem jak ty uwierz mi były w gorszym stanie od ciebie.Jedna dziewczyna była przetrzymywana przez swojego ojca w domu i gwałcona zaszła z nim w ciążę.
-I co z nią?-spytałam z ciekawością.
-Żyje, ma męża wychowuje syna i córkę.Jest szczęśliwą kobietą.
-Ale ona jest silna.
-A ty nie? Masz całe życie przed sobą.Musisz się od tego odciąć, nie mogę ci tego kazać bo nigdy tego nie przeżyłam ale ja wiem, że dasz sobie radę nie jesteś sama Tosiu.-uśmiechnęła się ciepło do mnie.
-Wiem, gdyby nie oni nie wiem co by się ze mną stało.
-To zrób to dla nich pokaż że potrafisz.Trzymam za ciebie kciuki jeżeli chciałabyś porozmawiać zapraszam ponownie.
-Dziękuje.-podałyśmy sobie ręce i miło się pożegnałyśmy.
Nasza rozmowa trwała ponad godzinę ale było warto.Wyszłam z gabinetu pewniejsza siebie dzięki niej poczułam siłę by walczyć.Zwłaszcza, że go złapali i mogę spać spokojnie.
Nie będzie to proste ale kto nie ryzykuje ten nie ma.
-I jak było mała?
-Dobrze, bardzo dobrze.Dziękuje ci, że mnie tu przywiozłeś.-pocałowałam go w policzek.
-No to może to jakoś uczcimy? Mój kumpel ma dzisiaj urodziny no a ja nie mam z kim iść.-popatrzył na mnie.
-Czemu nie powinno być fajnie.
W domu byliśmy na godzinę 17:00 więc miałam jakieś 3 godziny na ogarnięcie się.Od razu wskoczyłam pod prysznic.Po wyjściu z łazienki i nałożeniu wielu kremów na twarz poszłam coś zjeść.Po zjedzeniu poszłam na górę wybrać odpowiedni strój zdecydowałam się na skórzaną karmelową sukienkę do kolana bez ramiączek do tego karmelowe czółenka i delikatne srebrne kolczyki nie lubiłam zbyt dużo biżuterii na sobie.Włosy postanowiłam wyprostować.
-Wyglądasz bosko i te nogi.-uśmiechnął się zadziorne przytulając mnie.
To raczej on wyglądał świetnie.Miał na sobie czarne rurki, białą koszule, czarną marynarkę i białe trampki(sportowa elegancja).Jego włosy były jak zwykle świetnie ułożone, a jego perfumy były po prostu idealne.
-Taksówka już czeka, idziemy?
-Jasne tylko wezmę torebkę.
Po 15 minutach byliśmy przed klubem w którym odbywały się urodziny kolegi Marco.Miałam dzisiaj wielką ochotę na dobrą zabawę może dlatego, że od czasu gdy matka wyrzuciła mnie z domu nigdzie nie imprezowałam.W środku było mnóstwo ludzi ze 150 jak nie więcej nie nienawidziłam takich tłumów zawsze czułam na sobie czyiś wzrok.
-Chodź przedstawię cię kumplowi.-pociągnął mnie za sobą Marco.
Nie wiedziałam gdzie mnie ciągnie,chciałam sobie spokojnie usiąść ale jednak nie było mi to dane.
-Tosia poznaj Toma solenizanta.-wskazał ręką.
-Hej miło mi cię poznać i oczywiście wszystkiego najlepszego.-pocałowaliśmy się w policzek i przy okazji razem z Marco wręczyliśmy prezent.
-Dziękuje, no muszę powiedzieć, że mój kumpel ma na prawdę świetny gust do dziewczyn.
Na moich policzkach od razu pojawiły się rumieńce więc poszłam szybko do stolika by nikt mnie w takim stanie nie widział.
-Co tak uciekłaś od nas?-zapytał podając mi drinka nie Marco a Tom.
-Nogi mnie rozbolały wiesz szpilki, a gdzie jest Ma...
-Marco rozmawia z kumplami.Nie bój się ja ci nie zrobię krzywdy.
-Nie no co ty, które urodziny?-zapytałam żeby pozbyć się niezręcznej ciszy.
-O stary już jestem 24, a ty 17 prawda?
-No tak ale już niedługo.-uśmiechnęłam się ciepło.
-Zatańczymy?-wyciągnął rękę w moją stronę.
Nie protestowałam i dałam zaciągnąć się na parkiet.Tańczyliśmy z jakieś 15 minut aż w końcu Tom musiał iść ''zabawiać gości''. Chciałam zejść z parkietu jednak poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach.
-Odbijany mała nie umiem tańczyć ale mam nadzieję, że mnie nauczysz bo z Tomem świetnie sobie radziłaś.-pocałował mnie w szyję.
-A co zazdrosny jesteś? Przypominam, że sam mnie tu przyprowadziłeś.
-Oj nie gadaj tyle tylko tańcz.-uśmiechnął się do mnie i przyciągnął mocno do siebie.
Tonęłam w jego ramionach w rytm piosenki Sorpions-,,Still Loving You'' mogłam tak trwać w jego ramionach cały czas przy nim czułam się tak inaczej, lepiej.Wiedziałam, że te dwa tygodnie z nim sam na sam będą nie zapomnienie mimo, że dopiero się zaczęły wiedziałam także, że jeżeli nasza znajomość będzie się w tak szybkim czasie rozwijać możemy nie być w stanie tego zatrzymać ale w tym momencie nie chciałam o tym myśleć.Gdy tańczyliśmy w pewnym momencie na sali rozległ się dźwięk tłuczonego szkła nie wiedzieliśmy co jest grane jednak po chwili przekonaliśmy się co się dzieje Marco pociągnął mnie za siebie.Do klubu weszła grupa zalanych facetów zaczepiając wszystkich na salę pojawiła się ochrona jednak było ich zbyt wielu. Byłam przerażona tym co się dzieje gdy odwróciłam się nade mną stał potężnie zbudowany facet, był kompletnie zalany ledwo stał na nogach, chwycił mnie za rękę i chciał pocałować, zaczęłam krzyczeć w momencie zobaczyłam jak Marco daje mu w gębę jednak on nie został mu dłużny i zrobił to samo.Bałam się o niego, on był o 60 kg chudszy od niego.Podeszłam do niego zobaczyć czy nie zrobił mu nic złego.Na szczęście ochrona zabrała wszystkich którzy wtargnęli do sali, Marco czuł się dobrze jednak dla pewności został opatrzony w karetce.Cała się trzęsłam, bałam się o niego mimo iż powiedział, że dobrze się czuje.On takie chuchro ten olbrzym mógł go połamać jedną ręką.
-Dziękuje-rzuciłam się mu na szyje gdy zmierzał w moim kierunku.
-I tak dałem ciała.Najważniejsze, że nic ci nie jest mała.-mimo opuchniętej twarzy uśmiechał się tak samo słodko.
-Dla mnie jesteś bohaterem.Wracamy do domu trzeba się tobą zaopiekować.
Nie wiem co nas podkusiło ale postanowiliśmy wracać pieszo.Droga zajęła nam jakieś 2 godziny ale nie nudziliśmy się przez ten czas.Nasze nogi nie były wstanie już iść więc przysiedliśmy przed domem żeby odsapnąć.
-Twój ojciec mnie zabije.
-Dlaczego?- spytałam zdziwiona.
-Jest 1:40 a ty miałaś być w łóżku o 22:00.-powiedział to roześmianym głosem.
-Ale to ty dałeś mi siłę bym dalej walczyła więc godzinę policyjną na pewno ci daruję.Jeszcze raz dziękuje jesteś kochany i najlepszy.-położyłam głowę na jego ramieniu.
_______________________________________________________________________________
Taki nijaki :/
Czytasz? Komentuj ! Motywacja ;**
Liczą się szczere opinie ;*
Cudny rozdział czekam na next'a ! <3 Pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili do mnie :)
OdpowiedzUsuń