24.
Oni zamiast Mózgów mają tylko szary puch,
który przez pomyłkę został wdmuchnięty w ich głowy.
Oni po prostu nie myślą.
-Nie przeszkadzajcie sobie.-usłyszałam jej przesiąknięty łzami głos.
-Katie.-chwycił ją za rękę próbując jakoś zatrzymać.
Szarpała się, nie chciała go w ogóle słuchać aż zakończyło się to siarczystym uderzeniem w twarz. Widziałam jej zmieszanie nie chciała tego, a jednak emocje wzięły górę.
-To nie jest jego wina.-wtrąciłam się próbując jakoś uspokoić sytuacje.
-Przepraszam nie powinnam, ale ty nie wiesz jak czuje się upokorzona gdy widzę, że gdyby mógł bez wahania wymienił by mnie na Ciebie, że musi wychowywać dziecko którego nigdy nie zaakceptuje i nie zaakceptuje mnie.Spieprzyłam wszystko i jest mi z tym źle.Nie ma dnia żebym o tym nie myślała.Ja po prostu przepraszam.
Chciałam jej spojrzeć w oczy, ale nie dałam rady. Wyszła, a ja nie potrafiłam jej zatrzymać, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
-Idź już.Nie możesz jej zostawić samej.-rzuciłam oschle.
-Naprawdę chcesz to tak zakończyć.Tak mnie raniąc.
-Myślisz, że mnie to nie rani? Każdego dnia rana w moim sercu jest coraz większa, bo nie potrafię do cholery wstać i powiedzieć sobie, że będzie dobrze, że zapomnę o tobie. Ja po prostu nie potrafię tego zrobić.Wiesz co jest najśmieszniejsze? To, że potrafiłam pozbierać się po rozwodzie rodziców, po próbie samobójczej, po wypadku, a nawet po porwaniu a nie potrafię sobie poradzić z taką błahostką na tle tych wszystkich problemów.Nie chcę już udawać silnej dziewczyny bo nią nie jestem.Cholera dlaczego ja Cię tak kocham skurwielu!-szarpałam go z całej siły chciałam mu wszystko wykrzyczeć.
-Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Zraniłem Ciebie, ale i zniszczyłem życie 16 letniej dziewczynie.Straciłem zaufanie wszystkich.Nie mogę patrzeć jak ona się zmienia to nie jest już ta Katie którą ja znałem i to wszytko moja wina.Ja nie wychowam tego dziecka, nie potrafię!-widziałam w jego oczach rozpacz i żal, nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Hej, no już spokojnie.Obydwoje zawiniliśmy i młoda nie powinna przez to cierpieć.Dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było, poniosło nas jesteśmy tylko ludźmi.Za parę dni wracam do Tulonu i prędko nie wrócę.
-Czyli mam to rozumieć jako zerwanie kontaktu?-rzucił z pretensjami w głosie.
-Zrozum przyjechałam i już wszystko spierdoliłam. Musimy zacząć wszystko od nowa, osobno.Tak będzie lepiej.-położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Chyba dla Ciebie.-trzaśnięcie drzwi zakończyło naszą rozmowę.
Jak zwykle zostałam sama to już stawało się normą.Nie rozumiałam tego, co ja miałam zrobić żeby wszyscy byli zadowoleni i dali mi w końcu święty spokój? Wszystko we mnie siedziało aż w końcu wybuchnęłam.Krzyczałam, kopałam, rzucałam wszystkim co było po ręką nie mogłam się powstrzymać.Zmęczona runęłam na podłogę wyciągając z szafki butelkę whisky. Wiedziałam, że nie powinnam do tego wracać, ale kto mnie zmusi?
Marco.
Wszystko kotłowało się w mojej głowię, nie wiedziałem czy wrócić czy powiedzieć sobie wreszcie dość.Kochałem ją i zrobiłbym wszystko żeby cofnąć ten pieprzony czas. Nie powinienem prowokować tamtej sytuacji, ale w tamtym momencie nie myślałem o tym chciałem być jak najbliżej niej.Po dłuższej chwili pozbierałem się i zszedłem na dół.Siedziała zrozpaczona na kanapie ukrywając łzy przed rodziną.
-Marco gdzieś ty był? Widziałeś Tosie?-zatrzymałam mnie rozbawiona Camila.
-Zasnęła była zmęczona po podróży.Przepraszam Cię, ale muszę coś załatwić.-pożegnałem się serdecznym uśmiechem.
Próbowałem ułożyć w głowię jakiś plan.Co powiedzieć, jak się zachować, jak ją pocieszyć, ale była tylko pustka.
-Możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym.-rzuciła odwracając głowę w drugą stronę.
-Proszę, porozmawiajmy.-usiadłem obok niej.
-Nie tutaj.-poprowadziła mnie na taras.
Zastanawiała się chwilę aż w końcu uległa.Jej dłonie drżały od chłodu.Widać było na jej twarzy zdenerwowanie. Bez przerwy poruszałam się z jednego punktu do drugiego.
-Przeziębisz się.-założyłem na jej przemarznięte ramiona marynarkę.
-Od kiedy Cię to interesuje?-spytała obojętnie opierając się o barierkę.
-Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna.Jesteś matką mojego dziecka.I dobrze...
-I tylko tyle? Zawsze będziesz mnie traktował jako matkę twojego dziecka? Dlaczego nie wrócisz do niej po tym co widziałam w pokoju nie będziecie mieli z tym najmniejszego problemu. Ja sama poradzę sobie z dzieckiem nie potrzebuje twojej łaski.-próbowała zatopić swoje smutki w szklance alkoholu.
-Nie możesz pić!-wyrwałem jej szklankę z ręki.
Weź się w końcu w garść!
-Ja mam się wziąć w garść? A ty to co? To nie ja biegam za nią jak pies! Po co obiecujesz mi to wszystko skoro i tak tego nie spełnisz? Ja chociaż próbuje żyć normalnie a ty żyjesz w wyimaginowanym świecie! Powiedź mi, że mnie nie kochasz, że nie chcesz ze mną być.Ja to zrozumiem i odejdę.
- Nie chcę Cię zostawiać za bardzo mi na tobie zależy.Chyba jednak coś musi być jeżeli zrobiliśmy to.-otarłem łzy z jej twarzy.
-Może to po prostu było zwykłe zauroczenie które nic nie znaczy.Dobrze wiesz, że łączy nas jedynie dziecko, którego w ogóle nie powinno być. Jeżeli uważasz, że Ci się uda to walcz o nią.-poklepała mnie po ramieniu dodając odrobinę otuchy.
-Nie sądzę to nie jest ta Tośka, którą poznałem, która była taka delikatna i bezbronna. Zmieniła się i to diametralnie. Chyba musze dać sobie w końcu spokój.-schowałem twarz w dłoniach ukrywając spływające łzy.
-Będzie dobrze.Pamiętaj, że masz mnie.-pocałowałem ją delikatnie.
Tosia.
Obudziłam się z ogromnym kacem.Nie mogłam dojść do siebie widziałam tylko, że cały pokój był zdemolowany.Na podłodze leżały puste butelki po whisky i paczki po papierosach.Dawno nie zdarzyło mi się tak zapomnieć, mało co pamiętam z wczorajszego wieczoru.Chciałam przespać cały dzień, ale wiedziałam, że muszę ogarnąć pokój .Mozolnie wstałam z łóżka i pozbierałam wszystkie paczki i butelki.Nie mogła uwierzyć jak ja to wszystko zrobiłam nie było ani jednej rzeczy która leżałaby na swoim miejscu.Wiedziałam, że muszę coś ze sobą zrobić.Poszłam do łazienki i nałożyłam podkład na twarz próbując zakryć okropne worki pod oczami i w ogóle całą twarz.Spięłam włosy w niechlujnego koka i założyłam jakieś stare dresowe spodnie i najzwyklejszą koszulkę jaką miałam.Nie chciałam wychodzić z pokoju, ale nie miałam wyjścia musiałam zajść po jakieś tabletki przeciwbólowe.
-Już wstałaś dopiero 8:00.-schodząc po schodach usłyszałam głos taty.
-Nie mogłam spać głowa mnie boli.-odpowiedziałam szukając w szafce tabletek przeciwbólowych.
-Mam nadzieję, że będzie lepiej bo mamy zamiar dzisiaj jechać do babci.
-Mogę zostać w domu.Naprawdę nie dam rady, a nie chcę żeby babcia mnie widziałam w takim stanie.-spytałam robiąc łyk zimnej wody.
-No dobrze, ale ma być spokojnie bez żadnych niespodzianek!-spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.Wiedziała o co mu chodzi, ale zignorowałam to uśmiechem i skierowałam się do pokoju.
-Kochanie my już jedziemy.Bądź grzeczna.-przytulił mnie mocno tata.
-Obiecuje, trzymajcie się ciepło.-pomachałam im i wróciłam do sprzątania.
Marco.
-Dzisiaj mam USG.-usłyszałem głos Katie zapinając torbę treningową.
-Przepraszam Cię, ale nie dam rady.Muszę coś jeszcze załatwić po treningu.-westchnąłem wiedząc, że znowu ją zawodzę.
-Nic się nie stało. Dam sobie sama radę, nie przejmuj się.- pożegnałem się, ubrałem kurtkę i pojechałem na trening.
Ciężko było mi się skupić na ćwiczeniach cały czas to ona krążyła mi po głowię. Nie myślałem o tym czy da mi szanse, ale o jej zachowaniu.Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak mam to zrobić.
-Marco zawieziesz te papiery Tomkowi?-trener podał mi jakąś teczkę.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.-Jakieś dokumenty, ale dokładnie nie wiem.Zawiózłbym je, ale mam jeszcze dużo roboty.Muszę już lecieć.-pożegnał się i wyszedł.Ja szybko przebrałem się i pojechałem do domu Wieczorków.
Tosia.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam próbując utrzymać równowagę.
-Przywiozłem dokumenty dla Tomka.Wpuścisz mnie?
-Proszę, niech pan wejdzie.-szyderczo uśmiechnęłam się wpuszczając go do środka.
Rozglądał się po całym mieszkaniu aż jego wzrok zatrzymał się na butelce.
-Piłaś?-spytał spokojnie odkładając papiery na półkę.
-No co ty ja? Przecież jestem grzeczną, ułożoną dziewczynką.-chwyciłam butelkę alkoholu.
-Odłóż to.-próbował wyrwać mi butelkę, ale nie miałam zamiaru tego zrobić.
-Puść mnie!-zrobiłam krok w tył przez co straciłam równowagę.Szybko zaczęłam obsuwać się na podłogę do czasu aż poczułam jego dłonie na swoich biodrach.
-Trzymam Cię.-przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Nie potrzebuje twojej pomocy.Daj mi spokój.-wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam na kanapę żeby nie zaliczyć kolejnego upadku.
-Co się z tobą dzieję? Nigdy taka nie byłaś.-patrzył na mnie z politowaniem.
-Gówno wiesz.W ogóle mnie nie znasz.Piłam, paliłam, ćpałam.Jestem wredną, zimną suką, która nienawidzi się z kimś dzielić! Taka jestem i nie zmienisz tego!-patrzyłam na niego zeszklonymi oczami.
-Pocałuj mnie.-rzuciłam gwałtownie.
Nie musiałam długo czekać.Złożył na moich ustach namiętny pocałunek.Pragnęłam go jak tylko mogłam.
-Kochajmy się.-zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli.
Widziałam w jego oczach ogromne podniecenie brakowało mu tego tak samo jak mi, chciał tego tak samo.Usiadłam na nim okrakiem całując namiętnie.Jego koszula wylądowała na podłodze uwielbiałam patrzeć na jego umięśnione ciało podniecało mnie to jeszcze bardziej.Czułam, że zbliżamy się do tego najważniejszego.Nie mogąc już wytrzymać pokierowałam jego dłonie w kierunku moich spodni, on już wiedział co ma zrobić.Nie pozostałam mu dłużna szybkim ruchem zerwałam jego spodnie i bieliznę.
-Ja nie mogę.-bełkotał podnieconym głosem.
-Ja też, ale pragnę Cię i nie potrafię tego zatrzymać.-odpowiedziałam zdyszana.
Nie przerwał tego stawał się coraz bardziej zachłanny dokładnie dotykał każdej części mojego płonącego ciała.Jego dłoń znajdywała się coraz niżej .Z moich ust wyrwał się głośny jęk gdy jego ręka pieściła mnie.Czułam się jak tamtej pamiętnej nocy tak samo wyjątkowo.Gdy poczułam jak delikatnie wsuwa się we mnie ogarnęła mnie nieopisana rozkosz.Nasze jęki mieszały się ze sobą czuliśmy spełnienie i w końcu swoją bliskość.Pewne było to, że będziemy tego żałować, ale teraz to było najmniej ważne.