Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 lutego 2014

                                                               
24.

Oni zamiast Mózgów mają tylko szary puch, 
który przez pomyłkę został wdmuchnięty w ich głowy. 
Oni po prostu nie myślą. 



Szybko zerwałam się z łóżka próbując znaleźć swoją bluzkę.Byłam cała roztrzęsiona, czułam okropny wstyd wiedząc, że zrobiłam coś czego nie powinnam.
-Nie przeszkadzajcie sobie.-usłyszałam jej przesiąknięty łzami głos.
-Katie.-chwycił ją za rękę próbując jakoś zatrzymać.
Szarpała się, nie chciała go w ogóle słuchać aż zakończyło się to siarczystym uderzeniem w twarz. Widziałam jej zmieszanie nie chciała tego, a jednak emocje wzięły górę.
-To nie jest jego wina.-wtrąciłam się próbując jakoś uspokoić sytuacje.
-Przepraszam nie powinnam, ale ty nie wiesz jak czuje się upokorzona gdy widzę, że gdyby mógł bez wahania wymienił by mnie na Ciebie, że musi wychowywać dziecko którego nigdy nie zaakceptuje i nie zaakceptuje mnie.Spieprzyłam wszystko i jest mi z tym źle.Nie ma dnia żebym o tym nie myślała.Ja po prostu przepraszam.
Chciałam jej spojrzeć w oczy, ale nie dałam rady. Wyszła, a ja nie potrafiłam jej zatrzymać, nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa.
-Idź już.Nie możesz jej zostawić samej.-rzuciłam oschle.
-Naprawdę chcesz to tak zakończyć.Tak mnie raniąc.
-Myślisz, że mnie to nie rani? Każdego dnia rana w moim sercu jest coraz większa, bo nie potrafię do cholery wstać i powiedzieć sobie, że będzie dobrze, że zapomnę o tobie. Ja po prostu nie potrafię tego zrobić.Wiesz co jest najśmieszniejsze? To, że potrafiłam pozbierać się po rozwodzie rodziców, po próbie samobójczej, po wypadku, a nawet po porwaniu a nie potrafię sobie poradzić z taką błahostką na tle tych wszystkich problemów.Nie chcę już udawać silnej dziewczyny bo nią nie jestem.Cholera dlaczego ja Cię tak kocham skurwielu!-szarpałam go z całej siły chciałam mu wszystko wykrzyczeć.
-Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Zraniłem Ciebie, ale i zniszczyłem życie 16 letniej dziewczynie.Straciłem zaufanie wszystkich.Nie mogę patrzeć jak ona się zmienia to nie jest już ta Katie którą ja znałem i to wszytko moja wina.Ja nie wychowam tego dziecka, nie potrafię!-widziałam w jego oczach rozpacz i żal, nigdy nie widziałam go w takim stanie.
-Hej, no już spokojnie.Obydwoje zawiniliśmy i młoda nie powinna przez to cierpieć.Dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było, poniosło nas jesteśmy tylko ludźmi.Za parę dni wracam do Tulonu i prędko nie wrócę.
-Czyli mam to rozumieć jako zerwanie kontaktu?-rzucił z pretensjami w głosie.
-Zrozum przyjechałam i już wszystko spierdoliłam. Musimy zacząć wszystko od nowa, osobno.Tak będzie lepiej.-położyłam dłoń na jego ramieniu. 
-Chyba dla Ciebie.-trzaśnięcie drzwi zakończyło naszą rozmowę.
Jak zwykle zostałam sama to już stawało się normą.Nie rozumiałam tego, co ja miałam zrobić żeby wszyscy byli zadowoleni i dali mi w końcu święty spokój? Wszystko we mnie siedziało aż w końcu wybuchnęłam.Krzyczałam, kopałam, rzucałam wszystkim co było po ręką nie mogłam się powstrzymać.Zmęczona runęłam na podłogę wyciągając z szafki butelkę whisky. Wiedziałam, że nie powinnam do tego wracać, ale kto mnie zmusi?

Marco.

Wszystko kotłowało się w mojej głowię, nie wiedziałem czy wrócić czy powiedzieć sobie wreszcie dość.Kochałem ją i zrobiłbym wszystko żeby cofnąć ten pieprzony czas. Nie powinienem  prowokować tamtej sytuacji, ale w tamtym momencie nie myślałem o tym chciałem być jak najbliżej niej.Po dłuższej chwili pozbierałem się i zszedłem na dół.Siedziała zrozpaczona na kanapie ukrywając łzy przed rodziną.
-Marco gdzieś ty był? Widziałeś Tosie?-zatrzymałam mnie rozbawiona Camila.
-Zasnęła była zmęczona po podróży.Przepraszam Cię, ale muszę coś załatwić.-pożegnałem się serdecznym uśmiechem.
Próbowałem ułożyć w głowię jakiś plan.Co powiedzieć, jak się zachować, jak ją pocieszyć, ale była tylko pustka.
-Możemy porozmawiać?
-Nie mamy o czym.-rzuciła odwracając głowę w drugą stronę.
-Proszę, porozmawiajmy.-usiadłem obok niej.
-Nie tutaj.-poprowadziła mnie na taras.
Zastanawiała się chwilę aż w końcu uległa.Jej dłonie drżały od chłodu.Widać było na jej twarzy zdenerwowanie. Bez przerwy poruszałam się z jednego punktu do drugiego.
-Przeziębisz się.-założyłem na jej przemarznięte ramiona marynarkę.
-Od kiedy Cię to interesuje?-spytała obojętnie opierając się o barierkę.
-Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna.Jesteś matką mojego dziecka.I dobrze...
-I tylko tyle? Zawsze będziesz mnie traktował jako matkę twojego dziecka? Dlaczego nie wrócisz do niej po tym co widziałam w pokoju nie będziecie mieli z tym najmniejszego problemu. Ja sama poradzę sobie z dzieckiem nie potrzebuje twojej łaski.-próbowała zatopić swoje smutki w szklance alkoholu.
-Nie możesz pić!-wyrwałem jej szklankę z ręki.
Weź się w końcu w garść! 
-Ja mam się wziąć w garść? A ty to co? To nie ja biegam za nią jak pies! Po co obiecujesz mi to wszystko skoro i tak tego nie spełnisz? Ja chociaż próbuje żyć normalnie a ty żyjesz w wyimaginowanym świecie! Powiedź mi, że mnie nie kochasz, że nie chcesz ze mną być.Ja to zrozumiem i odejdę.
- Nie chcę Cię zostawiać za bardzo mi na tobie zależy.Chyba jednak coś musi być jeżeli zrobiliśmy to.-otarłem łzy z jej twarzy.
-Może to po prostu było zwykłe zauroczenie które nic nie znaczy.Dobrze wiesz, że łączy nas jedynie dziecko, którego w ogóle nie powinno być. Jeżeli uważasz, że Ci się uda to walcz o nią.-poklepała mnie po ramieniu dodając odrobinę otuchy.
-Nie sądzę to nie jest ta Tośka, którą poznałem, która była taka delikatna i bezbronna. Zmieniła się i to diametralnie. Chyba musze dać sobie w końcu spokój.-schowałem twarz w dłoniach ukrywając spływające łzy.
-Będzie dobrze.Pamiętaj, że masz mnie.-pocałowałem ją delikatnie.
Cieszyłem się, że jest ze mną i, że mimo tego wszystkiego co jej zrobiłem dalej mnie wspiera.

Tosia.

Obudziłam się z ogromnym kacem.Nie mogłam dojść do siebie widziałam tylko, że cały pokój był zdemolowany.Na podłodze leżały puste butelki po whisky i paczki po papierosach.Dawno nie zdarzyło mi się tak zapomnieć, mało co pamiętam z wczorajszego wieczoru.Chciałam przespać cały dzień, ale wiedziałam, że muszę ogarnąć pokój .Mozolnie wstałam z łóżka i pozbierałam wszystkie paczki i butelki.Nie mogła uwierzyć jak ja to wszystko zrobiłam nie było ani jednej rzeczy która leżałaby na swoim miejscu.Wiedziałam, że muszę coś ze sobą zrobić.Poszłam do łazienki i nałożyłam podkład na twarz próbując zakryć okropne worki pod oczami i w ogóle całą twarz.Spięłam włosy w niechlujnego koka i założyłam jakieś stare dresowe spodnie i najzwyklejszą koszulkę jaką miałam.Nie chciałam wychodzić z pokoju, ale nie miałam wyjścia musiałam zajść po jakieś tabletki przeciwbólowe.
-Już wstałaś dopiero 8:00.-schodząc po schodach usłyszałam głos taty.
-Nie mogłam spać głowa mnie boli.-odpowiedziałam szukając w szafce tabletek przeciwbólowych.
-Mam nadzieję, że będzie lepiej bo mamy zamiar dzisiaj jechać do babci.
-Mogę zostać w domu.Naprawdę nie dam rady, a nie chcę żeby babcia mnie widziałam w takim stanie.-spytałam robiąc łyk zimnej wody.
-No dobrze, ale ma być spokojnie bez żadnych niespodzianek!-spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.Wiedziała o co mu chodzi, ale zignorowałam to uśmiechem i skierowałam się do pokoju.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu więc wzięłam się za sprzątanie pokoju, zajęło mi to jakąś godzinę, udało mi się połowę rzeczy uratować, a połowę wyrzucić.
-Kochanie my już jedziemy.Bądź grzeczna.-przytulił mnie mocno tata.
-Obiecuje, trzymajcie się ciepło.-pomachałam im i wróciłam do sprzątania.

Marco.

-Dzisiaj mam USG.-usłyszałem głos Katie zapinając torbę treningową.
-Przepraszam Cię, ale nie dam rady.Muszę coś jeszcze załatwić po treningu.-westchnąłem wiedząc, że znowu ją zawodzę.
-Nic się nie stało. Dam sobie sama radę, nie przejmuj się.- pożegnałem się, ubrałem kurtkę i pojechałem na trening.
Ciężko było mi się skupić na ćwiczeniach cały czas to ona krążyła mi po głowię. Nie myślałem o tym czy da mi szanse, ale o jej zachowaniu.Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak mam to zrobić.
-Marco zawieziesz te papiery Tomkowi?-trener podał mi jakąś teczkę.
-Co to jest?-spytałem zdezorientowany.-Jakieś dokumenty, ale dokładnie nie wiem.Zawiózłbym je, ale mam jeszcze dużo roboty.Muszę już lecieć.-pożegnał się i wyszedł.Ja szybko przebrałem się i pojechałem do domu Wieczorków.

Tosia.


Siedziałam w salonie przed laptopem z butelką wódki.Wiedziałam, że nie powinnam robić tego co wczoraj, ale za bardzo mnie do tego ciągnęło.Czułam głód i nie dałam rady z nim walczyć.Gdy zapalałam kolejnego papierosa w mieszkaniu rozległ się dźwięk. Nie wiedziałam kto to może być nikogo się nie spodziewałam.Chwiejnym krokiem skierowałam się do drzwi, ale gdybym wiedziała kto w nich będzie stał nie otworzyłabym ich.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam próbując utrzymać równowagę.
-Przywiozłem dokumenty dla Tomka.Wpuścisz mnie?
-Proszę, niech pan wejdzie.-szyderczo uśmiechnęłam się wpuszczając go do środka.
Rozglądał się po całym mieszkaniu aż jego wzrok zatrzymał się na butelce.
-Piłaś?-spytał spokojnie odkładając papiery na półkę.
-No co ty ja? Przecież jestem grzeczną, ułożoną dziewczynką.-chwyciłam butelkę alkoholu.
-Odłóż to.-próbował wyrwać mi butelkę, ale nie miałam zamiaru tego zrobić.
-Puść mnie!-zrobiłam krok w tył przez co straciłam równowagę.Szybko zaczęłam obsuwać się na podłogę do czasu aż poczułam jego dłonie na swoich biodrach.
-Trzymam Cię.-przyciągnął mnie mocno do siebie.
-Nie potrzebuje twojej pomocy.Daj mi spokój.-wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam na kanapę żeby nie zaliczyć kolejnego upadku.
-Co się z tobą dzieję? Nigdy taka nie byłaś.-patrzył na mnie z politowaniem.
-Gówno wiesz.W ogóle mnie nie znasz.Piłam, paliłam, ćpałam.Jestem wredną, zimną suką, która nienawidzi się z kimś dzielić! Taka jestem i nie zmienisz tego!-patrzyłam na niego zeszklonymi oczami.
-Ja nie chcę żebyś się zmieniała tylko żebyś nie truła się tym świństwem! Nie pozwolę Ci na to.-usiadł obok mnie uśmiechając się jak zawsze uroczo.
-Pocałuj mnie.-rzuciłam gwałtownie.
Nie musiałam długo czekać.Złożył na moich ustach namiętny pocałunek.Pragnęłam go jak tylko mogłam.
-Kochajmy się.-zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli.
Widziałam w jego oczach ogromne podniecenie brakowało mu tego tak samo jak mi, chciał tego tak samo.Usiadłam na nim okrakiem całując namiętnie.Jego koszula wylądowała na podłodze uwielbiałam patrzeć na jego umięśnione ciało podniecało mnie to jeszcze bardziej.Czułam, że zbliżamy się do tego najważniejszego.Nie mogąc już wytrzymać pokierowałam jego dłonie w kierunku moich spodni, on już wiedział co ma zrobić.Nie pozostałam mu dłużna szybkim ruchem zerwałam jego spodnie i bieliznę.
-Ja nie mogę.-bełkotał podnieconym głosem.
-Ja też, ale pragnę Cię i nie potrafię tego zatrzymać.-odpowiedziałam zdyszana.
Nie przerwał tego stawał się coraz bardziej zachłanny dokładnie dotykał każdej części mojego płonącego ciała.Jego dłoń znajdywała się coraz niżej .Z moich ust wyrwał się głośny jęk gdy jego ręka pieściła mnie.Czułam się jak tamtej pamiętnej nocy tak samo wyjątkowo.Gdy poczułam jak delikatnie wsuwa się we mnie ogarnęła mnie nieopisana rozkosz.Nasze jęki mieszały się ze sobą czuliśmy spełnienie i w końcu swoją bliskość.Pewne było to, że będziemy tego żałować, ale teraz to było najmniej ważne.

sobota, 15 lutego 2014

***
23.
                                     ''Leżę w oceanie śpiewając Twoją piosenkę''.

''W każdym spotkaniu jest część
 żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu
 jest ta sama ilość radości ze spotkania.''

Obudził mnie delikatny dotyk jego dłoni.Słyszałam jego ciche kroki, jego równomierny oddech owiewający moje nagie ramiona.Nie pamiętam kiedy ostatni raz obudziłam się bez żadnych zmartwień i myśli, że ten dzień będzie jeszcze gorszy od poprzedniego.Leniwie otworzyłam powieki spoglądając na zegar.Wskazywał godzinę 8:00 jak dla mnie bardzo wczesną.Z wielkim mozołem wstałam z łóżka i udałam się do łazienki.Przemyłam twarz wodą próbując jakoś się ożywić chociaż było bardzo ciężko.W mojej głowię nadal krążył wczorajszy wieczór, którego tak naprawdę nie powinno być za bardzo nas poniosło a ja nie chcę niszczyć tego co jest miedzy nami, a jest przyjaźń na której cholernie mi zależy.Zrobiłam lekki makijaż, rozczesałam włosy, założyłam jakieś luźne ciuchy i skierowałam się do kuchni.
-Już wstałaś?-spytał kładąc na stół talerze.
-Nie mogłam spać.-odpowiedziałam opierając się o blat.
Objął mnie w pasie próbując pocałować, ale szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Coś się stało?-spytał nie rozumiejąc moje zachowania.
-Miłosz zrozum.To co stało się wczoraj w ogóle nie powinno mieć miejsca.Jesteśmy przyjaciółmi.Jeszcze chwila i mogliśmy wylądować w łóżku.
-Jakby tak to co? Może ja tego chciałem? Może chciałem mieć Cię w końcu dla siebie?-słyszałam w jego glosie złość i gorycz ale inaczej nie mogłam.
-Przestań.Chcesz zniszczyć to co jest między nami? Obydwoje żałowalibyśmy tego.-próbowałam go przytulić ale gwałtownie odsunął się ode mnie.
-Ja nie żałowałbym.-popatrzył na mnie i odszedł.
Ciężko mi z tym było, ale nic innego zrobić nie mogłam.Jednego już straciłam, drugiego nie mogę.

Marco.

Kolejny dzień i ta sama, monotonia.Jak nigdy trening dzisiejszego dnia sprawiał mi wiele trudności nic nie wychodziło tak jak chciałem.Na moje szczęście w końcu się skończył.
-Stary idziemy na jakieś piwo?-zawiązując buta usłyszałem głos Nuriego.
-Jasne, czemu nie.-odpowiedziałem bez zastanowienia.
Spakowałem się i pojechaliśmy do naszego ulubionego baru, w którym zdarzało się nam spędzać bardzo dużo czasu.
-No to stary mów.Co się dzieje?-spytał Nuri robiąc łyk zimnego piwa.
-Nic się nadzieje.-rzuciłem obojętnie.
-Nie rób ze mnie idioty przecież widzę.-nie chciałem z nikim o tym rozmawiać ale nie potrafiłem już sam sobie z tym poradzić.
-Tosia, ona wróciła do Tulonu.-na blacie lały się kolejne litry wódki.

-Jak to? Przecież mówiłeś, że wróciła cała i zdrowa.Myślałem, że wszystko jest już dobrze.-widziałem zdziwienie wymalowane na jego twarzy.
-Tak, ale dowiedziała się o mojej nocy z Katie, a co gorsza ona jest w ciąży.-ciężko było mi o tym mówić bo wiedziałem, że w tym momencie mimo, że jest moim przyjacielem uważa mnie za dupka i skończonego fiuta.
-Stary nie wiem co mam Ci powiedzieć.Może daj jej po prostu wszystko przemyśleć.Dobrze wiesz, że nie jest jej łatwo z tym wszystkim.Przemyśli i na pewno wróci.-poklepał mnie po plecach dodając otuchy.
-Obyś miał racje.

Tosia.

Siedziałam w salonie bijąc się z myślami.Wiedziałam, że muszą coś zrobić bo i tak za dużo się popsuło.Cały czas unikał mojego wzroku, ale ja tak łatwo nie chciałam się poddać.
-Może wybierzemy się na łyżwy.-rzuciłam entuzjastycznie.
-Wiesz, że nie umiem jeździć.
-No to Cię nauczę. No proszę, Miłosz.-uśmiechnęłam się próbując jakoś go przekonać.
-Dobra, ale masz być za 10 minut gotowa!
Nie musiał 2 razy powtarzać.Szybko założyłam kurtkę, buty i ruszyliśmy na lodowisko.Atmosfera w dalszym ciągu była napięta, ale ciągle próbowałam go jakoś rozweselić.
-Pamiętasz jak w gimnazjum na wycieczce zeszliśmy z trasy i zgubiliśmy się.
-Hmm pamiętam.Dostaliśmy taki ochrzan od nauczycielki, że aż się prawie popłakałem.-na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-To były dobre czas.Wiesz, przeraża mnie to jak szybko mija czas.Dopiero co bawiliśmy się na placu zabaw, a już przyszło nam rozmawiać o naprawdę ciężkich problemach.Chciałabym znowu mieć 10 lat i mieć wszystko gdzieś.
-Było o wiele łatwiej, ale i tak kiedyś musieliśmy się zmierzyć z tą rzeczywistością.Dobra koniec tych smutków idziemy się bawić!-chwycił mnie za rękę i pociągnął na lodowisko.
Dawno nie miałam okazji jeździć na łyżwach, ale szło mi na pewno lepiej niż Miłoszowi.Wyglądał naprawdę komicznie wykonując przeróżne i przedziwne figury.Dzieci patrzyły na niego ze strachem zastanawiając się co za idiota
wyszedł na lód.Przez krótką chwilę szło mu naprawdę dobrze do czasu aż wpadł na bandę.Strzelam, że musiało boleć.
-Żyjesz?-spytałam podając mu dłoń.
-To nie jest śmieszne! Idę do domu!-ciężko było mi powstrzymać śmiech widząc jego nadąsaną minę.
-No poczekaj.Mieliśmy jeździć razem, tak? Więc chwytaj łapy i jedziemy.-wyciągnęłam dłonie w jego
kierunku.
Leżeliśmy z jakieś 20 razy, ale było chociaż zabawnie! Jednak muszę powiedzieć, że z każdą minutą radził sobie coraz lepiej.
-Puszczam!

Marco.

-Ole! Ole, Ole, Ole! Nie damy się, nie damy się żadnej babie!
-Marco tu jest twój dom!-szturchnął mnie ledwo stojący na nogach Sahin.
-Faktycznie! Bym się nie zorientował.Chodź ze mną wypijemy jeszcze po piwku.-machnąłem ręką w jego kierunku.
-Nie muszę iść. Tugba mnie udusi i muszę jakoś prze trzeźwieć bo nie wyglądam chyba zbyt dobrze.-poprawił artystyczny nie ład na głowię.
-Te kobiety! Mi się zawsze Nuri podobałeś i pamiętaj o tym! Idę spać.-machnąłem ręką i skierowałem się do domu.
Całą drogę szedłem bez najmniejszego potknięcia i jak na złość musiałem wyryć przed samymi drzwiami.Stwierdziłem, że prześpię się na schodach ale było strasznie zimno co zmusiło mnie do pozbierania się.Nie powiem poszło mi to bardzo zgrabnie.Chociaż były straty w postaci jednej doniczki z kwiatkami.Niech spoczywa w pokoju.Próbowałem wejść jak najciszej ze względu na pobyt Katie w moim domu. Ściągnąłem buty, kurtkę i udałem się do kuchni.
-Gdzie byłeś?-i ten głos.
-No, no w barze byłem z Nurim.-chwyciłem się blatu żeby znowu nie zaliczyć orła.
-Wiesz jak się martwiłam nie mogłeś chociaż zadzwonić?-nie wiedziałem czy to te hormony ale normalnie mi się rozkleiła.
-Hej nie płacz.Przepraszam zapomniałem głupio wyszło.Nie możesz się teraz denerwować.-przytuliłem ją do siebie.
-Myślisz, że nie widzę tego? Jak za nią tęsknisz? Jak chciałbyś wrócić czas żeby nigdy to się nie stało?-popatrzyła na mnie swoimi przeszklonymi oczami.
-Katie zrozum.To już było i tego nie cofniemy nie możemy żyć przeszłością.Teraz ważne jest dziecko, a ty musisz być zdrowa.-złożyłem pocałunek na jej policzku i skierowałem się na piętro.
-Nie odpowiedziałeś mi.-nie chciała odpuścić, ale ile można się z tym kryć.
-Tęsknie.

                                                       (2 tygodnie później)

Tosia.

Święta. Mówi się, że najpiękniejszy czas w roku.Jak dla mnie nigdy nie były szczęśliwe, albo były to kłótnie, a czasem nawet gorzej ogromna pustka.Sama w wielkim domu czekająca nie jak wszystkie dzieci na Mikołaja, ale na własną matkę która wolała obcych facetów od własnej córki, ale w końcu trzeba o tym zapomnieć.Dzisiaj czekał mnie powrót do drugiego domu, do Dortmundu.Jasne wolałabym żeby to tata przyjechał do Tulonu na święta ale nie mógł zostawić Camili a tym bardziej ciężarnej Katie, a nie chciałam na pewno siedzieć na głowię Miłosza który też chce spędzić ten czas z rodziną więc nic innego mi nie pozostał jak wrócić.
-Moja mała wróciła!-objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Tęskniłam tato.Jak tam u reszty?-spytałam kierując się do samochodu.
-Wszystko w porządku no ale bez Ciebie było strasznie nudno.-od razu poprawiał mi się humor gdy mogłam porozmawiać z tatą.
Jazda minęła nam w naprawdę świetnych humorach.Dawno razem nie gadaliśmy o takich głupotach po prostu jak nie my.Gdy w radiu rozbrzmiała nasza ukochana piosenka nie mogliśmy sobie darować i jej nie zaśpiewać.
''Imagine there's no heaven.
 It's easy if you try.
 No hell below us,
 above us only sky.
 Imagine all the people, 
living for today''
-Kiedy my ostatnio to śpiewaliśmy?-spytałam ocierając łzy z policzków.
-Ten dzień zawsze będę pamiętał.Miałaś 12 lat i wtedy przyprowadziłaś swojego pierwszego ''chłopaka''.-byłam zaskoczona, że jeszcze to pamięta.
-O Boże! Jasiek Żmuda, przecież on był rudy!-śmialiśmy się jak małe dzieci wspominając to wszystko.
-Może i tak, ale ja bardzo go lubiłem.
-Nie wątpię jak codziennie przynosił Ci pizze.Oj to były czasy tatuś.-westchnęłam zmieniając stacje radiową.
Jakieś 5 minut później byliśmy na miejscu.Szybko zabraliśmy bagaże i skierowaliśmy się do mieszkania.W środku panowała iście świąteczna atmosfera.Wszystko było przystrojone choiną, bombkami i kolorowymi światełkami.
Wszędzie rozbrzmiewały piękne polskie i niemieckie kolędy.No i oczywiście zapach który od razu wzbudzał mój apetyt.
-Tosia! W końcu jesteś słońce.-na szyję rzuciła mi się prze szczęśliwa Camila.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę, jak zawsze wyglądasz pięknie.-obdarowałyśmy się serdecznym uśmiechem.
-Oj przestań, to ty wyglądasz pięknie.
-Dobra koniec tego słodzenia.Kobiety do roboty w końcu dzisiaj Wigilia i zjadłoby się coś dobrego.-wtrącił się ''pan domu''.
-Dobra, dobra już zaczynamy. Przebiorę się tylko i zaraz wracam.-poinformowałam Camilę i szybko poszłam się przebrać.
Otworzyłam pokój i wskoczyłam w jakieś stare ubrania.Gdy zeszłam na dół od razu zabrałyśmy się do lepienia uszek.Ojciec odkąd pamiętam zajmował się choinką i dzisiaj też się nie pomyliłam i nawet dobrze mu to wychodziło oczywiście jak na mężczyznę. Gdy udało nam się wszystko skończyć każdy poszedł się przygotować.Najpierw jak to w moim zwyczaju wzięłam długą, gorąco kąpiel dla odprężenia.Następnie zrobiłam lekkim makijaż, wyprostowałam włosy i założyłam kreacje ozdabiając ją delikatnymi drobiazgami.
-Kochanie chodź goście przyszli.
-Goście, jacy goście?-spytałam zdziwiona.
Byłam bardzo ciekawa więc dokończyłam ostatnie przymiarki i szybko zeszłam na dół, ale to co zobaczyłam było dla mnie ciosem.W drzwiach stała Katie, a obok niej Marco ze swoją matką i ojcem.Nogi podłamały się pode mną.Chciałam jak najszybciej uciec stamtąd, ale byłam jak w klatce.Próbowałam uniknąć tego spotkania ale jednak nie udało się.
-Tosia poznaj Thomasa i Manuele rodziców Marco.
-Miło mi państwa poznać.-wymieniliśmy uściski dłoni i kilka krótkich zdań.
Siedząc przy stole cały czas czułam na sobie jego wzrok, ale sama nie potrafiłam nie spojrzeć na niego zwłaszcza, że wyglądał zabójczo. Po kolacji wszyscy zasiedli w salonie przy lampce wina, a ja
udałam się do pokoju.Usiadłam na łóżku próbując złapać równy oddech. Ściągnęłam szpilki żeby moje nogi mogły w końcu odpocząć.Zamykając szafkę nocną usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Tato nic mi nie jest po prostu chcę trochę odpocząć.-rzuciłam obojętnie.
-Ode mnie?-zerwałam się gwałtownie z łóżka.
-Co ty tutaj robisz?
-Chciałem Cię zobaczyć, tęskniłem.-chciał mnie przytulić ale automatycznie odsunęłam się.
-Dlaczego ty musisz aż tak to utrudniać? My mamy o sobie zapomnieć, zrozum-odwróciłam się w stronę okna aby ukryć spływające łzy.
-Ja nie potrafię o tobie zapomnieć, za bardzo Cię kocham!-jego słowa coraz bardziej mnie bolały, bo przez nie nie mogłam o nim zapomnieć.
-Przestań! Teraz jest tylko Katie, nie ja! Nie możemy się cały czas oszukiwać my już nigdy nie będziemy razem!-krzyczałam mu prosto w twarz mając nadzieję, że zrozumie to i odejdzie.
-Proszę Cię, zamknij się.-nie zdążyłam się nawet obronić a jego ciało przybiło mnie do ściany, jego usta coraz zachłanniej pieściły moje wargi.
Byłam taka słaba, działał na mnie jak magnes nie potrafiłam się przeciwstawić i powiedzieć stanowczo NIE.Jednak chciałam tego.Nie widzieliśmy tylko 3 tygodnie a ja nie potrafiłam bez niego wytrzymać.Nie wiem nawet kiedy moja bluzka wylądowała na podłodze a nasze ciała na białej pościeli. Chciałam żeby to trwało wieczność, ale tak się nie stało.
_______________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo, ale jakoś tak wyszło.
Bardzo prosiłabym was o szczerość bo jeżeli blog was nudzi albo nie ciekawi to napiszcie.Po co mam was zanudzać jeżeli się nie podoba. :)
Od razu mówię, że nie jest to wymuszanie komentarzy.Lubię wiedzieć na czym stoję. :))
Tymczasem łapcie rozdział :)
Pozdrawiam <3 
PS: Gratulacje dla Justyny i Zbigniewa za złote medale! Są wspaniali <3
Teraz czekamy na Kamila :) <3




środa, 5 lutego 2014

                                                                       ***
22
                                                               Mijamy się. 
''Kochać to także umieć się rozstać. 
 Umieć pozwolić komuś odejść, 
 nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. 
 Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, 
 zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
 jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia,
czasem wbrew własnemu. ''

-Co ty tutaj robisz?-spytałam zmęczonym. obojętnym głosem.
-Nie możesz wyjechać, nie przeze mnie.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Ale ja nie wyjeżdżam przez Ciebie. Po prostu muszę przemyśleć niektóre rzeczy.
-Przemyśl je tutaj, w Dortmundzie.-widziałam na jego twarzy determinacje i upartość.
-Wiesz przyjeżdżając tutaj miałam w głowię ułożony plan, piękny plan.Pierwszym podstawowym krokiem miało być nowe życie, ale stoję w martwym punkcie i myślę, że to się już nie zmieni. Spotkało mnie tutaj wiele złych rzeczy, ale także dobrych i jedną z nich byłeś Ty.
-Tosia.-próbował coś powiedzieć, ale nie było to dla mnie ważne.
-Proszę Cię nie przerywaj mi.Chciałam Ci podziękować bo to dzięki tobie zmieniłam się.Stałam się pewniejsza siebie i coraz częściej uśmiechałam się, a nie jest tak łatwo doprowadzić mnie do uśmiechu.Wiem, że nieraz ciężko było ze mną wytrzymać i wpakowałam Cię wiele razy w poważne kłopoty i za to bardzo Cię przepraszam.-próbowałam powstrzymać łzy.
-Nie rób tego, nie mów tak jakbyś się ze mną żegnała.Ja Cię kocham! To nic nie znaczyło gdybym mógł cofnąć czas nie zrobiłbym tego, ja nie chce jej, nie chcę tego dziecka, chcę Ciebie.-przyciągnął mnie do siebie.
-Nie mów tak to dziecko nie jest niczemu winne.Przecież lubisz dzieci i na pewno będziesz świetnym tatą, ja to wiem.Nie mam Ci tego za złe Marco.Może tak musiało być, może nigdy nie mieliśmy być razem, może ty ją kochasz,ale sam o tym jeszcze nie wiesz.Po prostu kochaj swoje dziecko i daj mu całą swoją miłość jaką masz, nie pozwól żeby spadł mu z głowy chociaż jeden malutki włos, patrz jak dorasta, jak się zmienia i co najważniejsze nigdy go nie obwiniaj.Ja Ci wybaczam i mam nadzieję, że gdy kiedyś jeszcze się spotkamy zobaczę Cię na ulicy z twoim synem lub córką i będę miała pewność, że zrobiłam najlepsze co mogłam.-mój głos z każdym następnym słowem łamał się coraz bardziej.
-Ja chcę z tobą stworzyć rodzinę, mieć dzieci.Pamiętasz chłopiec, Marcel, dziewczynka, mała Tosia.Ja sobie nigdy tego nie wybaczę, że straciłem kobietę którą kocham ponad wszystko, ale wiem jedno.Nigdy nie przestanę jej kochać i wierzyć, że znowu będziemy mogli razem się śmiać, wygłupiać, płakać, kochać i żyć wspólnie.-nasze dłonie splotły się w jedną nić, nierozerwalną.
-Na mnie już czas. Pozdrów chłopaków, trenera i podziękuj im.Bądź przy niej w tych trudnych chwilach i nie opuszczaj.Daj jej to co dawałeś mi i to co mężczyzna powinien dać kobiecie.Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych nocy i tej twarzy która wywoływała na moich policzkach rumieńce.Bądź zawsze tym samym szarmanckim, uroczym, uśmiechniętym Marco Reusem i nie zmieniaj tego.-otarłam słone łzy płynące z jego policzków i złożyłam ostatni pocałunek na jego ustach.
Nie mogłam czekać dłużej wzięłam walizkę z jego ręki i ostatni raz popatrzyłam w te błękitne oczy.Bez zastanowienia udałam się w stronę samolotu.Nie szedł za mną wiedział, że tego nie chcę, że tak będzie nam łatwiej, ale kogo my chcemy oszukać nigdy nie będzie łatwiej.Zapięłam pasy i czekałam aż samolot w końcu wzbiję się w powietrze.Było tak samo jak tego dnia w którym zaczęłam swoją przygodę z Dortmundem.Deszcz, burza, łzy, rozpacz i pustka po osobie która zraniła, ale była dla mnie wszystkim.Unosząc się w powietrze widziałam jego smutek ukrywając pod sztucznym, stłumionym uśmiechem.Na chwilę obecną było to nasze ostatnie spotkanie, ostatnia wymiana uśmiechów i ostatnie machające dłonie w geście pożegnania.

Marco.

Patrzyłem jak odchodzi, a ja nic nie mogłem zrobić.Nie mogę wybaczyć sobie tego co zrobiłem, jak ją skrzywdziłem myśląc tylko o sobie.Dopiero teraz uświadomiłem sobie jaka jest dla mnie ważna, ale chyba o tą jedną noc za późno.Z ciężkim bóle patrzyłem jak samolot unosi się w powietrze i oddala coraz bardziej.Czekałem przyglądając się przez wielką szybę z nadzieją, że samolot zawróci.Ale kogo ja chciałem oszukać? Wiedziałem, że już nic nie zrobię więc wróciłem do domu.W środku panowała przenikliwa cisza, ale moja wyobraźnia nie dawała mi o niej zapomnieć.Widziałem ją jak siedzi na kanapie i uśmiecha się do mnie, jak oglądamy razem film przy lampce wina, jak krząta się po kuchni w samej bieliźnie i kusi swoim ponętnym ciałem.Musiałem się oderwać od tego chociaż na chwilę.Wyciągnąłem z lodówki schłodzone piwo wiedziałem, że nie jest to wyjście z sytuacji ale i tak nie miałem nic do stracenia bo najcenniejszą rzecz już straciłem.Wszystkie emocje kumulowały się we mnie i coraz bardziej narastały, a ja nie byłem wstanie ich opanować.Nie wytrzymałem, z całej siły rzuciłem wazonem o ścianę, wszystkie szklanki wylądowały na podłodze. Ja.Ja po prostu nie potrafiłem się opanować, nie myślałem racjonalnie.Biegałem po całym mieszkaniu, tratując wszystko co znajdowało się na drodze. Sypialnia.Sypialnia zamieniła się w obraz po bitwie, porozrzucane ubrania, porozbijane lustra, połamane meble.Czułem okropny ból w środku i na zewnątrz, a to przez rozciętą rękę. Zostawiając cały syf zszedłem na dół po jakiś bandaż.Otwierając szafkę w pomieszczeniu rozległ się głośny huk.

Tosia.

Tulon.Nic, a nic się nie zmieniło.To samo powietrze, ten sam zabiegany tłum, ten sam miejski szum.Ciężko było mi tutaj wrócić może dlatego, że nie miałam do kogo? Siedziałam na lotnisku jak zagubione, małe dziecko które zgubiło rodziców i nie wie co ma dalej robić.Łzy same płynęły po moich policzkach pokazując moją bezsilność i bezradność.Nie wiedziałam co dalej, ale nie mogłam siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą, nie po to tutaj przyjechałam.Zamówiłam taksówkę i udałam się do domu, ale nie swojego.
-Tosia?-na jego twarzy gościło ogromne zdziwienie.
-Hej Miłosz, mogę wejść?-obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
Nie powiedział nic, zabrał moje walizki i wskazał ręką żebym weszła.W jego domu czułam się zawsze bardzo dobrze, był miły, rodzinny i ciepły to czego nie było u mnie.Ściągając kurtkę widziałam jak wbija we mnie swój wzrok.
-Pomogę Ci.-lekkim ruchem zdjął ją i powiesił na wieszaku.
-Dziękuje za pomoc.Wiesz jeżeli Ci przeszkadzam to pójdę sobie.
-Nie no co ty jestem sam.Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?-kiwnęłam twierdząco.
Rozgość się w salonie, tam jest koc więc się ogrzej, a ja zrobię coś do picia.
Jak powiedział tak zrobiłam okryłam się ciepłym kocem i wpatrywałam w biały puch padający za oknem.
-Proszę, herbata jaśminowa twoja ulubiona.-położył przede mną kubek z gorącym napojem.
-Pamiętałeś, miło.-nie odrywałam wzroku od krajobrazu robiąc łyk gorącej herbaty.
-Trudno zapomnieć jak pijaliśmy taką codziennie po szkole i w zimowe wieczory.-uśmiechnął się jak zawsze uroczo.
-Tęskniłam za tobą, wyrosłeś przez te pół roku.-próbowałam zakryć płynące łzy.
-Ty jesteś jeszcze piękniejsza, ale nie przyjechałaś tutaj tylko żeby mi to powiedzieć, prawda? Co się dzieję Tośka?-odwróciłam głowę w drugą stronę próbując uniknąć jego przeszywającego spojrzenia.
Tosia wiesz, że mi możesz zawsze powiedzieć.-uklęknął przede mną podtrzymując delikatnymi palcami mój podbródek.
-Po prostu wróciłam żeby sobie wszystko poukładać.Myślałam, że tam będzie lepiej, ale tak się nie stało.-wstałam z fotela i skierowałam się w stronę okna.
Wiesz miałam tam chłopaka i wszystko było wspaniale do czasu gdy nie zdradził mnie z moją przyrodnią siostrą, a co najlepsze będzie miał z nią dziecko.-próbowałam być silna ale nie potrafiłam, w końcu wybuchnęłam  głośnym płaczem.Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, a ja nie potrafiłam tego opanować.
-Hej, nie płacz.On nie jest tego wart.Jesteś naprawdę świetną, mądrą dziewczyną.On może jedynie żałować, że Cię stracił.-przytulił mnie mocno do siebie.
-Dziękuje, że jesteś.Na Ciebie zawsze mogłam polegać, jesteś kochany.-popatrzyłam na niego z wdzięcznością.
W jednej chwili nasze spojrzenia zeszły się w jedną całość.Uwielbiałam patrzeć na jego czekoladowe oczy, zawsze mnie pociągały.Delikatnie odgarnął włosy spadające na moją twarz.Objął dłońmi twarz i powoli przybliżał do swojej.Nie potrafiłam przestać, za bardzo tego chciałam.
Chwilę później nasze usta złączyły się w jedno.Z wyczuciem pieścił moje wargi dając mi niepohamowaną rozkosz.Coraz bardziej traciliśmy nad sobą kontrolę, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać.

Marco.

-Co ty tutaj robisz?-pytałem próbując powstrzymać wybuch złości.
-Musimy porozmawiać wpuścisz mnie?
-Jasne, wchodź.-rzuciłem obojętnie.
Nie miałem najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę, ale wiedziałem, że i tak mnie to nie minie.Chciałem uniknąć zbędnych pytań chowając skaleczoną dłoń do kieszeni.Nie powiem bolało.
-Co się tutaj stało?-wręcz ze strachem przyglądała się na całe mieszkanie.
-Nic wielkiego.Chyba chciałaś o czymś porozmawiać.-próbowałem szybko zmienić temat.
-Tak, Tośka wyjechała i to przez nas.Nie mogę sobie tego wybaczyć.Musicie być razem ja usunę tą ciąże i już nigdy się nie spotkamy.-nie dowierzałem temu co mówiła.Wymachiwałem rękami próbując jakoś dojść do siebie.
-Twoja ręka! Pokaż to.-podbiegła do mnie przyglądając się ranie.
-Nic mi nie jest to tylko lekkie zadrapanie.-wyrwałem dłoń z jej uścisku.
-Siadaj, muszę Ci to opatrzyć.-próbowałem ją przekonać ale była nie ugięta.
Siedząc czekałem cierpliwie aż opatrzy ranę, bolało jak nigdy ale raczej się nie popłacze.
-Nie możesz usunąć tego dziecka.-przerwałem ciszę panującą w pomieszczeniu.
Wychowam je, znaczy razem je wychowamy.Nie możemy obwiniać tego dziecka.Będziemy rodzicami i to jest teraz najważniejsze.
-Marco, ale ja nie chcę do niczego Cię przymuszać najłatwiej będzie je usunąć.-chciała postawić na swoim ale byłem nieugięty.
-Słyszysz siebie? To jest niczemu winne dziecko.Pomogę Ci nie zostawię Cię samej jesteśmy w tym razem.
-Wczoraj mówiłeś co innego.-patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
-Jedna osoba powiedziała mi coś co dało mi dużo do myślenia i kazało w końcu dorosnąć.I chcę to zrobić.-otarłem jej mokry policzek.
Przybliżyłem się do niej i objąłem w pasie.Patrzyłem na jej smutną twarz, która rozrywała moje serce na tysiące kawałków.Złożyłem na jej ustach pocałunek.Widziałem, że boi się.Była tylko nastolatką która musi zmierzyć się z dalszym życiem, ale obiecałem mojej małej, że nigdy nie zostawię Katie i słowa dotrzymam.
______________________________________________________________________________
W każdy rozdział wkładam wiele pracy, ale na ten poświęciłam chyba najwięcej pracy i serca.Nie wiem czy wam się spodoba, ale ja czuje się zadowolona.Bynajmniej nie zależy mi na samych komentarzach bo to nie jest najważniejsze.Po prostu mam nadzieję, że są osoby które czytają bloga i podoba im się.Oczywiście jeżeli ktoś doda swoją opinię do tego czy innego rozdziału będę zadowolona i każdą jakąś uwagę przyjmę spokojnie.Nie będę pisać żebyście komentowały bo to zależy od was.Nie chcę by ktoś dodawał wymuszone komentarze.Myślę, że nie o to chodzi w tym wszystkim.Chyba każda z was wkłada w każdy rozdział serce, i  wiele pracy.
Pozdrawiam was <3